piątek, 23 maja 2014

G-Dragon & T.O.P Big Bang ENGLISH ver.

Title:”Neverland”
Characters:  Kwon Ji Yong (G-Dragon, GD) Choi Seung Hyun (T.O.P, Tempo)
Pairing: non
Kind: One shot, Fantastyka, Short.
Rating: G
Band: Big Bang


     Once, when I was a child, I was scared all the time. Storm, arguing parents, army on the streets. Sometimes we had to run to the cellar, because Germans dropped bombs on Paris. Dad went to the service, and I had to look forward until he returns. I was a good son, very helpful and nice for other people. I was at home this time, I had no friends. Most of town was destroyed...

     One night, there was a terrible storm outside, I was sitting in the corner of the room and sang a song. I saw a gigant raindrops on my windows, like bombs dropped on town hall... I was afraid, very scared. 'I dont't want to die... I dont't want  to be alone...', I said. At the point... I heard a voice. It was a gentle voice, of a boy. He opened the window and jumped into my room.

     'Hello!', he shouted happily. 'Finally someone in a similar age.', he twisted edge of the shirt, and he shook himself like a dog. 'I'm Seunghyun! And you?', he asked.

     'I... I'm Jiyoung', I said uncertainly. He has dark, brown eyes, white shirt and pirated pants. I laughed softly 'You look funny...', added after a moment. 'Where are you from?'

     'From Neverland', he replied very confident.


     Well, that was the beginning of our relationship. Weird boy burst into my room, during the war. Funny, isn't it? Now, we are a good friends. And we live in Neverland, far away from war.


Youngjae x Daehyun B.A.P ENGLISH ver.

Title:”Rabbit”
Characters: Jung Dae Hyun (Daehyun) x Yoo Young Jae (Youngjae)
Pairing: Daehyun x Youngjae
Kind: One shot Romance, Short.
Rating: R
Band: B.A.P

     I remember it all... It seems as if it was yesterday. Then It was a journey I'll never forget... My mother took me to the amusement park. It was my birthday.

Warm, summer evening. I was charmed, by colorful decorations and  twinkling lights. Full of attractions, too little time. My mom took me to the ferris wheel.  All looked from above even more impressivel - the crowds of people, lampiones... But there was  someone who caught my attention. As soon we went towards stalls with cotton candy, cheesecakes, my mom was gone. I was  alone in a crowd of unfamiliar faces. I started to cry, I was scared like never before. A new city, strangers ... It was a horrible feeling. I couldn't bring myself to normal condition, my hands began to shake , and my legs was like a cotton wool. Suddenly corner of my eye I saw a boy - the blond. He was maybe at my age, maybe younger. I looked at  him  with weeping eyes. He wore a black and yellow rabbit attire, and head held in his small hands.  I looked at his face. Scratches were so unique... and those dark eyes... his smile. He came up to me and said, 'Hey, what's your name? Did you get lost? '. I was dumbstruck when I heard his gentle, childish voice. Then he smiled tighter. 'D-Daehyun ... Jung Daehyun. '- I said to him as quickly, as that was possible.  I heard in reply: 'And I'm Youngjae, Yoo Youngjae.', at the same time my mother appeared next to me. She was glad that she found me and grabbed my hand.

I saw beautiful boy and he was smiling to me all the time and waving to me. I won't forget this part of my life, because I met my first love.


NOWY BLOG! ZAPRASZAM!

Minna-san! Zapraszam was na kolejnego bloga! Na nim nie będzie opowiadań jak tu, ale opowiem wam co nieco o moim życiu i wszelakich aspektach, które was interesują. Czekam na komentarze pod postem. Może jest coś co was ciekawi, o co chcielibyście zapytać? Chętnie podejmę się w kolejnych postach. Póki co zapraszam: ParkMinyokkaWorld - "Do you have dreams? Fight! Make it real!"

