niedziela, 2 listopada 2014

Kim Soohyun x Taecyeon 2PM

Tytuł : „I Remember...”
Bohaterowie : Kim Soohyun, Bae Suzy, Ok Taecyon
Pairing: Soohyun x Suzy, Soohyun x Taecyeon
Gatunek : One shot, Raiting - R, Romans, Short.
Zespół : 2PM, Miss A




     -Błądziłem po świecie przez bardzo długi czas. Zdążyłem także stracić uczucia, a raczej ich możliwość... Kiedy zostałem wygnany i nazwany Upadłym, straciłem skrzydła, a następnie wyrwano mi serce z piersi, jednak... Jednak był czas, kiedy wszystko się zmieniło, a mianowicie spotkałem człowieka, dzięki któremu nie potrzebowałem serca. Po prostu ta osoba wypełniła lukę i uskrzydliła moją duszę. Podczas mojej egzystencji wielu ludzi mnie raniło, ale nie on... - Suzy powoli podniosła wzrok i wbiła go w Soohyuna, który westchnął głęboko.
     -Więc wrzucasz mnie do jednego worka z tymi, którzy pragną tylko twojej krzywdy. - Skontrowała spokojnym głosem.
     -Nauczyłem się wiele o ludziach, Suzy... Nie umiem im zaufać i pewnie nie będę w stanie. - Odparł, chowając twarz w dłoniach.
     -Ale ja cię kocham, Kim Soohyunnie... - wyszeptała dziewczyna. - Zawsze cię kochałam, oppa. - Wyjawiła już głośniej.
     -Ale ja nigdy nie kochałem ciebie... I pomimo tego, że nie mogę już czuć, to wiem że dalej kocham Taecyeona.
     -On cię zostawił... - napomniała i wypuściła głośno powietrze nosem.

     -Nie wiesz tego. Tylko on dla mnie istnieje. - Powiedział, opuszczając ręce i spoglądając na pełny księżyc. - Tylko on się liczy...-




sobota, 11 października 2014

Hyuna x Namjoon & SURPRISE cz.I

Tytuł : „Up in the air.” cz.I /?
Bohaterowie : Jung Dae Hyun (Daehyun); Kim Hyuna; Lee Jieun (IU); Jung Ho Seok (J-Hope); Kim Nam Joon (Rap Monster); Kim Tae Hyung (V);
Pairing: Hyuna x Namjoon
Gatunek : One shot, Raiting - R, Romans, Dramat.
Zespół : B.A.P; 4 Minute, Bangtan Boys

    „Nikomu nie uda się przeczytać ludzkiego serca do końca.
    Poza tym jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada cicho na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy.
    Tylko z rozpaczy, utraty złudzeń i smutku może narodzić się radość. Nie istnieje prawdziwe szczęście bez rozpaczy.” ~~ Haruki Murakami

      Żeby dobrze zrozumieć przesłanie tej opowieści, trzeba uważnie przyjrzeć się całości. Trzeba wsłuchać się w słowa, które rozbrzmiewają w naszych umysłach podczas czytania. To przypowieść o życiu, przypowieść o wolności.... To tak, jakbyś potrzebował wielu lat na zdobycie wiedzy, tak samo trzeba przebyć i tę drogę.

     To była wczesna jesień, kojarząca się ze smutkiem pora roku, obfitująca w rozmaite barwy. Drzewa ustrojone w piękne ubrania, by godnie pożegnać gasnący wraz z nadejściem mrozów świat. Różnobarwne liście: od pomarańczowych, przez żółte – mieniące się złociście w promieniach jesiennego słońca, czerwone, czy nawet brązowe, które figlarnie wirują w powietrzu, jakby bawiąc się z porywistym, jesiennym wiatrem, aby ostatecznie opaść na jedną z parkowych ławek. Ich lot można porównać z lotem orła, bo dostrzegalna jest niezwykła miękkość i gracja, jakby były dumne, że mogą oderwać się od matczynego drzewa i choć przez chwilę wieść spokojne życie na własną rękę, czekając na pierwsze opady puszystego śniegu. Obserowałam uważnie każdy drobiazg, mimo że jesień zrobiła dopiero pierwsze kroki, ja już czułam nadchodzącą zimę. Wielką, puszystą pannę, która owinęłaby cały świat bladym puchem... To sala szpitalna dawała mi takie uczucia. Białe ściany i podłoga, pościel, jasne światło. Jedynie zapach sprowadzał mnie na ziemię, kiedy odpływałam hen daleko, czytając moją ulubioną książkę i na zmiany spoglądając w okno. To nie miało już sensu. Czułam się jak na rollercoasterze, który wciąż jedzie w górę. To wszystko powoli, a w sumie mogłabym nawet rzecz 'mozolnie', pożerało mnie od środka. Czasami wydaje się, że wszechświat chce zwrócić na siebie uwagę. Po co dać żyć normalnie... skoro można w to życie wprowadzić nieco ograniczeń, rozpaczy, bólu, samotności... Podobno bez smutku nie zaznalibyśmy smaku radości, tak przynajmniej twierdził autor książki, którą czytałam raz po raz. Do tej pory nie wierzę w te słowa. Wyjątkowo tylko w te. Miałam ochotę uciec, ale nie było to możliwe. Dalej trwałabym w tym wszystkim, gdyby nie krzyk mojej siostry, wlatującej do sali za pielęgniarką, która podała mi jedzenie.
     -Yaaaah, Ji! Przecież nie możesz jeść takich rzeczy! - Wyrzuciła z siebie, próbując zabrać mi talerz i wciskając sałatkę, którą dopiero co kupiła na stołówce.
     -Daj mi spokój... - odparłam, wyrywając jej talerz z rąk i wkładając szybko mięso do ust.
     -Ale Jieun! - Krzyknęła ponownie, wymachując rękami.
     -Mam raka, a nie grypę żołądkową! - Wrzasnęłam na nią w odpowiedzi, po czym Hyuna diametralnie zmieniła swoje zachowanie. Szybko się uspokoiła, nawet jak na nią... Widać jak na jej twarzy rysuje się poczucie winy, że zaczęła wypominać mi nawet jedzenie, dobrze wiedząc, że i tak dużo czasu mi nie zostało. Lekarze stwierdzili, że przerzuty są na tyle poważne, że chemia może już nie dać efektów, jak wcześniej. Wyczekiwałam więc na koniec. Z każdym kolejnym dniem zbliżałam się tylko do krawędzi, z której miałam spaść w nieprzeniknioną ciemność, do wieczności.
     Nie zwróciłam przez nią uwagi na to, że pielęgniarka zniknęła tak szybko jak weszła z moim posiłkiem, a zaraz po tym wyrosła spod ziemi i zaczęła ścielić łóżko obok mnie.
     -Przepraszam, będę mieć na sali kogoś jeszcze? - Zapytałam ze spokojem. Pielęgniarka przechyliła lekko głowę i odparła jedynie:
     -Tak, chłopak po nawrocie. - Po czym strzepnęła poduszkę i ruszyła do wyjścia z sali.
     -Hummm.... - mruknęłam cicho, prowokując Hyune do spojrzenia na mnie.
     -Co wzdychasz? Facet będzie ci tu siedział, może jakiś fajny? A nuż widelec się taki trafi. -
     -Błagam cię... Skończ. - Warknęłam na nią, obojętnie spoglądając w okno. Było mi już wszystko jedno. I tak umierałam.
     Po godzinie siedzenia przy mnie, moja siostra wróciła do swojej rzeczywistości. Zawsze byłam ciekawa o czym wtedy myśli... W końcu to była inna rzeczywistość, niż ta, w której trwałam ja. Ona tylko do niej wkraczała na czas określony, w sumie nie chciałabym nawet żeby się kiedykolwiek mną przejmowała... Miała swoje życie, była zdrowa, ono trwało i miało trwać jeszcze długi czas, więc po co jej zmartwienie? Kiedy byliśmy mali – mam na myśli siebie, Hyune i naszego brata Taehyunga, nasi rodzice wzięli ślub. W sumie to tylko moje przybrane rodzeństwo, nie jesteśmy nawet spokrewnieni. Co do mnie, to chorowałam od najmłodszych lat, a pomimo leczenia ciągle były nawroty. Mój rak z góry skazał mnie na powolną drogę ku końcowi. Rodzice ciągle wozili mnie po szpitalach, kupowali najdroższe leki, jednak dawało to krótkotrwały efekt. Podłączano do mnie setki kroplówek, szpikowano tabletkami. Tak, właśnie tak wyglądała moja rzeczywistość...

