poniedziałek, 9 czerwca 2014

Tao x Kai; Tao x Sehun EXO

Tytuł:”Nie wybrałem.”
Bohaterowie: Wu Yifan (Kris); Huang Zitao (Tao); Oh Se Hun (Sehun); Kim Jongin (Kai); Park Chan Yeol (Chanyeol); Do Kyungsoo (D.O)
Pairing: Tao x Kai; Tao x Sehun
Gatunek: One shot, Rating – R, Dramat, Romans.
Zespół: EXO - ONE ONE 12




Drogi Krisie,
Dzisiejszy dzień był jak każdy inny. Na uczelni znowu czepiali się o mój wygląd. Nie rozumiem już świata. To straszliwie boli... Chciałbym wreszcie żyć normalnie, ale jak widać inność jest tępiona w sposób perfekcyjny. Ludzie chyba zawsze będą zacofani i nietolerancyjni w swoim myśleniu i działaniach. Powoli przestaję to znosić... Ja chyba tracę siły...
                                                                                                        Twój przyjaciel,
                                                                                                        Huang Zitao


     Zajęcia na uczelni skończyły się wyjątkowo późno. Na dworze od godziny było ciemno. Szedłem spokojnie ulicą w stronę domu, skręciłem w tą samą uliczkę co zwykle. Droga rozciągała się pomiędzy tyłami domków jednorodzinnych, a latarnie rzadko kiedy świeciły, bo większość w tej okolicy jest uszkodzona. Zawsze było tam spokojnie, ale dzisiejszy wieczór stanowił wyjątek. W jednej chwili podbiegła do mnie grupa ludzi w maskach i kapturach. Zaczęli bić mnie pałkami i wszystkim co mieli pod ręką, wyzywając co chwilę od najgorszych. Zdawało się, że to trwa wieczność, świat zwolnił kiedy oberwałem w głowę. Grupa zaczęła uciekać, a ja poczułem się ociężały. Zaczął padać śnieg, czułem przymrozek... Mój oddech stał się płytszy, osunąłem się na ziemię, a w moim świecie zapanowała głucha cisza.

     Obudziłem się w zupełnie nieznanym mi pokoju. Delikatne, beżowe ściany wręcz błyszczały od światła słonecznego. Za oknem stał zimowy obraz, płatki śniegu spadały równomiernie, a ich lot przypominał taniec. Głowa bolała mnie bardzo mocno, a obraz lekko się rozmazywał. Dalej czułem się ociężały I miałem wrażenie, że to już niebo. W tej samej chwili do pokoju wszedł chłopak w szarej bluzie. Dostrzegałem jedynie kosmyki jego włosów, wystające spod założonego kaptura, chociaż I tak ledwo dostrzegałem, czy był to jasny brąz, czy też blond. Obraz ciągle był niewyraźny. Wiedziałem tylko, że przyniósł tackę, a na niej kubki. Zaraz po tym podszedł do mnie z jednym, w dalszym ciągu chowając twarz. Poczułem smak zielonej herbaty, którą bardzo lubiłem. Na uczelni zawsze taką zamawiałem I delektowałem się nią przez cały czas przeznaczony na długą przerwę pomiędzy wykładami. Nagle jego dłoń wylądowała na moim czole, chyba sprawdzał, czy nie mam gorączki. Miał taką delikatną skórę... znajome, ciepłe I miłe dłonie. Obraz zaczął znikać, ponownie zapadła ciemność.

     Przebudziłem się, kiedy za oknami było już ciemno. Kiedy się obróciłem, na półce obok łóżka leżała kartka z napisem: “Na krześle masz czyste ubrania, twoje niestety były we krwi do tego stopnia, że nie dało się ich doprać. Musiałem wyjść do pracy, wrócę w nocy, ale mieszkanie możesz zostawić otwarte, bo mój współlokator powinien się niedługo zjawić. Uważaj na siebie, xoxo.”. Pismo było ładne, aż nazbyt ładne jak na chłopaka, ale nie wnikałem. Ubrałem się I zniknąłem w ciemności tejże nocy, a po dziesięciu minutach znalazłem się w domu. Ta cała sytuacja męczyła mnie jeszcze z dobrą godzinę. Trapiło mnie to, kim jest chłopak, który mi pomógł, ale w końcu przemogłem się I poszedłem spać, w końcu rano kolejne wykłady, mimo że była to niedziela.

     Kiedy tylko zadzwonił budzik, poszedłem wziąć szybki prysznic, ubrałem się, zjadłem ostatnią bułkę I ruszyłem na zajęcia.
     Po piętnastu minutach wybiegłem z tramwaju I poleciałem do budynku, w którym akurat miały zaczynać się pierwsze tego dnia wykłady. Po drodze natrafiłem na Chanyeola, który dziwnie mi się przyglądał, jednak minąłem go szybko I wylądowałem na sali. Po chwili pisania, podniosłem głowę, by spojrzeć na profesora. Moją uwagę przykuł jednak chłopak siedzący niedaleko mnie, spoglądał w moją stronę, uśmiechając się serdecznie. Analizowałem, przyglądałem się I doszedłem do wniosku, że to Kim Jongin z trzeciego roku. Skoro nie widziałem dobrze z tak bliska, to faktycznie mocno musiałem oberwać, w końcu mam zdartą skórę na plecach, podrapaną szyję I twarz, nie wspominając już o nosie I wardze... Cieszę się jedynie, że nikt nie wypytywał się czemu jestem w takim stanie, w końcu na uczelni nie miałem przyjaciół, bo nikt nie lubił tam homo, a po mnie... na pierwszy rzut oka było widać. Nie kryłem się ze swoją odmiennością, traktowałem ją raczej jako coś wyjątkowego. Przez to także dostawałem baty, tak jak ostatnio...

Drogi Krisie,
Dziś na zajęciach znowu zostałem pochwalony I dostałem najlepszy stopień za egzamin semestralny. Mam nadzieję, że utrzymam się tak do końca studiowania, bo wtedy ukończę uczelnię z najlepszym wynikiem. Mam też nadzieję, że jesteś ze mnie dumny.
                                                                                                    Twój przyjaciel,
                                                                                                     Huang Zitao

     Kolejnego dnia po zajęciach wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Poszedł do mnie Kim Jongin I nawet zagadał. Dotąd nikt z uczelni nie rozmawiał ze mną, a to... wydawało się jak sen. W dodatku jest to chłopak, który bardzo mi się podobał. Zawsze podziwiałem jego oryginalny wygląd, pełne usta I ruchy. Tak... sposób w jaki się poruszał był perfekcyjny w każdym calu. Na przerwach, delektując się herbatą zawsze na niego patrzyłem. Siadałem specjalnie w miejscu, z którego dobrze było widać jego stolik – nazywany także stolikiem elity. Przyjaźnił się z Do Kyungsoo, więc zawsze byli razem. Można było pomyśleć sobie, że Kyung bardzo lubi Jongina, ale przecież każdy inny był tu hetero, więc... wszystkie te myśli uciekały po chwili w siną dal. Mogłem jedynie pomarzyć o obiekcie moich westchnień. Nieosiągalny – tyle mogłem rzec w obecnej sytuacji. W dalszym ciągu jednak czułem na sobie cudzy wzrok, kiedy rozejrzałem się dookoła, ujrzałem Yeola z blondynem, który z tego co mi się kojarzyło nazywał się Oh Sehun. Oni oboje od wypadku samochodowego rodziców Chana wszędzie chodzili razem, jak papużki nierozłączki. Widać, że ciemnowłosy bardzo troszczył się o Huna, ale mniejsza z nimi. Ważniejszym w tej chwili było to, że odezwał się do mnie starszy uczeń. Przez chwilę odłączyłem się myślami, jednak on przyciągnął mnie z powrotem na ziemię.
     -Nie bujaj w obłokach Zitao. - Powiedział, machając mi ręką przed twarzą. Szybko się otrząsnąłem I odparłem:
     -Wybacz mi. Czasem bywa tak, że się zamyślę...-
      -Wybaczam. - Uśmiechnął się serdecznie.
      -Co takiego się wydarzyło Jonginnie, że się do mnie odezwałeś? Sądziłem, że wszyscy trzymają się ode mnie z daleka... - odparłem nieco smutny.
     -Po pierwsze: żaden Jonginnie, mów mi Kai. Po drugie: najwidoczniej nie wszyscy. - Wyszczerzył się, po czym poklepał mnie po ramieniu. - Mam także nadzieję, że czujesz się już lepiej. - Dodał po chwili, patrząc mi w oczy.
     -Już lepiej? Chwila... co masz na myśli? - Wytrzeszczyłem oczy I zagryzłem dolną wargę. W tym czasie do obserwacji Yeola dołączył Sehun. Dziwnie się czułem...
     -No, wiesz... To co działo się w tamtej uliczce... Chciałem się spytać jak się czujesz, bo wyszedłem do pracy, a nie miałem innego kontaktu I no... martwiłem się o ciebie. - Odpowiedział dość cicho, uciekając wzrokiem.
     -Więc... - rozdziawiłem usta całkowicie zaskoczony – to ty mnie uratowałeś? To ty nie pozwoliłeś mi się tam wykrwawić?-
     -Jak mogłem na to pozwolić. Nie jestem taki jak inni tutaj. Nie czuję nienawiści... chciałbym raczej, żebyś nie czuł się samotny I odrzucony... W tym wypadku... - urwał.
     -W tym wypadku co? - Zapytałem, wpatrując się w niego.
     -Nie chciałbyś wyskoczyć ze mną na miasto? Wypilibyśmy kawę, skoczyli coś zjeść. - Zaproponował, a na jego twarz wrócił uśmiech.
     Tego dnia w mieście siedzieliśmy do późnego wieczora, po czym ten odprowadził mnie pod dom I ruszył w swoją stronę. Swoim luźnym, typowym krokiem.
Kiedy byliśmy razem nie odciągał ode mnie wzroku, co bardzo mnie fascynowało. Cały ten czas zastanawiałem się czemu się tak zachowuje. Nie byliśmy przyjaciółmi, a on zachowywał się jakbyśmy znali się od zawsze... Podczas rozmów bywało, że rozumieliśmy się bez słów. Z każdym kolejnym dniem, kiedy się spotykaliśmy miałem motyle w brzuchu, a na spotkania szykowałem się jak opętany. Musiałem wyglądać idealnie, coraz mocniej się w nim zatracałem... w jego głosie, spojrzeniu, dotyku jego dłoni, chociaż jedna sprawa mnie trapiła. Dotyk jego dłoni był inny jak tamtego dnia, kiedy podawał mi herbatę. Trochę mnie to martwiło, ale byłem tak zajęty myśleniem o spotkaniach z nim, że ta myśl umykała tak szybko jak się pojawiała. Po prostu byłem zakochany I starałem się, mimo że mogłem nieźle oberwać przez moje uczucia.

