Tytuł : "Pamiętam..."
Bohaterowie : Jinon - Kim Jinchul / Kan
- Choi Younghak
Pairing: Jinon x Kan
Gatunek: One shot, Angst, Raiting R.
Zespół : F_cuz
Kim jesteś? Kim jesteś, by
wszystko osądzać?! Odbierasz mi wszystko co kocham! Nie chcę
być twoim kaprysem! Nie chcę, by coś potencjalnie dobrego
odbierało mi życie... Kim jesteś? Czemu ludzie cię kochają skoro
zadajesz ból? Kim jesteś... kto dał ci prawo, by tym wszystkim
kierować... kto dał ci prawo do ranienia ludzi... Kim jesteś...
kim ja jestem... Bez ciebie jestem nikim. Moje nikłe życie właśnie
popada w ruinę, moje serce krwawi i już nic mi nie pomoże. Moje
dłonie... skrywam w nich zapłakaną twarz, rękawy przesiąknięte
łzami... Gdzie jesteś? Gdzie... Dlaczego odszedłeś? Dlaczego...
przecież się kochaliśmy... Zarzekałeś, że mnie kochasz...
Wierzyłem ci... W KAŻDE TWOJE SŁOWO! W KAŻDE PIERDOLONE SŁOWO!
Jak mogłeś odejść... tak po prostu powiedzieć, że to nie ma
sensu... jak mogłeś mi to zrobić hyung... Obiecałeś mi...
Obiecałeś, że tak będzie już zawsze, że po powrocie do domu
dostanę twoje usta na tacy, a wieczorem twoje ciało... ja dostanę
twoje, a tobie oddam swoje. Kochaliśmy się... Nie! Wtedy tak
myślałem... Ty po prostu pieprzyłeś mnie jak jakąś cholerną
zabaweczkę... Ahh Younghak... byłeś taki głupi... Przecież
każdy wie, że zabawki szybko się nudzą, a potem lądują w
kącie... u innych dzieci albo w śmietniku... Dobrze wiedziałeś,
że tak będzie. Cierń oplata zraniony nośnik uczuć... Kim
jesteś? Jedyny w swoim rodzaju? Wyjątkowy? Specjalny? Uroczy?
Słodki? Seksowny... KURWA! Byłeś tak seksowny... kiedy
poruszałeś się przy mnie, ocierałeś o mnie, sprawiałeś, że
traciłem nad sobą kontrolę... Byłeś taki słodki, że miękłem
od razu kiedy czegoś chciałeś, byłeś taki uroczy... JAK
MOGŁEM DAĆ SIĘ PODPUŚCIĆ!? To dorosłe życie, a ja dałem
się wciągnąć w zabawę rodem z podstawówki. Ktoś w ręku trzyma
skrzydła mojej duszy... Od rana niebo było jakieś szklane, a teraz
zmierzchło całe i śnieg zaczął prószyć... Mogłeś odejść...
ja tu zostałem, tu przy fontannie, która jeszcze płacze oczyma
smoków zapatrzonych w ziemię – tak jak ja. Ty odszedłeś, ja
zostałem, aż strugi tych łez zobaczę zastygłe, niczym twoje
serce, aż cała smocza gromada zadrzemie... Moje dłonie drżą,
ciemność ukrywa mnie pod swoją płachtą czerni. Ciemność
przyjęła mnie jako swoje dziecko - dziecko nocy... Pada śnieg, a
ja stoję w środku parku w krótkim rękawie... Czemu jeszcze nie
zamarzłem? To boli... tak bardzo boli... cholernie pali serce.
TO BOLI !! TO KUREWSKO BOLI! Kim jesteś... Myślałem, że cię
znam. Sądziłem, że nigdy nie zrobiłbyś czegoś tak podłego...
Sądziłem, że jesteś szczery wobec mnie... Kim jesteś?
Czy on był gotów poświęcić
swoje serce? Przecież musiałem to zrobić... Nie później
tylko teraz. Inaczej cierpiałby jeszcze bardziej, ale czemu mam
poczucie winy... We mnie NIE WOLNO SIĘ ZAKOCHIWAĆ. Zawsze
przetrzymywałem każdego miesiąc, dwa, a potem uciekałem jak
tchórz. Każdego raniłem, bawiłem się i wyrzucałem...
Jesteś żałosny Jinchul... żałosny jak najgorsze, bezwartościowe
ścierwo... Nikt nie mógł upaść niżej niż ty... Nawet teraz gadasz sam do siebie jak jakaś narcystyczna diva, mówisz o
sobie w trzeciej osobie no i... No i powinieneś zniknąć z
powierzchni ziemi za takie wybryki... Powinieneś się ukarać...
Ale takie życie... Ono będzie mnie prześladować już zawsze...
Karma mi odpłaci za moje uczynki, zadośćuczyni... W końcu
przyjdzie ten czas I wtedy nawet ja poniosę klęskę. Mówiłem...
nie zakochuj się głupi... Miałem rację...
Nie
mogłem dłużej zostać w dormie. Miałem dość... Wybiegłem więc
mając nadzieję, że gdzieś go znajdę. Minąłem jeden budynek,
kolejny, jakąś ławkę, staw... Każde miejsce miało jego
cząstkę... W każdym musieliśmy się znaleźć... W każdym działo
się coś ważnego. Kim jesteś, by nadawać wszystkiemu dyrektywy, a
potem nagle niszczyć wszystko... Dlaczego... Pytam się...
