„Z ciemności w
ciemność... omijając to światło, które budzi w nas inne
zmysły...”
Rozdział II – Zmysł
Wylądowaliśmy w domu Luhana.
Mieliśmy do niego dwie przecznice, więc ruszyliśmy tam i obiecałam
ugotować obiad. Mieszkanie nie było duże, w sumie liczyło ono
jeden pokój z balkonem, kuchnię, niewielki przedpokój i łazienkę.
Był sam, więc to w sumie powinno być wystarczające, ale patrząc
na moją kwaterę... cztery dość przestronne pokoje, przedpokój,
dwie łazienki i kuchnia z jadalnią... a Kris.. Właśnie! Kris!
-Słuchaj Han-ge... - wypaliłam nagle
obserwując dokładnie każdy kąt.
-Hum? - Mruknął pytająco,
wypakowując książki.
-Bo... Kris-ge powiedział mi, że
będę mieć współlokatora, i że jak przyjdę do szkoły to
wyczuję kto ma nim być...-
-I co w związku z tym? - Zapytał,
unosząc lewą brew.
-Myślę, że chodziło o ciebie gege.
W końcu należymy do jednej gromady. I gotowałabym ci normalne
obiady, bo patrząc na stolik, stawiam że żywisz się tylko zupkami
błyskawicznymi... - Odparłam, marszcząc czoło i nos.
-Są szybkie i tanie. - Skontrował z
głupawym uśmieszkiem.
-Przestań majaczyć Lulu i pakuj
się... przeprowadzasz się do mnie. Będziesz jadł w miarę jak
człowiek, bo nie odpowiadam za łowy i nie będziesz płacił za to
mieszkanie. Kris załatwił dobrą kwaterę.-
-Ale... ja chodzę do pracy. Muszę,
bo mnie zwolnią, a stąd mam blisko i nie muszę wstawać tak
wcześnie... - zaczął się wykręcać.
-Nie marudź, tylko się pakuj. Jak
się przeprowadzisz to nawet nie myśl o pracowaniu w weekendy.
Szczególnie na nocki, jeśli takowa opcja w ogóle występuje.
Zrozumiano? Nie możemy tak ryzykować... - Powiedziałam i złapałam
za walizkę przy łóżku. - No już! Na co czekasz gege?! Mam cię
spakować? - Spytałam zadziornie.
-Nie nie! Już dobrze... spakuję się
sam... - Otrząsnął się i napiął swój brak mięśni. W sumie
wyglądało to na brak, nie sprawdzałam tego na czuja, więc się
tego trzymam. Patrząc na niego... wiedziałam już skąd znam ten
kolor włosów... tą twarz... Mój sen... Mój ostatni sen był
właśnie o nim. Blondwłosy anioł, który spadł z nieba i stracił
śnieżnobiałe skrzydła, skalany przekleństwem, którym było
trzymanie w sobie bestii... Tak bardzo było mi go szkoda. Dziwne, że
nie skojarzyłam tego od razu... poznałam przecież resztę
chłopaków... a przynajmniej tak sądzę, bo wiedziałam o incydencie
z Kyungsoo... może to instynkt albo znowu to zrobiłam.
-Luhan?-
-Tak?- Spytał, spoglądając znad
walizki.
-Jaka jest twoja... zdolność? -
Przekrzywiłam lekko głowę, ciągle na niego patrząc.
-Telekineza didi, telekineza. Dalej do
końca nad nią nie panuję, ale myślę, że z wiekiem się to
ustabilizuje. - Wbił wzrok w okno. - A jaka jest twoja? - Zapytał.
-Moja zdolność... Ja... - zacięłam
się.
-Masz jakąś? Tak jak każdy z nas w
sumie... Powinnaś mieć, więc? Co to takiego?-
-Ja... Umiem zaginać
czasoprzestrzeń... czasami też widzę przyszłość... - odparłam
ledwo wymawiając słowa.
-Uhmmm, to dość ciekawa moc.
Szczególnie jak na dziewczynę. - Zaśmiał się cicho.
-Ja ci kurde dam jak na dziewczynę! -
Rzuciłam w niego czapką i wyszłam na balkon. Słońce powoli
zachodziło, a jego pomarańczowy blask przeświecał moje białe
włosy. Unosiły się na delikatnym wietrze i falowały w jego rytm.
Słyszałam symfoniczną muzykę, dobiegającą z restauracji
naprzeciwko. Wtedy to Luhan wyszedł do mnie.
-Ja spakowany. Jeśli chcesz to możemy
iść, a sprawę mieszkania załatwię później. - Rzekł,
uśmiechają się. To była najsłodsza rzecz jaką w życiu
widziałam. Jego delikatny uśmiech, uśmiechnięte oczy i włosy
prześwietlone zachodzącym słońcem... Ten błysk w jego oczach...
-Yokka-di. Dobrze się czujesz? -
Spytał i objął mnie. Chodźmy szybko, bo mi zmarzniesz, a wtedy
będę czuł, że to moja wina, bo stoisz zamyślona na balkonie i
nie reagujesz na nic.- Poczułam się... tak bardzo dziwnie, czując
jego dotyk, jego dłonie... Kris... to miałam poczuć? O to ci
chodziło łajzo? Policzymy się...
-Gege, wilki nie marzną. Ich ciała
są wiecznie ciepłe. - Odparłam po chwili.
-No tak, racja... Muszę się do tego
przyzwyczaić. - Rzekł i ruszył po swoje rzeczy. - Jest taka
piękna, kiedy się zamyśli... -
-Co powiedziałeś?! - Spytałam,
robiąc wielkie oczy.
-Ja? Że muszę się do tego
przyzwyczaić. - Powiedział lekko zdziwiony.
-Ale po tym. - Dodałam.
-Nic więcej nie mówiłem... Chyba
coś ci się przesłyszało didi.
-Możliwe.. No nic. Chodźmy, póki
nie jest ciemno. Zrobię nam ramen! - Krzyczałam uradowana, idąc w
kierunku drzwi i ciągnąc Luhana za rękę.