     Następnego dnia, kiedy już otworzyłam oczy i dotarł do nich biały blask, ziewnęłam mocno rozdziawiając usta i doznałam szoku. W łóżku obok leżał chłopak, na oko miał około dwadzieścia lat, blondyn, dość dobrze zbudowany i bardzo blady. Podniosłam się powoli, kątem oka spoglądając na niego. Ten jedynie przechylił lekko głowę i uśmiechnął się, obserwując mnie. Nie miałam lustra ani nic innego, ale bardzo dobrze wiedziałam, że dostałam rumieńców. Po prostu je czułam, a tempo w jakim wykonałam obrót w stronę swojej szafki? Nigdy się tak szybko nie ruszałam. Usłyszałam tylko jego cichy śmiech, zrobiło mi się ciepło na sercu.
     -To chyba niezły szok, kiedy budzisz się w towarzystwie kogoś obcego, a kiedy jeszcze zasypiałaś sala była pusta. - Powiedział miłym głosem, w dalszym ciągu cicho się śmiejąc. Czułam się zdezorientowana przez tą sytuację. W końcu mimo wieku, rzadko zdarzało mi się rozmawiać z chłopakami w podobnym wieku, a w dodatku z tak przystojnymi. Postanowiłam być silna, w końcu nie miałam niczego do stracenia. Przekręciłam się w jego stronę i odparłam:
     -Owszem... Aczkolwiek w końcu mam jakieś towarzystwo. - Odwzajemniłam uśmiech i sięgnęłam po moją książkę. On także czytał, chociaż nie znałam książki, którą miał, to i tak się cieszyłam, że trafił tu ktoś, kto też to lubi. - Przy okazji... - szepnęłam – Jestem Lee Jieun. - Rzuciłam i wsadziłam nos w swoje ulubione dzieło, nie chcąc zdradzić, że czuję się nieco zakłopotana.
     -Ja nazywam się Jung Daehyun, miło cię poznać. - Powiedział, po czym także zatracił się w świecie powieści. Pod oczami jego skóra była fioletowa, tak że widać było jego przemęczenie, jednak uśmiech nie schodził z jego twarzy. Przyglądałam mu się, nie mogłam oderwać wzroku...
     Tak nam mijały kolejne dni, otworzyłam się. Pierwszy raz tak bardzo z kimś się zaprzyjaźniłam. Nie mogłam ukryć radości, a siostra widziała, że zmieniłam się nie do opisania. Ona w sumie także... do Daehyuna zaczął przychodzić jego brat i przyjaciel. Hyuna szybko zauroczyła się w Namjoonie i nawet zaczęli chodzić na randki. Byłam szczęśliwa, że przez moje nieszczęście ona zaznała czegoś zupełnie odwrotnego.
Nie wszystko jednak układało się zbyt dobrze, a mianowicie w wypadku samochodowym ucierpiał mój brat. Może jego stan nie był ciężki, aczkolwiek musiał spędzić trochę czasu w szpitalu, na domiar wszystkiego wylądował w mojej sali, w łóżku naprzeciwko mojego. Jednak większość jego pobytu tam opierała się na spaniu, przynajmniej do momentu, gdy do Daehyuna przyszedł Hoseok...






sobota, 27 września 2014

Yongguk x Jieun B.A.P & Secret

Tytuł:”Don't look at me...”
Bohaterowie: Bang Yong Guk (Yongguk), Song Ji Eun (Jieun).
Pairing: Yongguk x Jieun
Gatunek: One shot, Rating – R, Dramat, Droubble.
Zespół: B.A.P & Secret



     Nie patrz na mnie w ten sposób... Mam związane ręce. Nie patrz tak na mnie, bo czuję jak zaczyna boleć mnie serce. Nie chcę więcej cierpieć, słyszeć odmowy. Raz jesteś, raz znikasz. Nie daję sobie rady. Powiedz mi co jest nie tak. Nauczyłeś mnie co to miłość, a teraz znikasz w ciemności. Stoję w miejscu, nie mogę się ruszyć. Czemu tak na mnie patrzysz I nic nie mówisz. Ta cisza mnie boli. Kolejne dni błądzę bez dźwięków. Powiedz mi dokąd mam iść. Nie ma cię przy mnie, a ludzie kryją swoje uczucia pod maskami I szydzą ze mnie. Wróć, mów, czuj, płacz. Chcę znowu widzieć twoją twarz. Nie mam już siły, by uronić kolejne łzy, nie mam już siły na krzyk. Dlaczego właśnie ja? Już nie patrzysz na mnie... nawet w tamten sposób. Nie umiem sobie poradzić z takim stanem rzeczy. Chcę znowu zacząć się uśmiechać, chcę znowu poznać te lepsze uczucia. Mam związane ręce I kręcę się w kółko. To mnie pochłania. Pogrążam się w ciemności. Monotonny dzień – znów o tobie myślę, chcę wiedzieć co u ciebie. Mam związane ręce, jednak ciągle się staram... Staram się nie stracić zmysłów, nie płakać tak jak będę płakać zaraz... Ratuj mnie.

środa, 24 września 2014

Tao x Kris 6 (TaoRis) EXO

Tytuł:”The only one...”
Bohaterowie: Wu Yi Fan (Kris); Huang Zitao (Tao)
Pairing: Tao x Kris
Gatunek: One shot, Rating – G, Romans, Dramat, Short.
Zespół: EXO


     -Pamiętasz jak się poznaliśmy? - Kris nagle spytał Tao, siadając po turecku na łóżku. Młodszy w tym czasie zrobił kilka kroków w stronę okna i spojrzał na gwiazdy.
     -Pamiętam dokładnie... kolor twoich ubrań, to jak się czułeś, jak się uśmiechałeś... - odparł, przełykając ciężko ślinę.
     -A wiesz, że tamtego dnia, kiedy cię zobaczyłem... - urwał nagle, spuszczając głowę.
     -Noo?... - Tao usiłował wycisnąć z niego resztę zdania.
     -Zakochałem się... - wyszeptał – może to głupie, ale po prostu się zakochałem. - Dodał już głośniej. Po policzku Tao popłynęla pojedyncza łza. - Uciekałeś tyle czasu, po prostu uciekałeś, zostawiłeś mnie i mimo tego, że się po prostu bałeś, to bolało. - Oznajmił, spoglądając ponownie na chłopaka.
     -Musiałem. - Odparł stanowczo, podpierając się ręką o parapet.
     -Wymówka. - Skontrował szybko Kris, zagryzając dolną wargę. - Wymówka, żebyś nie czuł się z tym źle. - Starszy zaczął swoje psychologiczne wywody. - Chciałeś poczuć się lepiej, tłumacząc sobie, że oddajesz mnie w lepsze ręce. - Wziął głęboki oddech. - Jak myślisz, skoro cię kocham, to jakie mogą być te „lepsze ręce”? - Spytał, ciągle oczekując jakiejkolwiek reakcji. - Jak myślisz? Z kimś innym byłoby tylko coraz gorzej, chociaż nawet i bez takiego kogoś jest źle, bo brakowało mi ciebie. - Kontynuował. - Powiedziałem ci wszystkie moje sekrety, opowiedziałem o każdym lęku... o wszystkim co pozostawiłem. Dalej uważasz, że nie jesteś właściwą osobą? - Chłopak zacisnął ręce w pięści. - Może i byłem samolubny w tej miłości, ale wiesz jaki jestem... Upadłem, nie czułem – nie żyłem... - Wyrzucił na koniec, zanim porządnie popłynęły łzy. Tao nie mógł tak dłużej czekać, nie umiał już po prostu się nie odzywać, widział że rani tym starszego, widział jak bardzo cierpi, jak traci grunt. Obrócił się szybko i podszedł czymprędzej do Yifana.
     -Ale ja cię kocham... - wyszeptał, siadając na łóżku – kocham cię... kocham po stokroć. - Mówił dalej. - Przy tobie jestem szczęśliwy, w końcu naprawdę szczęśliwy... - jego głos się łamał. - Ja nie umiem inaczej... Zawsze uciekałem – z pojedynczej łzy zrobił się potok, blade policzki nabrały rumieńców, skóra pod oczami zrobiła się sina, usta także. - Z-zawsze uciekałem... - zająknął się, a w tej samej chwili w pasie chwycił go Kris, po czym przyciągnął do siebie.
     -Już cicho. - Wymamrotał kładąc się, a Tao wtulił się w jego tors. - Huang Zitao, pamiętaj do końca życia, że jesteś dla mnie najważniejszy... może zrozumiałem to późno, chociaż nie tylko ja, ale nie wyobrażam sobie żebym miał cię teraz stracić. - Wplutł palce w jego włosy. Nie odchodź nigdy więcej, bo tego nie przeżyję... - wyszeptał, całując blondyna w głowę. - Rozumiesz? - Spytał, bardziej spokojny. W końcu poczuł bliskość ukochanego, ciepło jego ciała, mógł otrzeć jego łzy. Odpowiedzią na jego pytanie stała się cisza, nieprzenikniona, odbijająca się echem, przerażająca. Jednak była taka tylko przez sekundy. Spokojny oddech, równomierne bicie serca... zasnął.

