Tytuł:”Z każdym dniem...”
Bohaterowie: Kim Jong In (Kai), Oh
Sehun (Sehun), Lu Han (Luhan)
Pairing: Sehun x Luhan, Kai x Luhan
Gatunek: One shot, Rating – R,
Dramat, Romans, Short.
Zespół: EXO
To był jeden z deszczowych
wieczorów... tych pełnych melancholii i tęsknoty za gwiazdami i
ciepłem... Jeden z nostalgicznych momentów... Czas leciał
nieubłaganie, jednak wskazówka zegara przesuwała się z wolna,
wydając z siebie donośny dźwięk. W domu panowała cisza. Luhan
leżał zwinięty w kłębek na łóżku, wsłuchując się w krople
spadające na parapet i co jakiś czas uderzające w okna przy
silniejszym podmuchu wiatru. Smutki topione w alkoholu... butelki
stojące pod ścianą, kilka leżących przy łóżku, dwie na stole i
żyletki... Tak... żyletki... Jedna znajdowała się w dłoni i
płynęła po nadgarstku, niczym statek żeglujący po spokojnych
wodach... po oceanie... krew ściekała strużkami po delikatnej
skórze, zabarwiając jej blady odcień szkarłatem. Łzy spływały
po policzkach już całkiem bez kontroli, a myśli odbijały się od
siebie pośród chaosu... Jego głos rozbrzmiewał w głowie... zaś
zapach unosił się w powietrzu... perfumy wymieszane z zapachem
jego ciała... Księżyc od czasu do czasu przeświecał pomiędzy
chmurami, rozświetlając swoim blaskiem pokój... Żyletka lśniła,
Luhan pusto wpatrzony w przestrzeń, leży i bacznie obserwuje własną
krew... W jego oczach coś błysnęło... Wola walki?... Nadzieja?...
Szczypta litości dla własnego ciała?... A może wróciła
wiara?... To był jeden z deszczowych wieczorów...
O poranku Luhan jak zwykle wędrował
po kawę do pobliskiej kawiarnii i zmierzał do parku na swoją
ulubioną ławkę. Właśnie na nią przychodził z Sehunem...
wspomnienia codziennie uderzały w niego ze wzmocnioną siłą...
Minęło zaledwie kilka dni, odkąd odciął się od innych ludzi...
W pewnej chwili w pobliżu,
przypadkiem znalazł się Kai. Szedł pewnie w stronę przyjaciela,
bo zbyt długo ze sobą nie rozmawiali. Han unikał go jak ognia i
próbował zaszywać się w swoim własnym świecie... świecie
szkarłatu, samotności i bólu... pełnym łez i zszarganych nerwów,
straconej nadziei i stłamszonej wiary... Jongin usiadł obok niego,
a ten podkulił nogi i oplótł je rękami, okrytymi długim rękawem,
w dłoniach zaś ciągle trzymał parującą od gorąca kawę. Deszcz
moczył ich ciuchy, krople spływały po zmęczonej skórze.
Ciemnowłosy wpatrywał się w niego cały czas. Widział łzy, które
próbował ukryć w deszczu, jego serce bolało na widok przyjaciela
w takim stanie. Luhan co chwile odwracał wzrok, próbował
wszystkiego, by Kai go zostawił.. by na niego nie patrzył...
Wstydził się siebie i tego co zrobił mu Sehun. Wstydził się, że
tak łatwo dał się zranić... omotać... W jednej chwili Koreańczyk
złapał go za rękę.
-Spójrz na mnie Lulu! - Krzyknął
pełen żalu. Luhan w odwecie szarpnął rękę i syknął z bólu. -
Lulu... - wyszeptał Kai. - Lulu... - zrobił to ponownie, a starszy
jedynie uronił kolejną łzę. - Pokaż rękę gege... - powiedział
dość spokojnie, ale spotkał się z brakiem rekacji. - Pokaż mi
rękę! - Wrzasnął zdenerwowany, ale zarazem pełen lęku. Jego
oczom ukazały się symetryczne nacięcia wiodące od nadgarstka, aż
do zgięcia w łokciu. - Luhan... przecież mówiłeś... - urwał,
gdyż przerwał mu starszy.