***

     -Jesteś nim zainteresowany, prawda? - Rzucił Yeol do Sehuna, siorbiąc trzecią kawę.
     -Uhm? - Mruknął pytająco, patrząc z przerażeniem.
     -Wiesz dobrze, że chodzi mi o Huanga, tego geja, którego nie cierpi cała społeczność naszej uczelni. - Burknął, mrużąc oczy. - Nie rób ze mnie idioty. - Dodał chwilę później.
     -Dobra, masz mnie... - szepnął pod nosem blondyn. - Niestety jestem dla niego niewidzialny... - rzekł załamany.
     -Bo nic z tym nie robisz. Myślisz, że on do ciebie przyjdzie I powie ci: Sehun, jesteś tym jedynym, kocham cię, zawsze na ciebie patrzyłem I chciałem wyznać ci moje uczucia. - Parsknął śmiechem chłopak. - To nie drama, Hunnie, żyj realnie. - Założył nogę na nogę, zaciągając się aromatem porannej kawy. - Chyba idę do automatu po jakiegoś batonika. Potrzebuję czegoś słodkiego. - Mruknął Yeol, po czym prędko wstał I zniknął w ciemności korytarza.
     Chwilę potem już miał wracać do Sehuna, gdy nagle usłyszał głos Jongina, który napomniał o Zitao. Postanowił schować się za ścianą I posłuchać, co ciekawego ma do powiedzenia na jego temat.
     -Nie uwierzysz Kyungsoo. Ten idiota uwierzył, że to ja go wtedy uratowałem. Wiedziałem, że ten przyjdzie mu na ratunek I nie przyzna się kim jest, więc musiałem się dobrze zamaskować żeby spuścić mu manto. Najlepszy sposób żeby się do niego zbliżyć tak, żeby niczego nie załapał. Dobrze, że z Sehuna taka ciota, bo dawno by z nim zagadał. Jednak mój plan jest idealny. Mam dość jak tego, jak Huang Zitao staje się coraz większym pupilkiem profesorów. Mam dość bycia zawsze na drugim miejscu. Koniec z tym!- Wrzasnął ostatecznie, śmiejąc się szaleńczo.
     -Sądzisz, że to dobry pomysł? - Zapytał lekko zmieszany Do.
     -Z ostatecznym pozbyciem się go? Spokojnie, on pójdzie za mną nawet na koniec świata, taki zakochany jest ten idiota. Jeśli pójdzie ze mną jutro, to już nie wróci I na pewno nikt go nie znajdzie, a ja w końcu będę na pierwszym miejscu I nikt mnie nie przegoni! - Uderzył się w pierś, na co Do zaczął mu klaskać.
     -Wielki pan I jego przydupas... - mruknął ledwo słyszalnie Yeol, po czym ruszył do Sehuna.
     -Nie uwierzysz. - Wypalił przy wejściu na taras. - Te dwa dupki coś kombinują. - Hun spojrzał na niego zaciekawiony.
     -Z czym? - Spytał.
     -Chyba chciałeś zapytać z kim, a raczej przeciwko komu. Huangowi Zitao. - Po tych słowach blondyn wysłuchał całej opowieści.