     -Dobranoc, Zitao. Jesteś tym jedynym.- Wyszeptał na koniec i ruszył za chłopakiem do krainy Morfeusza.  


sobota, 13 września 2014

Soohyun Kim & Panna Macabre

Tytuł:”Born to fly...”
Bohaterowie: Kim Soohyun & Panna Macabre
Pairing: brak
Gatunek: One shot, Rating – R, Dramat, Przypowieść, Short.
Zespół: brak


     Istota naiwna, kiedyś może i nawet niewinna. Pełna nadziei i marzeń, zdolna do wielu wyrzeczeń i cierpienia. Taki byłem, taki w dalszym ciągu jestem.
     Urodziłem się, by latać. Pamiętam kiedy mi o tym powiedziano i jedynie potwierdzono sens mego istnienia. Latanie... gdziekolwiek poniosą cię białe skrzydła, ponad puchem chmur, w promieniach słońca, w lekkim podmuchu wiatru... Piękne czasy, kiedy żyło się beztrosko i bez jakiegokolwiek zmartwienia o drugiego człowieka. Bez szczególnych uczuć, bez człowieczeństwa, bo wiecie... ja nie urodziłem się człowiekiem. Jestem Aniołem, jestem białym duchem, jestem wiatrem, jestem blaskiem, jestem twoim oddechem, jestem miłością, jestem śmiercią, jestem wszystkim, jestem niczym. Możesz nie zgadzać się z moją historią, jednak chciałbym opowiedzieć ci, co takiego przeżyłem. Fizyczny ból to nic, w porównaniu z tym, co może dziać się w ludzkiej głowie. Bo jeśli pamiętacie... był sobie kiedyś Lew, który był dla mnie wszystkim, wtedy też wróciłem... Teraz także się tak zadziało, jednak coraz bardziej zaczynam wierzyć, że jestem już za stary, w końcu parę setek lat samo mówi za siebie... Niegdyś mogłem zrobić wszystko... Pewnego dnia, kiedy niebo zaczęło pękać od przesytu zła, próbowaliśmy uciec jak najdalej...
     Kiedy podłoże niebios się zapadło, przyszło mi wylądować na ziemi. Bardzo chciałem wrócić i żyć jak dawniej, jednak nie pozwolono mi. Powiedziano, że nie starałem się tak jak powinienem i zasłużyłem sobie na taki los. Od tego dnia ci z góry zaczęli nazywać mnie Upadłym Aniołem. Długi czas nie mogłem przyzwyczaić się do nowego imienia i prawie zerowego kontaktu z moją przeszłością, jednak musiałem w końcu to zaakceptować, bo przecież... odebrano mi skrzydła. Błąkałem się samotnie, skradziono mi kolejną rzecz, a mianowicie wyrwano moje serce prosto z piersi i porzucono, by Przeklęci zrobili ze mną co chcieli. Do tego także doszło, bez skrzydeł i serca nie miałem jak się bronić.
     Nawet ludzie wykluczyli jego człowieczeństwo, patrząc jak się zmienia. Stara polana stała się jego domem. Leżał tam całymi dniami i nocami, jego skóra taka blada, jakby krew nie płynęła w jego żyłach, jego skóra taka zimna, a oczy pociemniały, niczym niebo w dzień porzucenia. Nazywano go kreaturą... Upadłym z nieba. Przez jakiś czas Lew zwrócił mu trochę życia, nawet skrzydła wrociły na swoje miejsce, jednak nie trwało to długo. Nie czuł już kompletnie nic, czy to miłości, potrzeby kochania, zimna, ciepła, bólu. Został Przeklętym.
     I przyszła któregoś dnia, kiedy słońce przysłoniły chmury. Panna w płaszczu, twarz okryta cieniem.
     -”Uciekaj... nie patrz za siebie.... uciekaj.” - rzekła tyle i stała tak kilka dni, cieniem spod kaptura, skierowanym na niego. I stała tak kilka dni, kołysząc się w rytm wiatru, odganiając promienie słoneczne. I stała tak kilka dni, a w jego głowie echem odbijał się jej skrzeczący głos. - „Jestem Macabre... Jestem Śmiercią... Jestem Wszystkim... Tak jak ty jestem niczym....” - I stała tak kilka dni, oddychając ciężko, świecąc żółtymi ślepiami, które ukazała po czasie. I stała tak nad nim kilka dni...
     Po kilku kolejnych dniach nic się nie zmieniło, ona dalej tam była. Patrzyłem bez wyrazu w niebo, wszystko straciło sens, nie miałem siły się ruszyć, czułem że odpływam. Czekała na mnie druga strona rzeki... usłyszałem na koniec jedynie powtarzający się, denerwujący głos Macabre: „Jestem TOBĄ.”.
    Wtedy to się stało... pojawił się dziwny cień, niczym nocna mara. Delikatnie musnęła moją martwą skórę. Przeszedł mnie dreszcz. Jakby to był jakiś znak, albo po prostu moje przekleństwo. To był czas, kiedy znowu stanąłem w miejscu, na które spadłem. I wszystko zaczęło się od nowa. Przeznaczone mi było znowu pałętać się w samotności, może odnaleźć serce... A przecież... zostałem stworzony do latania...


   



poniedziałek, 9 czerwca 2014

Tao x Kai; Tao x Sehun EXO

Tytuł:”Nie wybrałem.”
Bohaterowie: Wu Yifan (Kris); Huang Zitao (Tao); Oh Se Hun (Sehun); Kim Jongin (Kai); Park Chan Yeol (Chanyeol); Do Kyungsoo (D.O)
Pairing: Tao x Kai; Tao x Sehun
Gatunek: One shot, Rating – R, Dramat, Romans.
Zespół: EXO - ONE ONE 12




Drogi Krisie,
Dzisiejszy dzień był jak każdy inny. Na uczelni znowu czepiali się o mój wygląd. Nie rozumiem już świata. To straszliwie boli... Chciałbym wreszcie żyć normalnie, ale jak widać inność jest tępiona w sposób perfekcyjny. Ludzie chyba zawsze będą zacofani i nietolerancyjni w swoim myśleniu i działaniach. Powoli przestaję to znosić... Ja chyba tracę siły...
                                                                                                        Twój przyjaciel,
                                                                                                        Huang Zitao


     Zajęcia na uczelni skończyły się wyjątkowo późno. Na dworze od godziny było ciemno. Szedłem spokojnie ulicą w stronę domu, skręciłem w tą samą uliczkę co zwykle. Droga rozciągała się pomiędzy tyłami domków jednorodzinnych, a latarnie rzadko kiedy świeciły, bo większość w tej okolicy jest uszkodzona. Zawsze było tam spokojnie, ale dzisiejszy wieczór stanowił wyjątek. W jednej chwili podbiegła do mnie grupa ludzi w maskach i kapturach. Zaczęli bić mnie pałkami i wszystkim co mieli pod ręką, wyzywając co chwilę od najgorszych. Zdawało się, że to trwa wieczność, świat zwolnił kiedy oberwałem w głowę. Grupa zaczęła uciekać, a ja poczułem się ociężały. Zaczął padać śnieg, czułem przymrozek... Mój oddech stał się płytszy, osunąłem się na ziemię, a w moim świecie zapanowała głucha cisza.

     Obudziłem się w zupełnie nieznanym mi pokoju. Delikatne, beżowe ściany wręcz błyszczały od światła słonecznego. Za oknem stał zimowy obraz, płatki śniegu spadały równomiernie, a ich lot przypominał taniec. Głowa bolała mnie bardzo mocno, a obraz lekko się rozmazywał. Dalej czułem się ociężały I miałem wrażenie, że to już niebo. W tej samej chwili do pokoju wszedł chłopak w szarej bluzie. Dostrzegałem jedynie kosmyki jego włosów, wystające spod założonego kaptura, chociaż I tak ledwo dostrzegałem, czy był to jasny brąz, czy też blond. Obraz ciągle był niewyraźny. Wiedziałem tylko, że przyniósł tackę, a na niej kubki. Zaraz po tym podszedł do mnie z jednym, w dalszym ciągu chowając twarz. Poczułem smak zielonej herbaty, którą bardzo lubiłem. Na uczelni zawsze taką zamawiałem I delektowałem się nią przez cały czas przeznaczony na długą przerwę pomiędzy wykładami. Nagle jego dłoń wylądowała na moim czole, chyba sprawdzał, czy nie mam gorączki. Miał taką delikatną skórę... znajome, ciepłe I miłe dłonie. Obraz zaczął znikać, ponownie zapadła ciemność.

     Przebudziłem się, kiedy za oknami było już ciemno. Kiedy się obróciłem, na półce obok łóżka leżała kartka z napisem: “Na krześle masz czyste ubrania, twoje niestety były we krwi do tego stopnia, że nie dało się ich doprać. Musiałem wyjść do pracy, wrócę w nocy, ale mieszkanie możesz zostawić otwarte, bo mój współlokator powinien się niedługo zjawić. Uważaj na siebie, xoxo.”. Pismo było ładne, aż nazbyt ładne jak na chłopaka, ale nie wnikałem. Ubrałem się I zniknąłem w ciemności tejże nocy, a po dziesięciu minutach znalazłem się w domu. Ta cała sytuacja męczyła mnie jeszcze z dobrą godzinę. Trapiło mnie to, kim jest chłopak, który mi pomógł, ale w końcu przemogłem się I poszedłem spać, w końcu rano kolejne wykłady, mimo że była to niedziela.

     Kiedy tylko zadzwonił budzik, poszedłem wziąć szybki prysznic, ubrałem się, zjadłem ostatnią bułkę I ruszyłem na zajęcia.
     Po piętnastu minutach wybiegłem z tramwaju I poleciałem do budynku, w którym akurat miały zaczynać się pierwsze tego dnia wykłady. Po drodze natrafiłem na Chanyeola, który dziwnie mi się przyglądał, jednak minąłem go szybko I wylądowałem na sali. Po chwili pisania, podniosłem głowę, by spojrzeć na profesora. Moją uwagę przykuł jednak chłopak siedzący niedaleko mnie, spoglądał w moją stronę, uśmiechając się serdecznie. Analizowałem, przyglądałem się I doszedłem do wniosku, że to Kim Jongin z trzeciego roku. Skoro nie widziałem dobrze z tak bliska, to faktycznie mocno musiałem oberwać, w końcu mam zdartą skórę na plecach, podrapaną szyję I twarz, nie wspominając już o nosie I wardze... Cieszę się jedynie, że nikt nie wypytywał się czemu jestem w takim stanie, w końcu na uczelni nie miałem przyjaciół, bo nikt nie lubił tam homo, a po mnie... na pierwszy rzut oka było widać. Nie kryłem się ze swoją odmiennością, traktowałem ją raczej jako coś wyjątkowego. Przez to także dostawałem baty, tak jak ostatnio...