Oczywiście pracę nad fickami rozpocznę jeszcze dziś. Muszę uzupełnić kolejkę z zamówieniami i wykonać zaległe, w których przeszkodziła mi matura, że tak określę. Mam nadzieję, że czytelnicy powrócą i blog będzie działał tak sprawnie jak wcześniej. ^^

Niewidzialna perkusja rlz. xD

piątek, 16 maja 2014

~ 12 EXO - przypowieść

Tytuł:”Dziewczyna”
Bohaterowie: Wu Yifan (Kris); Huang Zitao (Tao); Oh Se Hun (Sehun); Kim Jongin (Kai); Park Chan Yeol (Chanyeol); Byun Baek Hyun (Baekhyun); Kim Jongdae (Chen); Kim Junmyeon (Suho), Do Kyungsoo (D.O); Kim Minseok (Xiumin); Zhang Yixing (Lay) + dziewczyna
Pairing: Brak.
Gatunek: One shot, Rating – R, Przypowieść, droubble + dopowiedzenie.
Zespół: EXO



     Odeszła dziewczyna. Odeszła dziewczyna! Uwaga... ona odeszła...


     Pewnego dnia w krainie mlekiem i nie do końca miodem płynącej nastały ciężkie czasy. Niebo zaszły ciemne chmury, a serca duszyczek, które mieszkały wśród drzew oplotły mgła i zło.
     Wtedy to w krainie pojawiło się dwunastu młodych chłopców z dziwnymi znakami na skórze, które lśniły i mieniły się w mroku. Las obumierał, a wraz z nim różnorakie stworzenia tam żyjące. Wędrowcy nie pamiętali po co przyszli, ani skąd pochodzą, lecz czuli gdzieś w środku, że muszą uratować ten świat.     Mieszkańcy krainy strasznie bali się cienia, bali się nocy, która sprawiała, że niebo stawało się całkowicie czarne, a wszelakie światło znikało hen daleko wśród snów i marzeń. Postanowili więc walczyć o to piękne niegdyś miejsce, czuli że to ich powinność i wszyscy na nich liczą. Początkowo wyznaczyli sobie zakres obowiązków w lesie i pilnowali życia tam, ale to nie wystarczyło, więc najstarszy z braci – Xiumin zarządził, by wzbili się do nieba. Tym oto sposobem Kris stworzył galaktykę pełną małych gwiazd, które oświetlały krainę, a reszta braci zamieniła się w planety. Od tego wspaniałego dnia wszystkie stworzenia w pamięci o dzielnych chłopcach nazwały planety konstelacją EXO w pięknej Galaktyce, a sami siebie nazywali Galaxies w państwie EXOstanu.

     Po wszystkim do EXOstanu powróciła dziewczyna, która dumnie zwała się Nadzieją.



piątek, 2 maja 2014

Call of the Moon - Rozdział VI

„I coś w środku umiera...” 

Rozdział VI – Zew Księżyca

     Kazałam Luhanowi wyjść szybciej do szkoły, bo chciałam „pobyć sama” - taki podstawowy pretekst, by mnie zostawił. Cóż... plan był prosty i dość szybki do wykonania. Skoczyłam do pobliskiego sklepu po farbę, a dokładniej granatową piankę i pobiegłam do domu, po czym pofarbowałam włosy najszybciej jak się dało, co i tak wiązało się z opuszczeniem pierwszej godziny. Luhan dzwonił z milion razy, pewnie chciał zapytać gdzie się podziewam. Nie ma tak dobrze. W drodze do szkoły ruszyłam jeszcze po nowe soczewki. Kiedyś nosiłam takie brązowe, ale nie czułam, że to ja, więc zakończyłam zabawę z tym ustrojstwem. Dziś zapragnęłam niebieskich kontaktów, tak by pokryć złoto jakim mieniły się moje oczy. Nałożyłam je w szkolnej toalecie dosłownie chwilę przed dzwonkiem na przerwę.
     -Pora dopasować się do nowego życia... Yoru. - Szepnęłam jeszcze przed lustrem i udałam się na dach szkoły. Tam ostatnio byliśmy z Lu rozmyślać, więc i teraz pora się tam udać. Byłam pewna, że sprawdzi to miejsce w poszukiwaniu mnie i miałam rację, nawet w pierwszej kolejności. Szybkość wilka jest zadziwiająca.
      -Gdzie się podziewałaś? - Warknął na mnie od razu. - Martwi... - urwał gwałtownie i zaczął się na mnie gapić.
     -Coś nie tak? - Zapytałam, szczerząc się do niego.
     -Coś ty zrobiła z włosami?! I twoje oczy... - zdziwił się. Już sama zmiana imienia musiała być dziwna, a co dopiero diametralna zmiana w wyglądzie.
     -Po prostu zabiłam starą siebie. - Skontrowałam z tym samym szerokim uśmiechem. - Nie chcę żyć przeszłością. - Dodałam prędko. Góra mundurka częściowo zlewała mi się z kolorem włosów, bluzka odsłaniała część pleców i brzucha, a zakolanówki podkreślały to jakie mam chude i długie nogi. Blondyn patrzył się zdumiony z dobre pięć minut zanim znowu się odezwał. Postanowiłam pociągnąć go do klasy, gdyż zastał nas dzwonek na lekcje.
     Usiedliśmy w ławce, przyciągałam spojrzenia całej klasy, no prawie całej... Tylko Kai nie patrzył tak jak reszta, a przynajmniej był zły, że tak przymiliłam się do Luhana, kiedy opuszczałam budynek uczelni. To takie zabawne, jak łatwo można rozgniewać człowieka I sprawić, by był obrażony jak małe dziecko na matkę, która nie chce kupić mu cukierka. Nie ukrywam, że zdenerwował mnie ten udawany brak zainteresowania, ale cóż...
     -Luhan... - szepnęłam. - Chyba dał sobie spokój, ale lepiej będę się trzymała blisko ciebie. - Blondyn uśmiechnął się delikatnie I zarumienił. Wtedy uświadomiłam siebie, że słyszę jego myśli. Miałam tą całkowitą pewność, że nie mam omamów.
     Kai obserwował mnie bacznie calutki dzień, więc nie miałam gdzie się ukryć. Zastanawiałam się jak będzie wyglądać najbliższy czas, co się wydarzy w moim życiu tak bardzo ważnego, że Kris mnie tu ściągnął I co najważniejsze kiedy poznam resztę nowej watahy...

     Czy kiedykolwiek patrząc na drugą osobę widziałeś w niej siebie? To zew księżyca zmienia świat I nas...

     Po zajęciach wyminęłam bandę z Kaiem na czele I pobiegłam laskiem do domu. Czułam coś dziwnego... ta woń... Ona nie należała do nas.
     -Tu musi być inne stado, Lu. - Przekazałam mu telepatycznie, po czym ruszyłam szybciej w stronę budynku, a ten dosłownie zaraz za mną. Miałam chwilowe wrażenie, że Kai dalej mnie obserwuje...

     Wieczorem znowu udaliśmy się na łowy. W lesie wyprzedziłam Luhana, chcąc pokazać że dziewczyny też mogą być szybkie I zwinne.
     -To nie fair! - Przekazał mi telepatycznie. Jako wilki mogliśmy rozmawiać tylko tak.
     -Nic nie jest nie fair. Musisz być szybszy I silniejszy, jeszcze się nauczysz Luhan-ge. - Odparłam. Po dosłownie paru minutach dostrzegłam światło ogniska. Dobiegliśmy do małej polanki wewnątrz lasu. Miałam rację... Przy ognisku siedziała zgraja chłopaków z naszej klasy. Za ostatnim drzewem zmieniłam się w człowieka I zaczęłam obserwować. Luhan podążył moimi śladami.
     W pewnej chwili pojawiła się tam banda z fabryki. Jeden z nich podbił do Kyungsoo I złapał go za szyję. Reszta się wzburzyła, jednak zostali osaczeni. Kai chciał wszczynać bójkę, ale nie udał mu się ten plan, gdyż postanowiłam wkroczyć.
     -Zostaw go w spokoju. - Powiedziałam stanowczo, a zarazem spokojnie. Odzewem była cisza oraz ich spojrzenia.
     -Słyszałeś, co powiedziała? Puść go. - Wypalił Luhan, wychodząc z ciemności.
     -Ta dziwka nie będzie mi rozkazywać. - Odparł, prawdopodobnie przywódca.
     -Nie waż się więcej tak o niej mówić. - Pogroził rozgniewany blondyn.
     -Bo co?! - Wrzasnął nagle, ściskając Kyungsoo mocniej.
     -Bo ta dziwka pragnie cię poinformować, że masz wypierdalać z naszego terytorium, bo pogadamy inaczej. - Wtrąciłam.
     -W takim razie od teraz to nasz teren, a teraz nie wtrącaj nosa w nie swoje sprawy głupia szmato. - Rzucił w odwecie.
     -O teren możesz walczyć ze mną zniewieściały chłopcze. Czuć cię na kilometr, tak zalatujesz mokrą I brudną sierścią. I w tym wypadku to moja sprawa, gdyż rzuciłeś się do moich znajomych. - Zmierzyłam go zimnym spojrzeniem. - Na n-a-s-z-y-m terenie. - Przeliterowałam słowo, by bardziej zaprezentować jego wydźwięk.
     -Wypierdalaj zanim stracę cierpliwość, dziewczynko. Grzeją mnie twoje obelgi. - Wtedy zaczęłam ubierać swoje rękawiczki. Naciągając drugą na lewą dłoń zapytałam Luhana:
     -Gege... Pozwolisz mi się nim zająć I nauczyć szacunku do kobiet? Resztą zajmiemy się razem.-
     -Jak wolisz. Obiecałem ci coś, prawda?-
     -Ahm... - mruknęłam, po czym ruszyłam na faceta, mocno obijając mu szczękę pięścią I oddając kopniaka w brzuch. Przeleciał dobre parę metrów. Kai zrobił wielkie oczy. Pewnie zdziwił się skąd mogę mieć tyle siły, by powalić dorosłego faceta w taki sposób. Ich tęczówki były czerwone, więc zapewne muszą żywić się ludzkim mięsem. Nasze zaś były barwy czystego złota. Kyungsoo poleciał na ziemię, a Lu czym prędzej pomógł mu wstać.
     -Nic ci nie jest? - Zmartwił się sytuacją.
     -Nie, nic. Dzięki... - Kolega był zdziwiony jego zachowaniem.
     -Luhan! Uważaj! - Krzyknął Tao, a ten wymierzył cios, odwracając się w stronę napastnika.
     -Spokojnie! Czułem go! - odparł I oboje wpadliśmy w szał walki. Nasi znajomi także pomagali. Zdumiało mnie, kiedy zobaczyłam Kaia, który tak dobrze się bronił I zadawał dość silne ciosy.
W pewnej chwili oberwałam od ich przywódcy, wleciałam plecami w drzewo I uderzyłam w nie z impetem. Zobaczyłam jak ten próbuje wbić we mnie szpony, więc się przekręciłam I osunęłam na ziemię, po czym wstałam wprawnie I chwyciłam go za szyję. Trzymałam go tak długo, aż nie udusiłam. Reszta stanęła w bezruchu. Obróciłam się I ruszyłam w ich stronę.
     -Jako, że pokonałam przywódcę... moim obowiązkiem jest go zastąpić lub wybrać nowego. Moim zarządzeniem jest opuszczenie terenu przynależącego do watahy z Chin I spełnienie tego pod okiem nowego przywódcy, którym zostanie... - zatrzymałam się na moment, przesuwając po nich wzrokiem. Znalazłam najchudszego I najbardziej cherlawego, po czym wskazałam go palcem. - On. - Rzekłam stanowczo. Grupa się wzburzyła, ale ostatecznie zaakceptowali moją decyzję I zostawili nas z chłopakami.
     -Lepiej się stąd wynoście. - Burknęłam w stronę Kaia, zagryzając krwawiącą wargę.
     -Może najpierw wyjaśnij nam co się tu stało. - Powiedział ostro wkurzony. Nagle żyły zaczęły mi pulsować, ciało przeszywał ostry ból. Spojrzałam na niebo. Chmury właśnie odsłoniły księżyc, który był w pełni.
     -Lu...h-an... Niebo... - ledwo z siebie wydusiłam, po czym zauważyłam, że z nim dzieje się podobnie. Chłopcy patrzyli na nas przerażeni. Oczy Luhana zaszły czernią. - Luhan! Biegnij! - Krzyknęłam. - Nie widzieliście nas! - Skierowałam do grupy I ruszyłam za Lu.
     Wylądowaliśmy nad wodą. Nie powinniśmy tak odczuwać działania pełni, bo to nie pierwsza przemiana, jednak stało się. Luhan leżał na brzegu, więc podeszłam do niego prędko I wylądowałam na kolanach. Zbledłam widząc jego brzuch, krwawił dość silnie. Wilki leczą się same, po moich ranach nie było już śladu, ale nie tu... Moje oczy zaszły łzami.
     -Luhan-ge... Luhan! - Lamentowałam. Moje wizje się spełniły...