     Niedziela – najważniejszy dzień całej tej historii. Tego właśnie dnia ubrałem najlepsze ciuchy, nawet oczy pomalowałem, by wydawały się większe. Kai chciał zabrać mnie w jakieś specjalne I ważne dla niego miejsce. Bardzo się cieszyłem na tą chwilę, więc stanąłem na wysokości zadania I odstawiłem się jak gwiazda filmowa, a potem ruszyłem na miasto. Jongin już tam na mnie czekał. Trzymał białą lilię, po czym złapał mnie za rękę po raz pierwszy I pociągnął w stronę starego lasku na obrzeżach miasta. Szliśmy kawałek czasu, ale to nie miało znaczenia. Upału nie było, a ja mógłbym nawet po Saharze z nim chodzić I nie obchodziłaby mnie temperatura. Podziwiałbym jedynie jego osobę, taką doskonałą, troskliwą, idealną...
     Kiedy doszliśmy na miejsce, Kai rzucił lilię na trawę, ujął mnie w pasie, po czym drugą dłoń położył na moim policzku.
     -Jest taki ciepły. - Powiedział, uśmiechając się do mnie.
     -Tak jak twoja dłoń, Jonginnie... - mruknąłem cały czerwony z gorąca jakie mnie ogarnęło. W jednej chwili Kai zaczął zbliżać swoje usta do moich. Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje. Zamknąłem oczy, czekałem tyle czasu, by poczuć smak jego ust, ale w tej samej chwili poczułem w ustach smak krwi. Ciemnowłosy odsunął się ode mnie, zacząłem pluć krwią, upadłem na kolana. Chłopak śmiał się szyderczo. Twój policzek już zbyt długo nie będzie taki ciepły, jakie to smutne zakończenie dla takiego prymusa... Biedny pupilek profesorów, taka strata dla uczelni. - Mówił ironicznym głosem.
     -D-dlaczego... - wyszeptałem, podpierając się prawą ręką, inaczej dawno leżałbym na ziemi. Drugą zaś dotknąłem swojego brzucha, krwawiłem bardzo mocno. Zastanawiałem się ile czasu mi zostało. Krew ubywała, ja traciłem siły by wstać. Ręka się ugięła, a ja osunąłem się na trawę, zaraz obok białej lilii. Więc to po to ją kupił... biała na żałobę... Traciłem kontakt ze światem, czułem że niedługo będzie mój koniec.
     -Jeszcze nie rozumiesz? Nie będziesz wiecznie pierwszy. Mam dość wyprzedzania mnie, nienawidzę cię! Nienawidzę homo I takich kujonów jak ty! Jesteś śmieciem, nikim więcej! - Ryknął na mnie, po czym porzucił obok nóż, którym mnie ugodził. Pięknie błyszczał od słońca, prześwitującego pomiędzy drzewami. I chociaż to doprowadziło mnie do tego stanu, to było niesamowite... Kai jeszcze coś do mnie krzyczał, a potem uciekł bardzo szybko. Powoli odpływałem, promienie słoneczne ogrzewały moją twarz. W ostatniej chwili, nim straciłem przytomność poczułem dotyk dłoni na policzku. Ta sama dłoń, która dotknęła mojego czoła tamtego dnia. Tego nigdy bym nie zapomniał...