-Mów-w-iłem, że nigdy tak n-nie
zrob-bię... - zająknął się, szlochając. -Ale kiedyś musi być
ten pierwszy raz... - dodał po chwili.
-Tyle razy ci mówiłem, że jeśli
chcesz sobie ulżyć to masz mnie pobić! - Wrzasnął mocno
podenerwowany.
-Wiesz, że bym nigdy tego nie
zrobił... nie własnemu przyjacielowi... bratu, który był przy
mnie zawsze... - odparł.
-Skoro jestem twoim przyjacielem to
nie powinieneś sobie robić krzywdy Lu...-
-Przecież krzywdzę siebie, a nie
ciebie Jonginnie... - powiedział z żalem.
-Kiedy ty coś sobie robisz... mnie
także to boli... to niewidzialne rany, które się nie goją...
teraz i ja je posiadam...-
-Czemu tak się tym przejmujesz?... To
tylko parę kresek... - rzucił szybko Luhan.
-Jesteś idiotą... - rzekł na koniec
i czym prędzej ruszył do wyjścia z parku. Han został sam w swoim
świecie...
Minęło parę dni, noce były takie
jak zwykle, dni także równie monotonne... To był czwartek, jeden z
cieplejszych dni, które Luhan przesiedział w domu, bo było zbyt
ciepło. W pewnej chwili zadzwonił telefon: „Annyeonghaseyo Lu
Han-ge, dzwonili do mnie ze szpitala. Kai leży tam po nieudanej
próbie samobójczej. Podobno ledwo go uratowali, jest na sali 21 na
3 piętrze w szpitalu dzielnicy Gangnam. Dzwonie, bo powinieneś to
wiedzieć...” - odezwał się głos w słuchawce, a Luhan zamarł.
Czas zwolnił, serce biło mu szybciej. Upuścił słuchawkę i czym
prędzej pobiegł do szpitala.
Na miejscu znalazł się stosunkowo
szybko, a na salę wparował z impetem.
-Jongin! - Krzyknął ze łzami w
oczach, a na widok żywego przyjaciela w końcu nawiedziła go ulga.
- Jongin! - Krzyknął ponownie i rzucił się na kolegę, po czym
mocno go przytulił. - Czemu to zrobiłeś?! Czemu?! Jak mogłeś mi
to zrobić?! - Pytał go ciągle.
-Przecież krzywdzę siebie, a nie
ciebie Lulu... - odparł z takim samym żalem w głosie jak Luhan,
kiedy mówił mu te same słowa.
-Kiedy ty coś sobie robisz... mnie
także to boli... - powiedział ze skruchą starszy.
-Jak widać to działa w dwie
strony... - skontrował.
-Przepraszam Kai... Przepraszam, że
jestem takim idiotą...-
-Nie przepraszaj mnie, bo nie masz za
co... Chciałem ci tylko uświadomić co ze sobą robisz i jak tym
ranisz innych... Nie przepraszaj za coś czego nie byłeś świadom...
- odparł Kai.
-Ale.. ty mogłeś umrzeć... Mogłem
cię stracić Jonginnie...- wyszeptał wtulając się w młodszego.
-To niewielka strata... Hannie...-
-Mylisz się, bo taka miłość to
największa strata... Kocham cię Kai... Już nigdy więcej cię nie
skrzywdzę. Obiecuję. - Powiedział i pocałował młodszego w
czoło.
_____________________________
To ff z okazji 30 tys. na blogu oraz dedyk dla Luhana i Kaia ^^
Dziękuję wam, że tak licznie odwiedzacie tego bloga. Cieszę się, że ktoś to jednak czyta. Arigatou, komawo, siesiee. ^^ ~ Kana
_____________________________
To ff z okazji 30 tys. na blogu oraz dedyk dla Luhana i Kaia ^^
Dziękuję wam, że tak licznie odwiedzacie tego bloga. Cieszę się, że ktoś to jednak czyta. Arigatou, komawo, siesiee. ^^ ~ Kana
Podobało mi się, ale... miałam mieszane uczucia, czytając to.
OdpowiedzUsuńNie żeby coś, bo piszesz wspaniale, uwielbiam taki styl. Może poczułam się tak dlatego, że czytam zbyt dużo angstów ? XD
w każdym razie, pisz, nie mogę się doczekać na Call of the Moon i Death Music ~