DLACZEGO?! Czuję się jak ślepiec szukający zguby pośród własnej
ciemności...
Dotarłem
na obrzeża miasta. Byli tam gdzie zwykle, przy opuszczonej fabryce.
Podszedłem I przywitałem się z tymi wyrzutkami, bo tylko tutaj
pasowałem... Wybryki traktujące wszystko jak zabawę... Hah... To
tak jak ja uczucia. Całkiem zgrana paczka... Wstydzę się siebie I
czemu o tym wszystkim myślę?! Bez przerwy jeden temat zaprząta mi
głowę... Jeden temat... On... Co się ze mną dzieje? Wtedy to
przed nami pojawił się właśnie on, nikt inny tylko on, który
wyrósł z ziemi tak po prostu. Śledził mnie?
-A ty co tu robisz
mały?- spytał się przywódca bandy, ale odpowiedziała mu tylko
cisza.
-Każdy
obcy na naszym terenie musi zostać zniszczony. Nie masz tu prawa
bytu miastowy. - dodał po chwili goryl stojący po jego prawej,
jednak ten nie zwracał na nich uwagi. Jego wzrok skierowany był na
Jinona. Kocham cię... Kocham cię... Kocham cię... Myśli
nie dawały za wygraną, a usta nie chciały współpracować. Kocham
cię.. Powiedz to! Zawsze mu to mówiłeś... Pokaż mu, że
pójdziesz za nim na koniec świata...
-Kocham
cię hyung!- krzyknął po czym oberwał od przywódcy I od reszty
spółki. Bił się, ale nie mógł poradzić sobie sam z taką
grupą. W końcu pogodził się z losem. Pogodził się z brakiem
ukochanego I z platoniczną miłością. Chciał umrzeć, chciał iść
w ciemność, jak najdalej od tego okropnego świata... To
boli... Jinon stał za ścianą
I nie mógł obserwować bójki. Czuł się dziwnie, w sumie jak
nigdy. Przypomniał sobie dzieciństwo. Wszystko zawsze razem – on
I Kan... Zawsze razem...
Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza. Jednak mam
uczucia... Jego oczy.. To spojrzenie... Te niebieskie, delikatne
włosy, w które lubiłem pakować dłonie... Jego głos, tak ciepły
I miły. Jego dotyk... pamiętam go. Pamiętam wszystko... Czemu? To
boli... Czemu to tak bardzo boli... Po
jego policzku spłynęła kolejna łza I następna. Przetarł twarz rękawem I rzucił się na pomoc chłopakowi. We dwójkę mieli
większe szanse. Minęło 5 minut, a grupa zrezygnowała I rozeszła
się rzucając mięsem w chłopaków. Oboje siedzieli opadnięci z
sił pod murkiem.
-Skoro
mnie nie kochasz... to czemu mi pomogłeś? Czemu nie odszedłeś...
W sumie I tak bym cię znalazł, ale czemu mnie nie zostawiłeś...
Czemu...-wyszeptał nagle Kan.
-Bo...
- zawahał się Jinon. - Bo uświadomiłem sobie, że cię kocham...-
odpowiedział mu podmuch wiatru I cisza przedmieścia. Młodszy ułożył
usta w dziwnym grymasie I spytał:
-Skoro
mnie kochasz to czemu mnie zostawiłeś... Czemu zerwałeś I
uciekłeś...- nie chciał patrzeć mu w oczy, więc obserwował
pustą przestrzeń przed sobą.
-Ja...Younghak
słuchaj... Dobrze wiesz jaki jestem. Po krótkim czasie bycia z kimś
odchodziłem... Wiedziałem, że długo razem nie pociągniemy I
wolałem zerwać szybciej niż później jeszcze mocniej kogoś
zranić... Ciebie nie chciałem ranić w ogóle...- odparł I obrócił
się twarzą do kolegi.
-Nie
chciałeś.. ALE ZRANIŁEŚ! “Nie chciałem.” Tak możesz sobie
mówić jak zbijesz komuś wazon w domu albo niechcący walniesz, a
nie jak złamiesz komuś serce. Nikt cię tego nigdy nie nauczył?!
Bawić się uczuciami... Nikt nie kupował ci nigdy zabawek, że
teraz sobie odbijasz?! Kocham cię I nienawidzę zarazem...
Hyung...-urwał I poczuł, że starszy przysunął się bliżej.
-Dongsaeng...
Ja po prostu wiem... Wiem, że mogło cię to zaboleć bardziej za
jakiś czas. Tak było zawsze... Ale teraz żałuję... Uświadomiłem
sobie ile razem przeszliśmy... wspomnienia wróciły. Te dobre, te
złe, te prawdziwe I jedyne. Te wyjątkowe, dzięki którym już wiem
co oznacza KOCHAĆ. Kocham cię I nie chcę tego zmieniać.-
rzekłszy przetarł policzek Kana I oboje się uśmiechnęli.
-Też
cię kocham... Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo...- wyszeptał
chłopak.
-Mówiłeś
coś?- spytał starszy.
-Nie,
nie... Nic ważnego.-odparł Kan.
-Kocham
cię dongsaeng... I nic już tego nie zmieni.-
______________________________________________________
I jak minna ? ^^ Jutro będzie już tablet, więc raczej będę wrzucać ficki częściej ^^ <3 Ahhh... czekam na to ;3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz