czwartek, 1 maja 2014

Gamma x Fie Alphabat

Tytuł: ”Spokój na rękach.”
Bohaterowie: Kim Junsu (Gamma) ; Lee Sanha (Fie)
Pairing: Gamma x Fie
Gatunek: One shot, Rating – R, Dramat, Romans.
Zespół: Alphabat

     To niesamowite jak wiele można ukryć uśmiechając się. Ludzie popełniają samobójstwo, bo nie akceptują samych siebie. Nienawidzą swojej osoby. Może nie należy pytać dlaczego zabijają się akurat wtedy, ale dlaczego postanowili żyć tak długo. Wiem bardzo dobrze jak to jest, kiedy chcesz umrzeć, lecz nie masz tej odwagi. Wiem jak boli uśmiech... Jak próbujesz się dopasować, lecz nie możesz. Jak ranisz się zewnętrznie, by zabić wewnętrzny ból. Nikt nie widzi twojego cierpienia, nikt nie widzi twojego smutku, nikt nie widzi twojego strachu... lecz oni wszyscy widzą twoje błędy, ale... cały świat nie musi cię kochać. Wystarczy, że kocha cię jedna osoba...

     Lee Sanha kiedyś był wesołym człowiekiem. To niestety przeszłość...  Wiecznie uśmiechnięty, został dotknięty złem świata. Smutek zagościł w jego sercu i umyśle, nostalgia wypełniała każdy milimetr ciała. Opuścili go wszyscy. Jego chłopak nie chciał już słuchać o jego problemach i mieszać się do życia pełnego szarości i łez. Rodzina także nie odstawała, wszyscy mieli go gdzieś. Cała radość z życia z niego uleciała. Fie nie umiał sam sobie radzić z tym światem, który wydawał mu się nadzwyczaj okrutny.
     W ten sposób mijały kolejne dni. Sanha był całkowicie sam, wszystko wewnątrz niego krzyczało, i mimo że z oczu płynęły łzy, to nie potrafił wydać z siebie najdrobniejszego dźwięku. Niemy krzyk odbijał się echem w jego umyśle.
     Pewnego dnia, kiedy deszcz znowu padał, postanowił udać się na stary most.
     -Niebo płacze razem ze mną... Czy jesteś smutne z tego samego powodu co ja? - Szepnął, ledwo widząc otaczający go krajobraz. Wszystko było szare, wyglądało przygnębiająco. Wtedy postanowił, że zrobi ten kolejny krok i stanął na murku, który robił za barierki mostu. Chwiał się na niepewnych nogach, trząsł się z zimna, łzy mieszały się na jego bladych policzkach wraz z kroplami deszczu, czuł że to wszystko go dusi. Chciał skoczyć, ale w tej samej chwili ktoś złapał go za tą chudą rękę i pociągnął do siebie. Wleciał w cudze ramiona, a te zamknęły się w przyjaznym i bardzo ciepłym uścisku. Nie mógł uwierzyć w to co się właśnie dzieje. Nagle poczuł, że ta osoba się odsuwa. Przetarł oczy, zaczął lepiej widzieć. Przed nim stał młody chłopak z brązowymi włosami, bluza szara jak cały świat dookoła niego, po jego twarzy spływały łzy nieba. Czuł w nim coś wyjątkowego. Miał bladą cerę tak jak on, usta lekko sine i spokój na rękach. Żadnych świeżych cięć, tylko stare blizny. Było widać, że od dawna się nie ranił.
     -Tylko tchórze się zabijają. - Powiedział pewnym tonem, patrząc na niego swoimi ciemnymi oczami. Serce zaczęło mu mocniej bić. - Ci którzy nie mają odwagi żyć popełniają samobójstwa. Trzeba odkryć w sobie odwagę i nie uciekać, bo ucieczka to oznaka słabości. - Dodał spokojnym, ale w dalszym ciągu pewnym głosem.
     -Zawsze byłem słaby. - Odparł, bacznie go obserwując.
     -Siłę nabywa się wraz z biegiem czasu. Każdy z nas ma otoczkę, którą musi wypełnić doświadczeniem, które to wszystko buduje... ten fundament na którym opieramy się, kiedy los chce byśmy upadli. - Ponownie się odezwał, lekko przekrzywiając głowę. Fie słuchał go z wielką uwagą. - Masz jedno życie, po co je marnować na bycie nieszczęśliwym? Idź do domu, i wiesz co? Uśmiechnij się, bo jesteś pięknym człowiekiem. - Rzekł na koniec i ruszył wzdłuż mostu. Chłopak zaczął płakać, ale już nie z rozpaczy. Zaczął zastanawiać się nad jego słowami. Wrócił do domu, tak jak mu nakazał.

