sobota, 9 listopada 2013

B-Joo x Luhan EXO & Topp Dogg

Tytuł:”No, no, no no more... tomorrow.”
Bohaterowie: Lu Han (Luhan); Park Chan Yeol (Chanyeol); Kim Byung Joo (B-Joo); Jeon Hojoon (Hojoon); Kim Hansol (Hansol); Shin Jiho (Xero); Wu Yifan (Kris); Huang Zitao (Tao); Oh Se Hun (Sehun)
Pairing: Luhan x B-Joo
Gatunek: One shot, Rating – R, Dramat, Romans, Supernatural.
Zespół: EXO & Topp Dogg




     Jego oczy gasły. Czułem jakbym błądził w nieprzeniknionej ciemności. Moje serce pękało z każdym jego oddechem. Czułem, że gdy nadejdzie ten ostatni, moje serce także przestanie bić.

     Szedłem spokojnym krokiem do domu. Wracałem prosto z lotniska, zmęczony i całkowicie wycieńczony umysłowo. Dopiero wróciłem z Chin, ponieważ mieliśmy tam trening specjalny. Stęskniłem się za swoim łóżkiem i tym cholernym Seoulem – pełnym świateł, hałasu i upierdliwych ludzi. Chciałem jedynie położyć się spać... To było moje marzenie tamtej chwili.
     Nagle niedaleko mnie zrobił się niewielki zamęt. Byłem ciekawy co się dzieje w sercu tego zamieszania, więc stanąłem na murku i ujrzałem dwóch chłopaków, wśród tłumu piszczących dziewczyn. Mało co nie straciłem słuchu, mimo iż byłem dosyć daleko. Przyjrzałem się tej sytuacji trochę bardziej i dostrzegłem Luhana i Chanyeola z EXO. Byłem ich fanem, więc nie trudno było ich rozpoznać, nie dziwił mnie już ten tłum. Stwierdziłem wtedy, że pomogę im się stamtąd wydostać. Te fanki nie wyglądały na zdrowe na umyśle, a dodatkowo widać było, że chłopcy sobie nie radzą. Rozejrzałem się tylko, czy nie ma tam żadnych kamer, które mogłyby mi zaszkodzić w jakiś sposób. Po oględzinach bez wahania wbiłem się w harmider i przedarłem do środka tej dżungli pełnej zwierząt skorych do konsumpcji bezbronnych roślinożerców. Typowe sasaengi... Kiedy tylko miałem ich w zasięgu, złapałem Luhana za nadgarstek i pociągnąłem do siebie, wtedy ten chwycił Yeola. Ruszyłem przed siebie, ciągnąc ich za sobą. Gdy byliśmy pomiędzy rozwrzeszczanymi nastolatkami, które przestały ogarniać sytuację, skorzystałem ze swojego daru.
Po chwili znaleźliśmy się niedaleko wytwórni SM. Puściłem natychmiast Lu i postanowiłem w końcu wrócić do domu. Luhan otrząsnął się momentalnie i szarpnął mnie za koniuszek koszulki.
     -Dokąd idziesz?! Mów co się stało. Lepiej szybko... Jak my?... - Rzucił szybko pytaniami.
     -Ummm... Do domu? - Uśmiechnąłem się delikatnie. - Muszę uciekać! - dodałem po chwili i puściłem mu oczko. Chanyeol patrzył na nas zdziwiony. Zacząłem biec, by jak najszybciej doznać bliskiego spotkania trzeciego stopnia z własnym łóżkiem.
     -Zaraz! Jak się nazywasz?! - Krzyknął jeszcze póki słyszałem.
     -Byungjoo, gege. Nazywam się Kim Byungjoo! - Odparłem głośno i zniknąłem za zakrętem.

     Do domu wróciłem z godzinę po całym zajściu. Padałem z sił, więc jedynie zakluczyłem drzwi i padłem na łóżko. Ledwo wtuliłem twarz w poduszkę i nie minęła nawet minuta, a Morfeusz podał mi dłoń, zabierając momentalnie do swojej krainy.
     Błąkałem się po kompletnym pustkowiu, zero roślin, ludzi... Dookoła tylko kilka niewielkich rzek, ciemność, cisza... Czułem jakbym miał się utopić we własnych łzach... w tych oto rzekach...
     Następnego dnia mieliśmy mieć trening, brakowało nam 2 miesięcy do debiutu. Wraz z Hansolem, Xero i Hojoonem wędrowaliśmy właśnie do schodów. Kątem oka dostrzegłem postać na kanapie przy biurze. Nasza rozmowa automatycznie ucichła. W holu siedział spokojnie Luhan. Nie mogłem uwierzyć, że go widzę. Tu, w Starship.
     -Idźcie przodem, zaraz was dogonię. - Rzekłem, podchodząc do blondyna. - Co ty tu robisz, gege? - Wytrzeszczyłem oczy, a kumple magicznie się zwinęli.
     -Musiałem cię znaleźć, dongsaeng. Nie mogłem przestać myśleć o wczorajszym, zapomnieć o tobie... Zaintrygowałeś mnie i musisz mi wyjaśnić parę rzeczy. - Dociekał, wpatrując się we mnie.
     -Niczego nie musisz wiedzieć. - Starałem się utrzymać sekret z daleka od innych ludzi. - Nie chciałem tylko pozwolić, by któryś z was ucierpiał przez chore fanki. - Rzuciłem jedynie.
     -Przecież to nic wielkiego, możesz mi powiedzieć... Nie pomijaj tego co ma największy sens. - Skontrował, nadymając policzki.
     -To nic istotnego. - Okręciłem się na pięcie i ruszyłem na próbę lekko spóźniony.
     -Moc Kaia. - Powiedział dość głośno, co sprawiło, że zatrzymałem się na chwilę na schodach. Westchnąłem cicho, zagryzając dolną wargę. - Nie musisz się bać. - Zmartwił się. Ja w odwecie jedynie mruknąłem cicho. - Będziesz gotowy, by mi powiedzieć. Zobaczysz. - Na jego ostateczne słowa, odszedłem zrezygnowany.