Drogi Krisie,
Dziś na zajęciach znowu zostałem pochwalony I dostałem najlepszy stopień za egzamin semestralny. Mam nadzieję, że utrzymam się tak do końca studiowania, bo wtedy ukończę uczelnię z najlepszym wynikiem. Mam też nadzieję, że jesteś ze mnie dumny.
                                                                                                    Twój przyjaciel,
                                                                                                     Huang Zitao

     Kolejnego dnia po zajęciach wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Poszedł do mnie Kim Jongin I nawet zagadał. Dotąd nikt z uczelni nie rozmawiał ze mną, a to... wydawało się jak sen. W dodatku jest to chłopak, który bardzo mi się podobał. Zawsze podziwiałem jego oryginalny wygląd, pełne usta I ruchy. Tak... sposób w jaki się poruszał był perfekcyjny w każdym calu. Na przerwach, delektując się herbatą zawsze na niego patrzyłem. Siadałem specjalnie w miejscu, z którego dobrze było widać jego stolik – nazywany także stolikiem elity. Przyjaźnił się z Do Kyungsoo, więc zawsze byli razem. Można było pomyśleć sobie, że Kyung bardzo lubi Jongina, ale przecież każdy inny był tu hetero, więc... wszystkie te myśli uciekały po chwili w siną dal. Mogłem jedynie pomarzyć o obiekcie moich westchnień. Nieosiągalny – tyle mogłem rzec w obecnej sytuacji. W dalszym ciągu jednak czułem na sobie cudzy wzrok, kiedy rozejrzałem się dookoła, ujrzałem Yeola z blondynem, który z tego co mi się kojarzyło nazywał się Oh Sehun. Oni oboje od wypadku samochodowego rodziców Chana wszędzie chodzili razem, jak papużki nierozłączki. Widać, że ciemnowłosy bardzo troszczył się o Huna, ale mniejsza z nimi. Ważniejszym w tej chwili było to, że odezwał się do mnie starszy uczeń. Przez chwilę odłączyłem się myślami, jednak on przyciągnął mnie z powrotem na ziemię.
     -Nie bujaj w obłokach Zitao. - Powiedział, machając mi ręką przed twarzą. Szybko się otrząsnąłem I odparłem:
     -Wybacz mi. Czasem bywa tak, że się zamyślę...-
      -Wybaczam. - Uśmiechnął się serdecznie.
      -Co takiego się wydarzyło Jonginnie, że się do mnie odezwałeś? Sądziłem, że wszyscy trzymają się ode mnie z daleka... - odparłem nieco smutny.
     -Po pierwsze: żaden Jonginnie, mów mi Kai. Po drugie: najwidoczniej nie wszyscy. - Wyszczerzył się, po czym poklepał mnie po ramieniu. - Mam także nadzieję, że czujesz się już lepiej. - Dodał po chwili, patrząc mi w oczy.
     -Już lepiej? Chwila... co masz na myśli? - Wytrzeszczyłem oczy I zagryzłem dolną wargę. W tym czasie do obserwacji Yeola dołączył Sehun. Dziwnie się czułem...
     -No, wiesz... To co działo się w tamtej uliczce... Chciałem się spytać jak się czujesz, bo wyszedłem do pracy, a nie miałem innego kontaktu I no... martwiłem się o ciebie. - Odpowiedział dość cicho, uciekając wzrokiem.
     -Więc... - rozdziawiłem usta całkowicie zaskoczony – to ty mnie uratowałeś? To ty nie pozwoliłeś mi się tam wykrwawić?-
     -Jak mogłem na to pozwolić. Nie jestem taki jak inni tutaj. Nie czuję nienawiści... chciałbym raczej, żebyś nie czuł się samotny I odrzucony... W tym wypadku... - urwał.
     -W tym wypadku co? - Zapytałem, wpatrując się w niego.
     -Nie chciałbyś wyskoczyć ze mną na miasto? Wypilibyśmy kawę, skoczyli coś zjeść. - Zaproponował, a na jego twarz wrócił uśmiech.
     Tego dnia w mieście siedzieliśmy do późnego wieczora, po czym ten odprowadził mnie pod dom I ruszył w swoją stronę. Swoim luźnym, typowym krokiem.
Kiedy byliśmy razem nie odciągał ode mnie wzroku, co bardzo mnie fascynowało. Cały ten czas zastanawiałem się czemu się tak zachowuje. Nie byliśmy przyjaciółmi, a on zachowywał się jakbyśmy znali się od zawsze... Podczas rozmów bywało, że rozumieliśmy się bez słów. Z każdym kolejnym dniem, kiedy się spotykaliśmy miałem motyle w brzuchu, a na spotkania szykowałem się jak opętany. Musiałem wyglądać idealnie, coraz mocniej się w nim zatracałem... w jego głosie, spojrzeniu, dotyku jego dłoni, chociaż jedna sprawa mnie trapiła. Dotyk jego dłoni był inny jak tamtego dnia, kiedy podawał mi herbatę. Trochę mnie to martwiło, ale byłem tak zajęty myśleniem o spotkaniach z nim, że ta myśl umykała tak szybko jak się pojawiała. Po prostu byłem zakochany I starałem się, mimo że mogłem nieźle oberwać przez moje uczucia.

***

     -Jesteś nim zainteresowany, prawda? - Rzucił Yeol do Sehuna, siorbiąc trzecią kawę.
     -Uhm? - Mruknął pytająco, patrząc z przerażeniem.
     -Wiesz dobrze, że chodzi mi o Huanga, tego geja, którego nie cierpi cała społeczność naszej uczelni. - Burknął, mrużąc oczy. - Nie rób ze mnie idioty. - Dodał chwilę później.
     -Dobra, masz mnie... - szepnął pod nosem blondyn. - Niestety jestem dla niego niewidzialny... - rzekł załamany.
     -Bo nic z tym nie robisz. Myślisz, że on do ciebie przyjdzie I powie ci: Sehun, jesteś tym jedynym, kocham cię, zawsze na ciebie patrzyłem I chciałem wyznać ci moje uczucia. - Parsknął śmiechem chłopak. - To nie drama, Hunnie, żyj realnie. - Założył nogę na nogę, zaciągając się aromatem porannej kawy. - Chyba idę do automatu po jakiegoś batonika. Potrzebuję czegoś słodkiego. - Mruknął Yeol, po czym prędko wstał I zniknął w ciemności korytarza.
     Chwilę potem już miał wracać do Sehuna, gdy nagle usłyszał głos Jongina, który napomniał o Zitao. Postanowił schować się za ścianą I posłuchać, co ciekawego ma do powiedzenia na jego temat.
     -Nie uwierzysz Kyungsoo. Ten idiota uwierzył, że to ja go wtedy uratowałem. Wiedziałem, że ten przyjdzie mu na ratunek I nie przyzna się kim jest, więc musiałem się dobrze zamaskować żeby spuścić mu manto. Najlepszy sposób żeby się do niego zbliżyć tak, żeby niczego nie załapał. Dobrze, że z Sehuna taka ciota, bo dawno by z nim zagadał. Jednak mój plan jest idealny. Mam dość jak tego, jak Huang Zitao staje się coraz większym pupilkiem profesorów. Mam dość bycia zawsze na drugim miejscu. Koniec z tym!- Wrzasnął ostatecznie, śmiejąc się szaleńczo.
     -Sądzisz, że to dobry pomysł? - Zapytał lekko zmieszany Do.
     -Z ostatecznym pozbyciem się go? Spokojnie, on pójdzie za mną nawet na koniec świata, taki zakochany jest ten idiota. Jeśli pójdzie ze mną jutro, to już nie wróci I na pewno nikt go nie znajdzie, a ja w końcu będę na pierwszym miejscu I nikt mnie nie przegoni! - Uderzył się w pierś, na co Do zaczął mu klaskać.
     -Wielki pan I jego przydupas... - mruknął ledwo słyszalnie Yeol, po czym ruszył do Sehuna.
     -Nie uwierzysz. - Wypalił przy wejściu na taras. - Te dwa dupki coś kombinują. - Hun spojrzał na niego zaciekawiony.
     -Z czym? - Spytał.
     -Chyba chciałeś zapytać z kim, a raczej przeciwko komu. Huangowi Zitao. - Po tych słowach blondyn wysłuchał całej opowieści.