czwartek, 1 maja 2014

Gamma x Fie Alphabat

Tytuł: ”Spokój na rękach.”
Bohaterowie: Kim Junsu (Gamma) ; Lee Sanha (Fie)
Pairing: Gamma x Fie
Gatunek: One shot, Rating – R, Dramat, Romans.
Zespół: Alphabat

     To niesamowite jak wiele można ukryć uśmiechając się. Ludzie popełniają samobójstwo, bo nie akceptują samych siebie. Nienawidzą swojej osoby. Może nie należy pytać dlaczego zabijają się akurat wtedy, ale dlaczego postanowili żyć tak długo. Wiem bardzo dobrze jak to jest, kiedy chcesz umrzeć, lecz nie masz tej odwagi. Wiem jak boli uśmiech... Jak próbujesz się dopasować, lecz nie możesz. Jak ranisz się zewnętrznie, by zabić wewnętrzny ból. Nikt nie widzi twojego cierpienia, nikt nie widzi twojego smutku, nikt nie widzi twojego strachu... lecz oni wszyscy widzą twoje błędy, ale... cały świat nie musi cię kochać. Wystarczy, że kocha cię jedna osoba...

     Lee Sanha kiedyś był wesołym człowiekiem. To niestety przeszłość...  Wiecznie uśmiechnięty, został dotknięty złem świata. Smutek zagościł w jego sercu i umyśle, nostalgia wypełniała każdy milimetr ciała. Opuścili go wszyscy. Jego chłopak nie chciał już słuchać o jego problemach i mieszać się do życia pełnego szarości i łez. Rodzina także nie odstawała, wszyscy mieli go gdzieś. Cała radość z życia z niego uleciała. Fie nie umiał sam sobie radzić z tym światem, który wydawał mu się nadzwyczaj okrutny.
     W ten sposób mijały kolejne dni. Sanha był całkowicie sam, wszystko wewnątrz niego krzyczało, i mimo że z oczu płynęły łzy, to nie potrafił wydać z siebie najdrobniejszego dźwięku. Niemy krzyk odbijał się echem w jego umyśle.
     Pewnego dnia, kiedy deszcz znowu padał, postanowił udać się na stary most.
     -Niebo płacze razem ze mną... Czy jesteś smutne z tego samego powodu co ja? - Szepnął, ledwo widząc otaczający go krajobraz. Wszystko było szare, wyglądało przygnębiająco. Wtedy postanowił, że zrobi ten kolejny krok i stanął na murku, który robił za barierki mostu. Chwiał się na niepewnych nogach, trząsł się z zimna, łzy mieszały się na jego bladych policzkach wraz z kroplami deszczu, czuł że to wszystko go dusi. Chciał skoczyć, ale w tej samej chwili ktoś złapał go za tą chudą rękę i pociągnął do siebie. Wleciał w cudze ramiona, a te zamknęły się w przyjaznym i bardzo ciepłym uścisku. Nie mógł uwierzyć w to co się właśnie dzieje. Nagle poczuł, że ta osoba się odsuwa. Przetarł oczy, zaczął lepiej widzieć. Przed nim stał młody chłopak z brązowymi włosami, bluza szara jak cały świat dookoła niego, po jego twarzy spływały łzy nieba. Czuł w nim coś wyjątkowego. Miał bladą cerę tak jak on, usta lekko sine i spokój na rękach. Żadnych świeżych cięć, tylko stare blizny. Było widać, że od dawna się nie ranił.
     -Tylko tchórze się zabijają. - Powiedział pewnym tonem, patrząc na niego swoimi ciemnymi oczami. Serce zaczęło mu mocniej bić. - Ci którzy nie mają odwagi żyć popełniają samobójstwa. Trzeba odkryć w sobie odwagę i nie uciekać, bo ucieczka to oznaka słabości. - Dodał spokojnym, ale w dalszym ciągu pewnym głosem.
     -Zawsze byłem słaby. - Odparł, bacznie go obserwując.
     -Siłę nabywa się wraz z biegiem czasu. Każdy z nas ma otoczkę, którą musi wypełnić doświadczeniem, które to wszystko buduje... ten fundament na którym opieramy się, kiedy los chce byśmy upadli. - Ponownie się odezwał, lekko przekrzywiając głowę. Fie słuchał go z wielką uwagą. - Masz jedno życie, po co je marnować na bycie nieszczęśliwym? Idź do domu, i wiesz co? Uśmiechnij się, bo jesteś pięknym człowiekiem. - Rzekł na koniec i ruszył wzdłuż mostu. Chłopak zaczął płakać, ale już nie z rozpaczy. Zaczął zastanawiać się nad jego słowami. Wrócił do domu, tak jak mu nakazał.