     Po ciężkim treningu szybko skoczyłem pod prysznic. Nie uśmiechało mi się wracać w tak opłakanym stanie do domu. Cóż, nie spodziewałem się, że po kąpieli w szatni spotkam gege.
     -Śledzisz mnie? Huh? - Spytałem, pośpiesznie się ubierając. Lu obserwował mój brzuch, to szyję z dziwnym uśmieszkiem. Nie powiem, że nie podobało mi się to, bo bym skłamał, ale wydawało się to dość dziwnym zjawiskiem. - Huuuuum? - Przeciągnąłem, a ten otrząsnął się z transu, spowodowanego moim ciałem.
     -Nie, po prostu chciałem odprowadzić cię do domu i skoczyć przed tym na jakąś kawę, czy coś... - mruknął szurając butem po podłodze. Spojrzałem na niego z szelmowskim uśmiechem, zakładając bluzę.
     -Przyznaj, że nie interesuje cię zdarzenie, a moja osoba. Widzę to po tobie. - Próbowałem jakoś go zniechęcić, ale nie dawał za wygraną, więc poszedłem z nim do miasta.
     Usiedliśmy w kawiarni z pięknym wystrojem. Czułem trochę klimaty z Chin, ten koloryt... Jednak bardziej zwracałem uwagę na Luhana. Na jego delikatne rysy twarzy, jasną cerę i rumiane policzki, kiedy dostrzegał, że go obserwuję. Jasne włosy opadały na czoło i sprawiały, że wydawał się jeszcze bledszy. Jego usta przyciągały największą uwagę, koralowe skarby, które układały się w niesamowicie piękny uśmiech. Wiedziałem tamtego dnia, że nigdy go nie zapomnę. Zacząłem rozmawiać z nim normalnie, nie wypytywał wtedy o moją tajemnicę. Czułem się komfortowo, więc chętnie odpowiadałem na każde jego pytanie. Dzień był bardzo miły i po wszystkim nie mogłem normalnie zasnąć. Widziałem go... cały czas widziałem go przed moimi oczami. Jakby ktoś trzymał mi przed twarzą jego zdjęcie... Wspaniałe uczucie.

     Od spotkania w kawiarni minął dobry miesiąc. Tamtego dnia przekonałem się do gege i dałem poznać jak nikomu innemu. Nawet w zespole nie wiedzieli o mnie tyle co on. Dogadywaliśmy się świetnie, zacząłem się w nim zakochiwać, jednak nie byłem pewny czy tak można. Dwa zespoły... dwóch facetów... Bałem się jak mogą zareagować fani na taką wieść. Trzymałem się na dystans, ale i tak codziennie słyszałem od niego: „Jesteś moim sercem”.Często sypiał w moim mieszkaniu, więc miał klucze. Widywaliśmy się codziennie i coraz to ciężej było mi ukrywać moje uczucia do niego. To cholernie bolało.
     Pewnego dnia spacerowaliśmy przez miasto. Nagle Luhan przypomniał sobie o pamiętnym dniu w okolicy lotniska. Zaczął ponownie wypytywać, a ja nie chciałem... Nie chciałem za żadne skarby ujawniać tej części siebie. Chciałem być normalny w jego oczach, jednak on już był pewien tego kim jestem naprawdę. Cały we łzach wybiegł na ulicę, nie zdążyłem zareagować. W Lu uderzył pędzący z dużą prędkością samochód. Blondyn odleciał kilka metrów dalej, a dosłownie sekundę po tym ja już klęczałem przy nim. Krew ciekła po jego skroni, strużka płynęła z ust, a skóra na lewej ręce była mocno obdarta, to samo tyczyło się nogi. Kierowca czym prędzej zadzwonił po karetkę. Jednak kiedy tylko się obrócił, przeniosłem nas do szpitala.