     Niedziela – najważniejszy dzień całej tej historii. Tego właśnie dnia ubrałem najlepsze ciuchy, nawet oczy pomalowałem, by wydawały się większe. Kai chciał zabrać mnie w jakieś specjalne I ważne dla niego miejsce. Bardzo się cieszyłem na tą chwilę, więc stanąłem na wysokości zadania I odstawiłem się jak gwiazda filmowa, a potem ruszyłem na miasto. Jongin już tam na mnie czekał. Trzymał białą lilię, po czym złapał mnie za rękę po raz pierwszy I pociągnął w stronę starego lasku na obrzeżach miasta. Szliśmy kawałek czasu, ale to nie miało znaczenia. Upału nie było, a ja mógłbym nawet po Saharze z nim chodzić I nie obchodziłaby mnie temperatura. Podziwiałbym jedynie jego osobę, taką doskonałą, troskliwą, idealną...
     Kiedy doszliśmy na miejsce, Kai rzucił lilię na trawę, ujął mnie w pasie, po czym drugą dłoń położył na moim policzku.
     -Jest taki ciepły. - Powiedział, uśmiechając się do mnie.
     -Tak jak twoja dłoń, Jonginnie... - mruknąłem cały czerwony z gorąca jakie mnie ogarnęło. W jednej chwili Kai zaczął zbliżać swoje usta do moich. Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje. Zamknąłem oczy, czekałem tyle czasu, by poczuć smak jego ust, ale w tej samej chwili poczułem w ustach smak krwi. Ciemnowłosy odsunął się ode mnie, zacząłem pluć krwią, upadłem na kolana. Chłopak śmiał się szyderczo. Twój policzek już zbyt długo nie będzie taki ciepły, jakie to smutne zakończenie dla takiego prymusa... Biedny pupilek profesorów, taka strata dla uczelni. - Mówił ironicznym głosem.
     -D-dlaczego... - wyszeptałem, podpierając się prawą ręką, inaczej dawno leżałbym na ziemi. Drugą zaś dotknąłem swojego brzucha, krwawiłem bardzo mocno. Zastanawiałem się ile czasu mi zostało. Krew ubywała, ja traciłem siły by wstać. Ręka się ugięła, a ja osunąłem się na trawę, zaraz obok białej lilii. Więc to po to ją kupił... biała na żałobę... Traciłem kontakt ze światem, czułem że niedługo będzie mój koniec.
     -Jeszcze nie rozumiesz? Nie będziesz wiecznie pierwszy. Mam dość wyprzedzania mnie, nienawidzę cię! Nienawidzę homo I takich kujonów jak ty! Jesteś śmieciem, nikim więcej! - Ryknął na mnie, po czym porzucił obok nóż, którym mnie ugodził. Pięknie błyszczał od słońca, prześwitującego pomiędzy drzewami. I chociaż to doprowadziło mnie do tego stanu, to było niesamowite... Kai jeszcze coś do mnie krzyczał, a potem uciekł bardzo szybko. Powoli odpływałem, promienie słoneczne ogrzewały moją twarz. W ostatniej chwili, nim straciłem przytomność poczułem dotyk dłoni na policzku. Ta sama dłoń, która dotknęła mojego czoła tamtego dnia. Tego nigdy bym nie zapomniał...

     Kilka dni po tym zdarzeniu przebudziłem się w szpitalu. Poczułem, że ktoś ściska moją dłoń. Przekręciłem lekko głowę I ujrzałem Sehuna, który spał na mojej sali. Ciekawe ile czasu już tu siedzi. Delikatnie się podniosłem, a blondyn automatycznie się wybudził.
     -Tao! - Przytulił mnie, po czym przywrócił się do porządku I cały czerwony zajął swoje miejsce na stołku.
     -Ten entuzjazm. - Uniosłem kąciku ust, a ten zabrał swoją rękę od mojej. - Nie musisz już udawać. Jestem idiotą, że nie widziałem... - powiedziałem w końcu.
     -Ale co przestać udawać... - szepnął, spuszczając wzrok. Uniosłem rękę do jego twarzy I złapałem za brodę.
     -Spójrz na mnie, Hun. To ty mnie uratowałeś, prawda? Zabrałeś do swojego mieszkania, zająłeś się. - Powiedziałem pełnym ciepła głosem.
     -T-tak... - szepnął niepewnie. - Nie mogłem cię zostawić... a potem jeszcze Kai I las... - przerwałem mu czym prędzej.
      -Wiedziałeś o planie Kaia? - Zapytałem ze łzami w oczach.
     -Tak, ale dowiedziałem się dzień przed I nie wiedziałem dokładnie gdzie cię zabierze... Chciałem zdążyć, ale mi się nie udało. Pozwoliłem zrobić ci krzywdę, jestem okropny, nie zasługuję żeby żyć. - Kontynuował wywód.
     -Przestań! - Krzyknąłem na młodszego. - Nie cofniesz czasu, a jednak mnie uratowałeś. Gdyby nie ty albo wykrwawiłbym się wtedy w tamtej uliczce, albo w lesie... - przełknąłem głośno ślinę. - Nie obwiniaj się o nic, Sehunnie. - Blondynowi zabłyszczały oczy.
     -Jeszcze nikt nie zdrabniał mojego imienia... - pojedyncza łza poleciała po jego policzku.
     -Otrzyj twarz, nie pora na płacz. - Pouczyłem go automatycznie.
     -Ja po prostu... tak ze szczęścia. Kiedyś, kiedy byliśmy mali, to wspólnie się bawiliśmy... Już wtedy nie mogłem oderwać od ciebie wzroku, jednak potem nasze drogi się rozeszły. Moi rodzice się rozwiedli, matka straciła pracę, a ja musiałem zacząć sam na siebie zarabiać, tak samo na uczelnię... Spadłem na dno I bałem się takim pokazywać w twojej obecności. W końcu tobie nigdy niczego nie brakowało, nawet wyniki w nauce miałeś świetne, bo nie musiałeś pracować. Ja często nie miałem czasu na naukę, bo brakowało pieniędzy I musiałem pracować dwa razy ciężej. Od zawsze cię kochałem, nawet jeśli ty nie pamiętasz... dlatego ukryłem moją twarz. - Opowiedział krótko.
     -To dlatego twoja dłoń wydawała się znajoma. Jej ciepło utkwiło mi w pamięci. - Uśmiechnąłem się, łapiąc go za rękę.
     -Kocham cię, Tao... - wyszeptał.
-Dobrze wiedzieć. - Uśmiech nie schodził mi z twarzy. - Ale już nie płacz. - Pocałowałem go w czoło, a ten wtulił się we mnie. Spędziliśmy tak trochę czasu, w swoich objęciach. Cieszyłem się, że w końcu ktoś jest ze mną szczery. Cieszyłem się, że pamiętam te dłonie I ich magiczne ciepło.
     Od tego dnia wszystko zaczęło układać się na nowo. Niedługo po tym zacząłem spotykać się z Sehunem I zaprzyjaźniłem się z Chanyeolem. Z pomocą Huna, policja złapała Jongina I Kyungsoo, który został oskarżony o udział w przestępstwie. A ja dalej trzymałem się pierwszy na roku, nie przejmując się niczym. Miałem w końcu kogoś ważnego dla mojego serca.


Drogi Krisie,
Nie wybrałem koloru swoich oczu, tak samo wiem teraz, że nie wybrałem sobie bycia gejem. Jestem dumny z tego kim jestem i z tego, że w końcu znalazłem miłość. Kai od początku próbował mnie pogrążyć i zemścić się za to, że zawsze byłem od niego lepszy u dziekanów, jednak... Jednak w końcu przejrzałem na oczy. Sehun to jest właśnie ta osoba. Jedyna i niepowtarzalna, z którą będę już do końca. Kocham go ponad wszystko, jest moim największym szczęściem. Teraz znam swoje przeznaczenie... wiem kim jestem i to się liczy.
                                                                                            Twój przyjaciel,

                                                                                               Huang Zitao



piątek, 23 maja 2014

G-Dragon & T.O.P Big Bang ENGLISH ver.

Title:”Neverland”
Characters:  Kwon Ji Yong (G-Dragon, GD) Choi Seung Hyun (T.O.P, Tempo)
Pairing: non
Kind: One shot, Fantastyka, Short.
Rating: G
Band: Big Bang


     Once, when I was a child, I was scared all the time. Storm, arguing parents, army on the streets. Sometimes we had to run to the cellar, because Germans dropped bombs on Paris. Dad went to the service, and I had to look forward until he returns. I was a good son, very helpful and nice for other people. I was at home this time, I had no friends. Most of town was destroyed...

     One night, there was a terrible storm outside, I was sitting in the corner of the room and sang a song. I saw a gigant raindrops on my windows, like bombs dropped on town hall... I was afraid, very scared. 'I dont't want to die... I dont't want  to be alone...', I said. At the point... I heard a voice. It was a gentle voice, of a boy. He opened the window and jumped into my room.

     'Hello!', he shouted happily. 'Finally someone in a similar age.', he twisted edge of the shirt, and he shook himself like a dog. 'I'm Seunghyun! And you?', he asked.

     'I... I'm Jiyoung', I said uncertainly. He has dark, brown eyes, white shirt and pirated pants. I laughed softly 'You look funny...', added after a moment. 'Where are you from?'

     'From Neverland', he replied very confident.


     Well, that was the beginning of our relationship. Weird boy burst into my room, during the war. Funny, isn't it? Now, we are a good friends. And we live in Neverland, far away from war.


Youngjae x Daehyun B.A.P ENGLISH ver.

Title:”Rabbit”
Characters: Jung Dae Hyun (Daehyun) x Yoo Young Jae (Youngjae)
Pairing: Daehyun x Youngjae
Kind: One shot Romance, Short.
Rating: R
Band: B.A.P

     I remember it all... It seems as if it was yesterday. Then It was a journey I'll never forget... My mother took me to the amusement park. It was my birthday.

Warm, summer evening. I was charmed, by colorful decorations and  twinkling lights. Full of attractions, too little time. My mom took me to the ferris wheel.  All looked from above even more impressivel - the crowds of people, lampiones... But there was  someone who caught my attention. As soon we went towards stalls with cotton candy, cheesecakes, my mom was gone. I was  alone in a crowd of unfamiliar faces. I started to cry, I was scared like never before. A new city, strangers ... It was a horrible feeling. I couldn't bring myself to normal condition, my hands began to shake , and my legs was like a cotton wool. Suddenly corner of my eye I saw a boy - the blond. He was maybe at my age, maybe younger. I looked at  him  with weeping eyes. He wore a black and yellow rabbit attire, and head held in his small hands.  I looked at his face. Scratches were so unique... and those dark eyes... his smile. He came up to me and said, 'Hey, what's your name? Did you get lost? '. I was dumbstruck when I heard his gentle, childish voice. Then he smiled tighter. 'D-Daehyun ... Jung Daehyun. '- I said to him as quickly, as that was possible.  I heard in reply: 'And I'm Youngjae, Yoo Youngjae.', at the same time my mother appeared next to me. She was glad that she found me and grabbed my hand.