     Następnego dnia, kiedy wychodził ze szkoły on stał przed bramą. W podobnej szarej bluzie, znowu z podciągniętymi rękawami, słuchał muzyki. Podszedł bliżej, a on rzucił mu „cześć”, na co Sanha całkowicie się zdziwił.
     -Wczoraj trochę źle zaczęliśmy, mam nadzieję, że trochę nad tym wszystkim myślałeś. Szkoda takiego fajnego chłopaka. Przy okazji, nazywam się Junsu. - Po tych słowach Fie w końcu bezwarunkowo uniósł kąciki ust. Nie uśmiechał się długi czas, a jedna osoba, której zupełnie nie znał, sprawiła że część jego starego „ja” wróciła.
     -Jestem Sanha... - przedstawił się niepewnie. - Przepraszam, że zająłem ci czas... - mruknął pod nosem.  - Mogłeś nie marnować go na taką ofiarę losu jak ja. - Dodał po chwili.
     -Nie przepraszaj. Nie można przepraszać za to, że ktoś jest sam i nie ma wsparcia. Nie można przepraszać za chwile słabości. Chciałbym żebyś zapisał sobie mój numer... normalnie nie robię takich rzeczy, ale nie chciałbym abyś znowu chciał zrobić coś tak głupiego. Widziałem cię już kilka razy, zawsze chodzisz sam. Teraz... kiedy będziesz czuł się gorzej, po prostu napisz, a ja zadzwonię lub przyjdę gdziekolwiek będziesz. - Te słowa bardzo trafiły do jego serca. Obca osoba, która mimo wszystko stara się pomóc, jakieś wsparcie.
     -Dobrze... - szepnął, a ten skinął mu, by poszedł z nim. Tak też się stało.
     Kilka godzin wędrowali po pobliskim parku i przez miasto. W pewnej chwili Fie nie mógł się powstrzymać i spytał bez przemyślenia o jego blizny. Junsu powiódł wzrokiem po swoich rękach i uśmiechnął się życzliwie.
     -Kiedyś się okaleczałem, bo byłem sam, tak jak ty. Ale pewnego dnia znalazłem ukojenie w muzyce i ona nie pozwoliła mi już tego robić. Sam zacząłem tworzyć i wiem, że cały ból mogę przelać na papier... Poza tym myślę, że blizny są jak rany odniesione w walce – na swój sposób są piękne i pokazują, że stajemy się silniejsi z każdą chwilą, przypominają nam przez co przeszliśmy. Chciałbym być dla ciebie muzyką, możesz się o mnie oprzeć, nie pozwolę ci upaść. - Wyjaśnił mu spokojnie. Wtedy Sanha zrozumiał, że są tacy sami i ponownie kąciki jego ust uniosły się, ale tego dnia nie przestawały wracać do tej pozycji.

     Od tego dnia Fie już nie chodził smutny. W sercu czuł, że ktoś zesłał mu anioła stróża i mimo, że nie widział jego skrzydeł, to czuł jak go oplatają i chronią. Nie ma złych emocji, każde są dla człowieka dobre, jednak nie ze wszystkimi umiemy sobie poradzić w samotności. Dlatego dobrze jest mieć kogoś, kto nie tylko nie pozwoli ci spaść na dno, a uchroni cię przed wszystkim, co na to dno próbuje cię wrzucić.