     Luhana zabrali na szybkie badania, sprawdzali czy nie ma krwotoku, martwiłem się okropnie. Po policzkach mimowolnie spływały mi łzy. W szpitalu niedługo po telefonie do SM, zjawili się Kris, Sehun i Tao, by mieć wgląd w sytuację swojego przyjaciela. Ja zaś mógłbym wyrobić tunel w korytarzu od mojego chodzenie to w jedną, to w drugą stronę. Bałem się, że go stracę... to wszystko było moją winą. Miał nadzieję, że jak pobiegnie na ulicę to pokażę swój dar... Jednak zawaliłem. Nie uratowałem go. Nie mogłem tak szybko zareagować... Jestem takim idiotą, że go nie złapałem za rękę, koszulkę... cokolwiek... Byung, jesteś idiotą... Cholernym, pieprzonym idiotą bez mózgu...
     Lekarze po kilku godzinach poinformowali nas o stanie zdrowia starszego. Okazało się, że wypadek nie zadał większych obrażeń, ale ma rzadką chorobę serca, która go zabija. Został mu jeszcze tydzień życia i nie wiadomo, czy wybudzi się ze śpiączki.
     Wziąłem wtedy wolne i spędziłem przy nim każdą chwilę. Nawet spałem w szpitalu, tuż obok jego łóżka, trzymając jego dłoń i wyczekując na jego przebudzenie. Łudziłem się tak bardzo, płakałem dniami i nocami, patrząc na jego twarz. Ten beznamiętny wyraz ranił moje serce.
     Nadszedł dzień szósty. Wtedy się przebudził, ale nie był do końca przytomny. Wszystko we mnie rozpadało się na małe kawałeczki. Tego dnia to dostrzegłem. Jego oczy gasły. Czułem jakbym błądził w nieprzeniknionej ciemności. Moje serce pękało z każdym jego oddechem. Czułem, że gdy nadejdzie ten ostatni, moje serce także przestanie bić... Wiedziałem, że nie zostało mu dużo czasu, więc postanowiłem coś z tym zrobić. Złożyłem na jego ustach pierwszy i ostatni nieśmiały pocałunek, po czym wyszedłem z sali.

     Kilka dni później Luhan był w pełni świadomości, lekarze nawet postanowili wypuścić go ze szpitala, ale miał iść z pielęgniarką, która będzie go pilnować. Lu zdziwił się, że nie ma przy nim jego ukochanego, ale ruszył szczęśliwy do domu. Miał nadzieję, że tam się spotkają.
Kiedy tylko wszedł do mieszkania, na biurku w ich pokoju dostrzegł list. Podszedł niepewnie i powoli go otworzył. Na kopercie widniał napis: „Do Anioła”. Treść listu zaś taka:

Najukochańszy Luhannie,
     Chciałbym Ci powiedzieć jeszcze tak wiele, chciałbym być teraz przy Tobie i widzieć Twój słodki uśmiech, piękne oczy. Chciałbym usłyszeć Twój cudowny głos, poczuć Twój zapach... Kochałem Cię ponad wszystko i nigdy nie myślałem, że zakocham się w kimś tak mocno. Ukrywałem moje uczucia, trzymałem na dystans. Bałem się nowości, bałem się, że znowu zostanę zraniony, jednak nic takiego się nie stało. Jesteś wspaniałym człowiekiem i nie zamieniłbym chwil spędzonych z Tobą na nic innego. Chciałbym przeżyć to jeszcze raz, ale to już nie możliwe. Marzyłem, by spędzić resztę życia z Tobą, marzyłem o debiucie, o stanięciu na jednej scenie razem z Tobą. Jesteś moim najukochańszym Aniołkiem. Nie myślałem, że tak się to potoczy, ale cieszę się, że poszedłem z Tobą i mogłem przeżyć jeszcze trochę tak magicznych chwil. Miałem Ci powiedzieć o czymś bardzo ważnym, ale to już nie miało znaczenia w tamtym momencie. Miałem poważnego raka mózgu, lekarze dawali mi 2 lata życia, ale co mi z dwóch lat bez Ciebie... Nawet debiut i możliwość pokazania własnej muzyki nie dawała radości. Płakałem wiele nocy przy Twoim łóżku, prosiłem Boga o pomoc, jednak nikt nie odpowiadał. Po Twoim wypadku lekarze wykryli u Ciebie poważną chorobę serca, potrzebowałeś przeszczepu. Pamiętasz... jak codziennie mówiłeś mi, że jestem Twoim sercem?... Od teraz będę nim na zawsze.

                                                                                                                         Kocham Cię Aniołku.
                                                                                                                         Na zawsze Twój,

                                                                                                                                                Byungjoo.


_______________________________________________________________________
Miałam ochotę rozwinąć się bardziej, ale popłakałam się przy pisaniu tego listu i nie dałam rady uzupełnić środkowej części w więcej szczegółów, za co bardzo was przepraszam. Przypominam sobie ten list patrząc na opowiadanie i płaczę... Po prostu płaczę jak dziecko... ~ Kana