I saw beautiful boy and he was smiling to me all the time and waving to me. I won't forget this part of my life, because I met my first love.


NOWY BLOG! ZAPRASZAM!

Minna-san! Zapraszam was na kolejnego bloga! Na nim nie będzie opowiadań jak tu, ale opowiem wam co nieco o moim życiu i wszelakich aspektach, które was interesują. Czekam na komentarze pod postem. Może jest coś co was ciekawi, o co chcielibyście zapytać? Chętnie podejmę się w kolejnych postach. Póki co zapraszam: ParkMinyokkaWorld - "Do you have dreams? Fight! Make it real!"

Oczywiście pracę nad fickami rozpocznę jeszcze dziś. Muszę uzupełnić kolejkę z zamówieniami i wykonać zaległe, w których przeszkodziła mi matura, że tak określę. Mam nadzieję, że czytelnicy powrócą i blog będzie działał tak sprawnie jak wcześniej. ^^

Niewidzialna perkusja rlz. xD

piątek, 16 maja 2014

~ 12 EXO - przypowieść

Tytuł:”Dziewczyna”
Bohaterowie: Wu Yifan (Kris); Huang Zitao (Tao); Oh Se Hun (Sehun); Kim Jongin (Kai); Park Chan Yeol (Chanyeol); Byun Baek Hyun (Baekhyun); Kim Jongdae (Chen); Kim Junmyeon (Suho), Do Kyungsoo (D.O); Kim Minseok (Xiumin); Zhang Yixing (Lay) + dziewczyna
Pairing: Brak.
Gatunek: One shot, Rating – R, Przypowieść, droubble + dopowiedzenie.
Zespół: EXO



     Odeszła dziewczyna. Odeszła dziewczyna! Uwaga... ona odeszła...


     Pewnego dnia w krainie mlekiem i nie do końca miodem płynącej nastały ciężkie czasy. Niebo zaszły ciemne chmury, a serca duszyczek, które mieszkały wśród drzew oplotły mgła i zło.
     Wtedy to w krainie pojawiło się dwunastu młodych chłopców z dziwnymi znakami na skórze, które lśniły i mieniły się w mroku. Las obumierał, a wraz z nim różnorakie stworzenia tam żyjące. Wędrowcy nie pamiętali po co przyszli, ani skąd pochodzą, lecz czuli gdzieś w środku, że muszą uratować ten świat.     Mieszkańcy krainy strasznie bali się cienia, bali się nocy, która sprawiała, że niebo stawało się całkowicie czarne, a wszelakie światło znikało hen daleko wśród snów i marzeń. Postanowili więc walczyć o to piękne niegdyś miejsce, czuli że to ich powinność i wszyscy na nich liczą. Początkowo wyznaczyli sobie zakres obowiązków w lesie i pilnowali życia tam, ale to nie wystarczyło, więc najstarszy z braci – Xiumin zarządził, by wzbili się do nieba. Tym oto sposobem Kris stworzył galaktykę pełną małych gwiazd, które oświetlały krainę, a reszta braci zamieniła się w planety. Od tego wspaniałego dnia wszystkie stworzenia w pamięci o dzielnych chłopcach nazwały planety konstelacją EXO w pięknej Galaktyce, a sami siebie nazywali Galaxies w państwie EXOstanu.

     Po wszystkim do EXOstanu powróciła dziewczyna, która dumnie zwała się Nadzieją.



piątek, 2 maja 2014

Call of the Moon - Rozdział VI

„I coś w środku umiera...” 

Rozdział VI – Zew Księżyca

     Kazałam Luhanowi wyjść szybciej do szkoły, bo chciałam „pobyć sama” - taki podstawowy pretekst, by mnie zostawił. Cóż... plan był prosty i dość szybki do wykonania. Skoczyłam do pobliskiego sklepu po farbę, a dokładniej granatową piankę i pobiegłam do domu, po czym pofarbowałam włosy najszybciej jak się dało, co i tak wiązało się z opuszczeniem pierwszej godziny. Luhan dzwonił z milion razy, pewnie chciał zapytać gdzie się podziewam. Nie ma tak dobrze. W drodze do szkoły ruszyłam jeszcze po nowe soczewki. Kiedyś nosiłam takie brązowe, ale nie czułam, że to ja, więc zakończyłam zabawę z tym ustrojstwem. Dziś zapragnęłam niebieskich kontaktów, tak by pokryć złoto jakim mieniły się moje oczy. Nałożyłam je w szkolnej toalecie dosłownie chwilę przed dzwonkiem na przerwę.
     -Pora dopasować się do nowego życia... Yoru. - Szepnęłam jeszcze przed lustrem i udałam się na dach szkoły. Tam ostatnio byliśmy z Lu rozmyślać, więc i teraz pora się tam udać. Byłam pewna, że sprawdzi to miejsce w poszukiwaniu mnie i miałam rację, nawet w pierwszej kolejności. Szybkość wilka jest zadziwiająca.
      -Gdzie się podziewałaś? - Warknął na mnie od razu. - Martwi... - urwał gwałtownie i zaczął się na mnie gapić.
     -Coś nie tak? - Zapytałam, szczerząc się do niego.
     -Coś ty zrobiła z włosami?! I twoje oczy... - zdziwił się. Już sama zmiana imienia musiała być dziwna, a co dopiero diametralna zmiana w wyglądzie.
     -Po prostu zabiłam starą siebie. - Skontrowałam z tym samym szerokim uśmiechem. - Nie chcę żyć przeszłością. - Dodałam prędko. Góra mundurka częściowo zlewała mi się z kolorem włosów, bluzka odsłaniała część pleców i brzucha, a zakolanówki podkreślały to jakie mam chude i długie nogi. Blondyn patrzył się zdumiony z dobre pięć minut zanim znowu się odezwał. Postanowiłam pociągnąć go do klasy, gdyż zastał nas dzwonek na lekcje.
     Usiedliśmy w ławce, przyciągałam spojrzenia całej klasy, no prawie całej... Tylko Kai nie patrzył tak jak reszta, a przynajmniej był zły, że tak przymiliłam się do Luhana, kiedy opuszczałam budynek uczelni. To takie zabawne, jak łatwo można rozgniewać człowieka I sprawić, by był obrażony jak małe dziecko na matkę, która nie chce kupić mu cukierka. Nie ukrywam, że zdenerwował mnie ten udawany brak zainteresowania, ale cóż...
     -Luhan... - szepnęłam. - Chyba dał sobie spokój, ale lepiej będę się trzymała blisko ciebie. - Blondyn uśmiechnął się delikatnie I zarumienił. Wtedy uświadomiłam siebie, że słyszę jego myśli. Miałam tą całkowitą pewność, że nie mam omamów.
     Kai obserwował mnie bacznie calutki dzień, więc nie miałam gdzie się ukryć. Zastanawiałam się jak będzie wyglądać najbliższy czas, co się wydarzy w moim życiu tak bardzo ważnego, że Kris mnie tu ściągnął I co najważniejsze kiedy poznam resztę nowej watahy...

     Czy kiedykolwiek patrząc na drugą osobę widziałeś w niej siebie? To zew księżyca zmienia świat I nas...

     Po zajęciach wyminęłam bandę z Kaiem na czele I pobiegłam laskiem do domu. Czułam coś dziwnego... ta woń... Ona nie należała do nas.
     -Tu musi być inne stado, Lu. - Przekazałam mu telepatycznie, po czym ruszyłam szybciej w stronę budynku, a ten dosłownie zaraz za mną. Miałam chwilowe wrażenie, że Kai dalej mnie obserwuje...