     Kilka dni po tym zdarzeniu przebudziłem się w szpitalu. Poczułem, że ktoś ściska moją dłoń. Przekręciłem lekko głowę I ujrzałem Sehuna, który spał na mojej sali. Ciekawe ile czasu już tu siedzi. Delikatnie się podniosłem, a blondyn automatycznie się wybudził.
     -Tao! - Przytulił mnie, po czym przywrócił się do porządku I cały czerwony zajął swoje miejsce na stołku.
     -Ten entuzjazm. - Uniosłem kąciku ust, a ten zabrał swoją rękę od mojej. - Nie musisz już udawać. Jestem idiotą, że nie widziałem... - powiedziałem w końcu.
     -Ale co przestać udawać... - szepnął, spuszczając wzrok. Uniosłem rękę do jego twarzy I złapałem za brodę.
     -Spójrz na mnie, Hun. To ty mnie uratowałeś, prawda? Zabrałeś do swojego mieszkania, zająłeś się. - Powiedziałem pełnym ciepła głosem.
     -T-tak... - szepnął niepewnie. - Nie mogłem cię zostawić... a potem jeszcze Kai I las... - przerwałem mu czym prędzej.
      -Wiedziałeś o planie Kaia? - Zapytałem ze łzami w oczach.
     -Tak, ale dowiedziałem się dzień przed I nie wiedziałem dokładnie gdzie cię zabierze... Chciałem zdążyć, ale mi się nie udało. Pozwoliłem zrobić ci krzywdę, jestem okropny, nie zasługuję żeby żyć. - Kontynuował wywód.
     -Przestań! - Krzyknąłem na młodszego. - Nie cofniesz czasu, a jednak mnie uratowałeś. Gdyby nie ty albo wykrwawiłbym się wtedy w tamtej uliczce, albo w lesie... - przełknąłem głośno ślinę. - Nie obwiniaj się o nic, Sehunnie. - Blondynowi zabłyszczały oczy.
     -Jeszcze nikt nie zdrabniał mojego imienia... - pojedyncza łza poleciała po jego policzku.
     -Otrzyj twarz, nie pora na płacz. - Pouczyłem go automatycznie.
     -Ja po prostu... tak ze szczęścia. Kiedyś, kiedy byliśmy mali, to wspólnie się bawiliśmy... Już wtedy nie mogłem oderwać od ciebie wzroku, jednak potem nasze drogi się rozeszły. Moi rodzice się rozwiedli, matka straciła pracę, a ja musiałem zacząć sam na siebie zarabiać, tak samo na uczelnię... Spadłem na dno I bałem się takim pokazywać w twojej obecności. W końcu tobie nigdy niczego nie brakowało, nawet wyniki w nauce miałeś świetne, bo nie musiałeś pracować. Ja często nie miałem czasu na naukę, bo brakowało pieniędzy I musiałem pracować dwa razy ciężej. Od zawsze cię kochałem, nawet jeśli ty nie pamiętasz... dlatego ukryłem moją twarz. - Opowiedział krótko.
     -To dlatego twoja dłoń wydawała się znajoma. Jej ciepło utkwiło mi w pamięci. - Uśmiechnąłem się, łapiąc go za rękę.
     -Kocham cię, Tao... - wyszeptał.
-Dobrze wiedzieć. - Uśmiech nie schodził mi z twarzy. - Ale już nie płacz. - Pocałowałem go w czoło, a ten wtulił się we mnie. Spędziliśmy tak trochę czasu, w swoich objęciach. Cieszyłem się, że w końcu ktoś jest ze mną szczery. Cieszyłem się, że pamiętam te dłonie I ich magiczne ciepło.
     Od tego dnia wszystko zaczęło układać się na nowo. Niedługo po tym zacząłem spotykać się z Sehunem I zaprzyjaźniłem się z Chanyeolem. Z pomocą Huna, policja złapała Jongina I Kyungsoo, który został oskarżony o udział w przestępstwie. A ja dalej trzymałem się pierwszy na roku, nie przejmując się niczym. Miałem w końcu kogoś ważnego dla mojego serca.


Drogi Krisie,
Nie wybrałem koloru swoich oczu, tak samo wiem teraz, że nie wybrałem sobie bycia gejem. Jestem dumny z tego kim jestem i z tego, że w końcu znalazłem miłość. Kai od początku próbował mnie pogrążyć i zemścić się za to, że zawsze byłem od niego lepszy u dziekanów, jednak... Jednak w końcu przejrzałem na oczy. Sehun to jest właśnie ta osoba. Jedyna i niepowtarzalna, z którą będę już do końca. Kocham go ponad wszystko, jest moim największym szczęściem. Teraz znam swoje przeznaczenie... wiem kim jestem i to się liczy.
                                                                                            Twój przyjaciel,

                                                                                               Huang Zitao