     Następnego dnia, kiedy wychodził ze szkoły on stał przed bramą. W podobnej szarej bluzie, znowu z podciągniętymi rękawami, słuchał muzyki. Podszedł bliżej, a on rzucił mu „cześć”, na co Sanha całkowicie się zdziwił.
     -Wczoraj trochę źle zaczęliśmy, mam nadzieję, że trochę nad tym wszystkim myślałeś. Szkoda takiego fajnego chłopaka. Przy okazji, nazywam się Junsu. - Po tych słowach Fie w końcu bezwarunkowo uniósł kąciki ust. Nie uśmiechał się długi czas, a jedna osoba, której zupełnie nie znał, sprawiła że część jego starego „ja” wróciła.
     -Jestem Sanha... - przedstawił się niepewnie. - Przepraszam, że zająłem ci czas... - mruknął pod nosem.  - Mogłeś nie marnować go na taką ofiarę losu jak ja. - Dodał po chwili.
     -Nie przepraszaj. Nie można przepraszać za to, że ktoś jest sam i nie ma wsparcia. Nie można przepraszać za chwile słabości. Chciałbym żebyś zapisał sobie mój numer... normalnie nie robię takich rzeczy, ale nie chciałbym abyś znowu chciał zrobić coś tak głupiego. Widziałem cię już kilka razy, zawsze chodzisz sam. Teraz... kiedy będziesz czuł się gorzej, po prostu napisz, a ja zadzwonię lub przyjdę gdziekolwiek będziesz. - Te słowa bardzo trafiły do jego serca. Obca osoba, która mimo wszystko stara się pomóc, jakieś wsparcie.
     -Dobrze... - szepnął, a ten skinął mu, by poszedł z nim. Tak też się stało.
     Kilka godzin wędrowali po pobliskim parku i przez miasto. W pewnej chwili Fie nie mógł się powstrzymać i spytał bez przemyślenia o jego blizny. Junsu powiódł wzrokiem po swoich rękach i uśmiechnął się życzliwie.
     -Kiedyś się okaleczałem, bo byłem sam, tak jak ty. Ale pewnego dnia znalazłem ukojenie w muzyce i ona nie pozwoliła mi już tego robić. Sam zacząłem tworzyć i wiem, że cały ból mogę przelać na papier... Poza tym myślę, że blizny są jak rany odniesione w walce – na swój sposób są piękne i pokazują, że stajemy się silniejsi z każdą chwilą, przypominają nam przez co przeszliśmy. Chciałbym być dla ciebie muzyką, możesz się o mnie oprzeć, nie pozwolę ci upaść. - Wyjaśnił mu spokojnie. Wtedy Sanha zrozumiał, że są tacy sami i ponownie kąciki jego ust uniosły się, ale tego dnia nie przestawały wracać do tej pozycji.

     Od tego dnia Fie już nie chodził smutny. W sercu czuł, że ktoś zesłał mu anioła stróża i mimo, że nie widział jego skrzydeł, to czuł jak go oplatają i chronią. Nie ma złych emocji, każde są dla człowieka dobre, jednak nie ze wszystkimi umiemy sobie poradzić w samotności. Dlatego dobrze jest mieć kogoś, kto nie tylko nie pozwoli ci spaść na dno, a uchroni cię przed wszystkim, co na to dno próbuje cię wrzucić.



2 komentarze:

  1. nie za bardzo ogarniam AlphaBAT, ale i tak postanowiłam przeczytać i się nie zawiodłam :3
    To jest genialne!! Krótkie, ale genialne i takie.. jakby daje nadzieję :3

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. Bardzo ladbie i fajnie napisane. Czuc w tym emocje i to czyni tego one shota wyjatkowa. Zapewne czytalam inne tworczosci z tego blogu,ale nie pamietam ich. Zapewne wroce do nich. Szkoda,ze nie kazdy ma taka osobę....taka ktora by go wspierala. To nawet nie jest smutne i jsst to codziennosc niektorych osob...
    Na prawde zajebiste .. Masz talent. Milego dnia.

    OdpowiedzUsuń