     Wieczorem znowu udaliśmy się na łowy. W lesie wyprzedziłam Luhana, chcąc pokazać że dziewczyny też mogą być szybkie I zwinne.
     -To nie fair! - Przekazał mi telepatycznie. Jako wilki mogliśmy rozmawiać tylko tak.
     -Nic nie jest nie fair. Musisz być szybszy I silniejszy, jeszcze się nauczysz Luhan-ge. - Odparłam. Po dosłownie paru minutach dostrzegłam światło ogniska. Dobiegliśmy do małej polanki wewnątrz lasu. Miałam rację... Przy ognisku siedziała zgraja chłopaków z naszej klasy. Za ostatnim drzewem zmieniłam się w człowieka I zaczęłam obserwować. Luhan podążył moimi śladami.
     W pewnej chwili pojawiła się tam banda z fabryki. Jeden z nich podbił do Kyungsoo I złapał go za szyję. Reszta się wzburzyła, jednak zostali osaczeni. Kai chciał wszczynać bójkę, ale nie udał mu się ten plan, gdyż postanowiłam wkroczyć.
     -Zostaw go w spokoju. - Powiedziałam stanowczo, a zarazem spokojnie. Odzewem była cisza oraz ich spojrzenia.
     -Słyszałeś, co powiedziała? Puść go. - Wypalił Luhan, wychodząc z ciemności.
     -Ta dziwka nie będzie mi rozkazywać. - Odparł, prawdopodobnie przywódca.
     -Nie waż się więcej tak o niej mówić. - Pogroził rozgniewany blondyn.
     -Bo co?! - Wrzasnął nagle, ściskając Kyungsoo mocniej.
     -Bo ta dziwka pragnie cię poinformować, że masz wypierdalać z naszego terytorium, bo pogadamy inaczej. - Wtrąciłam.
     -W takim razie od teraz to nasz teren, a teraz nie wtrącaj nosa w nie swoje sprawy głupia szmato. - Rzucił w odwecie.
     -O teren możesz walczyć ze mną zniewieściały chłopcze. Czuć cię na kilometr, tak zalatujesz mokrą I brudną sierścią. I w tym wypadku to moja sprawa, gdyż rzuciłeś się do moich znajomych. - Zmierzyłam go zimnym spojrzeniem. - Na n-a-s-z-y-m terenie. - Przeliterowałam słowo, by bardziej zaprezentować jego wydźwięk.
     -Wypierdalaj zanim stracę cierpliwość, dziewczynko. Grzeją mnie twoje obelgi. - Wtedy zaczęłam ubierać swoje rękawiczki. Naciągając drugą na lewą dłoń zapytałam Luhana:
     -Gege... Pozwolisz mi się nim zająć I nauczyć szacunku do kobiet? Resztą zajmiemy się razem.-
     -Jak wolisz. Obiecałem ci coś, prawda?-
     -Ahm... - mruknęłam, po czym ruszyłam na faceta, mocno obijając mu szczękę pięścią I oddając kopniaka w brzuch. Przeleciał dobre parę metrów. Kai zrobił wielkie oczy. Pewnie zdziwił się skąd mogę mieć tyle siły, by powalić dorosłego faceta w taki sposób. Ich tęczówki były czerwone, więc zapewne muszą żywić się ludzkim mięsem. Nasze zaś były barwy czystego złota. Kyungsoo poleciał na ziemię, a Lu czym prędzej pomógł mu wstać.
     -Nic ci nie jest? - Zmartwił się sytuacją.
     -Nie, nic. Dzięki... - Kolega był zdziwiony jego zachowaniem.
     -Luhan! Uważaj! - Krzyknął Tao, a ten wymierzył cios, odwracając się w stronę napastnika.
     -Spokojnie! Czułem go! - odparł I oboje wpadliśmy w szał walki. Nasi znajomi także pomagali. Zdumiało mnie, kiedy zobaczyłam Kaia, który tak dobrze się bronił I zadawał dość silne ciosy.
W pewnej chwili oberwałam od ich przywódcy, wleciałam plecami w drzewo I uderzyłam w nie z impetem. Zobaczyłam jak ten próbuje wbić we mnie szpony, więc się przekręciłam I osunęłam na ziemię, po czym wstałam wprawnie I chwyciłam go za szyję. Trzymałam go tak długo, aż nie udusiłam. Reszta stanęła w bezruchu. Obróciłam się I ruszyłam w ich stronę.
     -Jako, że pokonałam przywódcę... moim obowiązkiem jest go zastąpić lub wybrać nowego. Moim zarządzeniem jest opuszczenie terenu przynależącego do watahy z Chin I spełnienie tego pod okiem nowego przywódcy, którym zostanie... - zatrzymałam się na moment, przesuwając po nich wzrokiem. Znalazłam najchudszego I najbardziej cherlawego, po czym wskazałam go palcem. - On. - Rzekłam stanowczo. Grupa się wzburzyła, ale ostatecznie zaakceptowali moją decyzję I zostawili nas z chłopakami.
     -Lepiej się stąd wynoście. - Burknęłam w stronę Kaia, zagryzając krwawiącą wargę.
     -Może najpierw wyjaśnij nam co się tu stało. - Powiedział ostro wkurzony. Nagle żyły zaczęły mi pulsować, ciało przeszywał ostry ból. Spojrzałam na niebo. Chmury właśnie odsłoniły księżyc, który był w pełni.
     -Lu...h-an... Niebo... - ledwo z siebie wydusiłam, po czym zauważyłam, że z nim dzieje się podobnie. Chłopcy patrzyli na nas przerażeni. Oczy Luhana zaszły czernią. - Luhan! Biegnij! - Krzyknęłam. - Nie widzieliście nas! - Skierowałam do grupy I ruszyłam za Lu.
     Wylądowaliśmy nad wodą. Nie powinniśmy tak odczuwać działania pełni, bo to nie pierwsza przemiana, jednak stało się. Luhan leżał na brzegu, więc podeszłam do niego prędko I wylądowałam na kolanach. Zbledłam widząc jego brzuch, krwawił dość silnie. Wilki leczą się same, po moich ranach nie było już śladu, ale nie tu... Moje oczy zaszły łzami.
     -Luhan-ge... Luhan! - Lamentowałam. Moje wizje się spełniły...


czwartek, 1 maja 2014

Gamma x Fie Alphabat

Tytuł: ”Spokój na rękach.”
Bohaterowie: Kim Junsu (Gamma) ; Lee Sanha (Fie)
Pairing: Gamma x Fie
Gatunek: One shot, Rating – R, Dramat, Romans.
Zespół: Alphabat

     To niesamowite jak wiele można ukryć uśmiechając się. Ludzie popełniają samobójstwo, bo nie akceptują samych siebie. Nienawidzą swojej osoby. Może nie należy pytać dlaczego zabijają się akurat wtedy, ale dlaczego postanowili żyć tak długo. Wiem bardzo dobrze jak to jest, kiedy chcesz umrzeć, lecz nie masz tej odwagi. Wiem jak boli uśmiech... Jak próbujesz się dopasować, lecz nie możesz. Jak ranisz się zewnętrznie, by zabić wewnętrzny ból. Nikt nie widzi twojego cierpienia, nikt nie widzi twojego smutku, nikt nie widzi twojego strachu... lecz oni wszyscy widzą twoje błędy, ale... cały świat nie musi cię kochać. Wystarczy, że kocha cię jedna osoba...

     Lee Sanha kiedyś był wesołym człowiekiem. To niestety przeszłość...  Wiecznie uśmiechnięty, został dotknięty złem świata. Smutek zagościł w jego sercu i umyśle, nostalgia wypełniała każdy milimetr ciała. Opuścili go wszyscy. Jego chłopak nie chciał już słuchać o jego problemach i mieszać się do życia pełnego szarości i łez. Rodzina także nie odstawała, wszyscy mieli go gdzieś. Cała radość z życia z niego uleciała. Fie nie umiał sam sobie radzić z tym światem, który wydawał mu się nadzwyczaj okrutny.
     W ten sposób mijały kolejne dni. Sanha był całkowicie sam, wszystko wewnątrz niego krzyczało, i mimo że z oczu płynęły łzy, to nie potrafił wydać z siebie najdrobniejszego dźwięku. Niemy krzyk odbijał się echem w jego umyśle.
     Pewnego dnia, kiedy deszcz znowu padał, postanowił udać się na stary most.
     -Niebo płacze razem ze mną... Czy jesteś smutne z tego samego powodu co ja? - Szepnął, ledwo widząc otaczający go krajobraz. Wszystko było szare, wyglądało przygnębiająco. Wtedy postanowił, że zrobi ten kolejny krok i stanął na murku, który robił za barierki mostu. Chwiał się na niepewnych nogach, trząsł się z zimna, łzy mieszały się na jego bladych policzkach wraz z kroplami deszczu, czuł że to wszystko go dusi. Chciał skoczyć, ale w tej samej chwili ktoś złapał go za tą chudą rękę i pociągnął do siebie. Wleciał w cudze ramiona, a te zamknęły się w przyjaznym i bardzo ciepłym uścisku. Nie mógł uwierzyć w to co się właśnie dzieje. Nagle poczuł, że ta osoba się odsuwa. Przetarł oczy, zaczął lepiej widzieć. Przed nim stał młody chłopak z brązowymi włosami, bluza szara jak cały świat dookoła niego, po jego twarzy spływały łzy nieba. Czuł w nim coś wyjątkowego. Miał bladą cerę tak jak on, usta lekko sine i spokój na rękach. Żadnych świeżych cięć, tylko stare blizny. Było widać, że od dawna się nie ranił.
     -Tylko tchórze się zabijają. - Powiedział pewnym tonem, patrząc na niego swoimi ciemnymi oczami. Serce zaczęło mu mocniej bić. - Ci którzy nie mają odwagi żyć popełniają samobójstwa. Trzeba odkryć w sobie odwagę i nie uciekać, bo ucieczka to oznaka słabości. - Dodał spokojnym, ale w dalszym ciągu pewnym głosem.
     -Zawsze byłem słaby. - Odparł, bacznie go obserwując.
     -Siłę nabywa się wraz z biegiem czasu. Każdy z nas ma otoczkę, którą musi wypełnić doświadczeniem, które to wszystko buduje... ten fundament na którym opieramy się, kiedy los chce byśmy upadli. - Ponownie się odezwał, lekko przekrzywiając głowę. Fie słuchał go z wielką uwagą. - Masz jedno życie, po co je marnować na bycie nieszczęśliwym? Idź do domu, i wiesz co? Uśmiechnij się, bo jesteś pięknym człowiekiem. - Rzekł na koniec i ruszył wzdłuż mostu. Chłopak zaczął płakać, ale już nie z rozpaczy. Zaczął zastanawiać się nad jego słowami. Wrócił do domu, tak jak mu nakazał.

     Następnego dnia, kiedy wychodził ze szkoły on stał przed bramą. W podobnej szarej bluzie, znowu z podciągniętymi rękawami, słuchał muzyki. Podszedł bliżej, a on rzucił mu „cześć”, na co Sanha całkowicie się zdziwił.
     -Wczoraj trochę źle zaczęliśmy, mam nadzieję, że trochę nad tym wszystkim myślałeś. Szkoda takiego fajnego chłopaka. Przy okazji, nazywam się Junsu. - Po tych słowach Fie w końcu bezwarunkowo uniósł kąciki ust. Nie uśmiechał się długi czas, a jedna osoba, której zupełnie nie znał, sprawiła że część jego starego „ja” wróciła.
     -Jestem Sanha... - przedstawił się niepewnie. - Przepraszam, że zająłem ci czas... - mruknął pod nosem.  - Mogłeś nie marnować go na taką ofiarę losu jak ja. - Dodał po chwili.
     -Nie przepraszaj. Nie można przepraszać za to, że ktoś jest sam i nie ma wsparcia. Nie można przepraszać za chwile słabości. Chciałbym żebyś zapisał sobie mój numer... normalnie nie robię takich rzeczy, ale nie chciałbym abyś znowu chciał zrobić coś tak głupiego. Widziałem cię już kilka razy, zawsze chodzisz sam. Teraz... kiedy będziesz czuł się gorzej, po prostu napisz, a ja zadzwonię lub przyjdę gdziekolwiek będziesz. - Te słowa bardzo trafiły do jego serca. Obca osoba, która mimo wszystko stara się pomóc, jakieś wsparcie.
     -Dobrze... - szepnął, a ten skinął mu, by poszedł z nim. Tak też się stało.
     Kilka godzin wędrowali po pobliskim parku i przez miasto. W pewnej chwili Fie nie mógł się powstrzymać i spytał bez przemyślenia o jego blizny. Junsu powiódł wzrokiem po swoich rękach i uśmiechnął się życzliwie.
     -Kiedyś się okaleczałem, bo byłem sam, tak jak ty. Ale pewnego dnia znalazłem ukojenie w muzyce i ona nie pozwoliła mi już tego robić. Sam zacząłem tworzyć i wiem, że cały ból mogę przelać na papier... Poza tym myślę, że blizny są jak rany odniesione w walce – na swój sposób są piękne i pokazują, że stajemy się silniejsi z każdą chwilą, przypominają nam przez co przeszliśmy. Chciałbym być dla ciebie muzyką, możesz się o mnie oprzeć, nie pozwolę ci upaść. - Wyjaśnił mu spokojnie. Wtedy Sanha zrozumiał, że są tacy sami i ponownie kąciki jego ust uniosły się, ale tego dnia nie przestawały wracać do tej pozycji.

     Od tego dnia Fie już nie chodził smutny. W sercu czuł, że ktoś zesłał mu anioła stróża i mimo, że nie widział jego skrzydeł, to czuł jak go oplatają i chronią. Nie ma złych emocji, każde są dla człowieka dobre, jednak nie ze wszystkimi umiemy sobie poradzić w samotności. Dlatego dobrze jest mieć kogoś, kto nie tylko nie pozwoli ci spaść na dno, a uchroni cię przed wszystkim, co na to dno próbuje cię wrzucić.



piątek, 25 kwietnia 2014

Call of the Moon - Rozdział V

Rozdział V – Cześć, jestem Yoru.

I nawet postawienie na prawdziwe ja boli. Stawiając na przyszłość trzeba kroczyć dumnie przed siebie. Chcąc zapomnieć o przeszłości, musimy przestać pamiętać to, kim kiedyś byliśmy.”
~ Kana-chan.

     Podczas nocnych łowów znowu wracałam do wspomnień. Nie miałam już siły na tą falę zdarzeń, owianych mgła, które uderzały mój umysł. Dobrze, że tym razem Han ich nie widział. Z czasem pojedyncze zdarzenia stawały się wyraźniejsze, fragmenty pokazywały historię moich białych włosów, ale nie była ona jasna. Było także jakieś dziecko, ale to nie byłam ja... z pewnością nie. Widziałam w tym także Krisa... co było jeszcze dziwniejszą rzeczą, mimo że wychowywałam się z nim od małego dzieciaka. Cóż poradzić, nic nie było teraz pewne. Moje wspomnienia są strzępkami ciemnej masy, która oplata mój umysł.
     -Yokka, musimy się śpieszyć, bo niedługo wstaje słońce. - Luhan wybudził mnie z transu.
     -Nie... tylko nie to... - burknęłam. - To znaczy tak! Już idziemy! - Krzyknęłam nagle, jakby chcąc się z czegoś wybronić, ale nie wiedziałam dokładnie z czego.
     -Dobrze się czujesz, didi? - Spytał, unosząc lekko prawą brew.
     -Od dziś... - zawahałam się -... mów na mnie Yoru. - Skontrowałam jakby odruchowo. Lu zmarszczył czoło I lekko przechylił głowę.
     -Yoru? - Spytał, by upewnić się,czy wiem co mówię.
     -Tak, Yoru... To bardziej odpowiednie imię dla mnie... w końcu jestem dzieckiem nocy... - dodałam po chwili.
     -Ładnie brzmi. - Odparł, łapiąc mnie za rękę. - A teraz chodźmy. - Uśmiechnął się. - Yoru. - Czym prędzej udałam się za nim.
Po powrocie z lasu padłam na łóżko. Zasnęłam w ciągu kilku minut, co dla wilka było faktem niesłychanym.

     -Nie podoba mi się ten świat... - szepnęłam spoglądając w lustro. Widziałam siebie w długich, białych włosach, cerze jeszcze bledszej, niż miałam I o złotych oczach, bardzo nienaturalnych, nieludzkich, ze spojrzeniem, które przeszywało niepokojem, spoglądało w głąb człowieka na wylot. Skąd to wiem? Patrząc w lustro, mogłam zajrzeć w głąb siebie... w miejsca, o których nie miałam pojęcia. Przeszłość stopniowo zaczęła się odsłaniać. Jezioro... widziałam jezioro z przejrzystą wodą, od tafli odbijał się blask bladego księżyca. Czasami miłość oznacza, że trzeba odejść... ale nie w tym wypadku. Nie czułam miłości, bo nie było jej w tym miejscu. Dziecko w wodzie, trzymane przez kobietę I mężczyznę, pełnia, białe włosy I nagle mgła osłoniła wszystko. Znowu stałam przed lustrem. I czego teraz chcę? Całego życia w godzinę?
     -Nie podoba mi się ten świat... - szepnęłam ponownie, a wszystko zniknęło w mgnieniu oka.

     Poranek. Słońce świeciło bardzo mocno. Luhan właśnie parzył herbatę w kuchni, a ja z kompletnym rozgardiaszem własnej osoby ruszyłam na stołek przy blacie. Usiadłam niechlujnie I położyłam się przed talerzem z kanapkami.
     -Chciało ci się tak wcześnie? - Spytałam półprzytomna.
     -Zawsze wstaję o tej porze. Przyzwyczajenie, Yoru-di. - Powiedział radośnie.
     -Przeklinam swoją bezsilność... - wyszeptałam, wpatrując się w zegar na lodówce.
     -Coś się stało? - Spytał zmartwiony, opierając się o blat I spoglądając na mnie.
     -Śniłam... Mam wrażenie, że w snach wracają moje wspomnienia albo coś ważnego, o czym wiem, ale tego nie pamiętam... Tak jakby ktoś wyrzucił wszytko co miałam w głowie I rozbił na kawałki. Teraz te kawałki wracają do mojego umysłu I układają się jak puzzle na pustym blacie... - zaczęłam wywód.
     -Wszystko jest możliwe. - Podał mi herbatę.
     -I czasami jest mi bardzo zimno I bardzo smutno I nie ma nikogo, kto chciałby zmienić moje łzy na uśmiech... - westchnęłam I widząc, że Lu już chce się odezwać, dodałam – ale to nic. Marzymy o tym, czego nie mamy. - Starszy spojrzał na mnie zdziwiony.
     -Zadziwiasz mnie dziś Yok... - wziął głęboki wdech. - Yoru. - Poprawił się szybko I wrócił do gotowania. Spojrzałam na niego nieco rozbawiona. Umiał zmienić mój nastrój diametralnie w ciągu jednej chwili I to mnie do niego ciągnęło. Wiedział co powiedzieć aż za dobrze.
     -A ty czemu jesteś samotny? - Zapytałam, gapiąc się na niego ordynarnie.
     -Prawda jest taka, że czasami tak bardzo mi kogoś brakuje, że ledwo mogę to znieść, ale... teraz już nie jestem samotny. Z ciebie nigdy nie zrezygnuję. - Rzekł, ciągle sprawdzając moją reakcję.
     -Dlaczego wcześniej nic nie powiedziałeś? - Zdziwiłam się.
     -Bo nikt nie pytał. - Parsknął śmiechem, obrócił się I rozczochrał mi włosy.
     -Doigrasz się gege.... - burknęłam.
     -Nie tak szybko. - Zaśmiał się ponownie, puszczając mi oczko.
I znów trudno uwierzyć, że marzenia się spełniają... To właśnie przemknęło mi przez myśl. Nigdy tego nie zapomnę.




“I obiecaj mi proszę, że nigdy nie zapomnimy kim dla siebie jesteśmy, ile razem przeżyliśmy I ile jeszcze razem przejdziemy!”