„I coś w środku
umiera...”
Rozdział VI – Zew
Księżyca
Kazałam Luhanowi wyjść
szybciej do szkoły, bo chciałam „pobyć sama” - taki podstawowy
pretekst, by mnie zostawił. Cóż... plan był prosty i dość
szybki do wykonania. Skoczyłam do pobliskiego sklepu po farbę, a
dokładniej granatową piankę i pobiegłam do domu, po czym
pofarbowałam włosy najszybciej jak się dało, co i tak wiązało
się z opuszczeniem pierwszej godziny. Luhan dzwonił z milion razy,
pewnie chciał zapytać gdzie się podziewam. Nie ma tak dobrze. W
drodze do szkoły ruszyłam jeszcze po nowe soczewki. Kiedyś nosiłam
takie brązowe, ale nie czułam, że to ja, więc zakończyłam
zabawę z tym ustrojstwem. Dziś zapragnęłam niebieskich kontaktów,
tak by pokryć złoto jakim mieniły się moje oczy. Nałożyłam je
w szkolnej toalecie dosłownie chwilę przed dzwonkiem na przerwę.
-Pora dopasować się do
nowego życia... Yoru. - Szepnęłam jeszcze przed lustrem i udałam
się na dach szkoły. Tam ostatnio byliśmy z Lu rozmyślać, więc i
teraz pora się tam udać. Byłam pewna, że sprawdzi to miejsce w
poszukiwaniu mnie i miałam rację, nawet w pierwszej kolejności.
Szybkość wilka jest zadziwiająca.
-Gdzie się podziewałaś?
- Warknął na mnie od razu. - Martwi... - urwał gwałtownie i
zaczął się na mnie gapić.
-Coś nie tak? - Zapytałam,
szczerząc się do niego.
-Coś ty zrobiła z
włosami?! I twoje oczy... - zdziwił się. Już sama zmiana imienia
musiała być dziwna, a co dopiero diametralna zmiana w wyglądzie.
-Po prostu zabiłam starą
siebie. - Skontrowałam z tym samym szerokim uśmiechem. - Nie chcę żyć
przeszłością. - Dodałam prędko. Góra mundurka częściowo
zlewała mi się z kolorem włosów, bluzka odsłaniała część
pleców i brzucha, a zakolanówki podkreślały to jakie mam chude i
długie nogi. Blondyn patrzył się zdumiony z dobre pięć minut
zanim znowu się odezwał. Postanowiłam pociągnąć go do klasy,
gdyż zastał nas dzwonek na lekcje.
Usiedliśmy w ławce,
przyciągałam spojrzenia całej klasy, no prawie całej... Tylko Kai
nie patrzył tak jak reszta, a przynajmniej był zły, że tak
przymiliłam się do Luhana, kiedy opuszczałam budynek uczelni. To
takie zabawne, jak łatwo można rozgniewać człowieka I sprawić,
by był obrażony jak małe dziecko na matkę, która nie chce kupić
mu cukierka. Nie ukrywam, że zdenerwował mnie ten udawany brak
zainteresowania, ale cóż...
-Luhan... - szepnęłam. -
Chyba dał sobie spokój, ale lepiej będę się trzymała blisko
ciebie. - Blondyn uśmiechnął się delikatnie I zarumienił. Wtedy
uświadomiłam siebie, że słyszę jego myśli. Miałam tą
całkowitą pewność, że nie mam omamów.
Kai obserwował mnie
bacznie calutki dzień, więc nie miałam gdzie się ukryć.
Zastanawiałam się jak będzie wyglądać najbliższy czas, co się
wydarzy w moim życiu tak bardzo ważnego, że Kris mnie tu ściągnął
I co najważniejsze kiedy poznam resztę nowej watahy...
Czy kiedykolwiek patrząc
na drugą osobę widziałeś w niej siebie? To zew księżyca zmienia
świat I nas...
Po zajęciach wyminęłam
bandę z Kaiem na czele I pobiegłam laskiem do domu. Czułam coś
dziwnego... ta woń... Ona nie należała do nas.
-Tu musi być inne stado,
Lu. - Przekazałam mu telepatycznie, po czym ruszyłam szybciej w
stronę budynku, a ten dosłownie zaraz za mną. Miałam chwilowe
wrażenie, że Kai dalej mnie obserwuje...
Wieczorem znowu udaliśmy
się na łowy. W lesie wyprzedziłam Luhana, chcąc pokazać że
dziewczyny też mogą być szybkie I zwinne.
-To nie fair! - Przekazał
mi telepatycznie. Jako wilki mogliśmy rozmawiać tylko tak.
-Nic nie jest nie fair.
Musisz być szybszy I silniejszy, jeszcze się nauczysz Luhan-ge. -
Odparłam. Po dosłownie paru minutach dostrzegłam światło
ogniska. Dobiegliśmy do małej polanki wewnątrz lasu. Miałam
rację... Przy ognisku siedziała zgraja chłopaków z naszej klasy.
Za ostatnim drzewem zmieniłam się w człowieka I zaczęłam
obserwować. Luhan podążył moimi śladami.
W pewnej chwili pojawiła
się tam banda z fabryki. Jeden z nich podbił do Kyungsoo I złapał
go za szyję. Reszta się wzburzyła, jednak zostali osaczeni. Kai
chciał wszczynać bójkę, ale nie udał mu się ten plan, gdyż
postanowiłam wkroczyć.
-Zostaw go w spokoju. -
Powiedziałam stanowczo, a zarazem spokojnie. Odzewem była cisza
oraz ich spojrzenia.
-Słyszałeś, co
powiedziała? Puść go. - Wypalił Luhan, wychodząc z ciemności.
-Ta dziwka nie będzie mi
rozkazywać. - Odparł, prawdopodobnie przywódca.
-Nie waż się więcej tak
o niej mówić. - Pogroził rozgniewany blondyn.
-Bo co?! - Wrzasnął
nagle, ściskając Kyungsoo mocniej.
-Bo ta dziwka pragnie cię
poinformować, że masz wypierdalać z naszego terytorium, bo
pogadamy inaczej. - Wtrąciłam.
-W takim razie od teraz to
nasz teren, a teraz nie wtrącaj nosa w nie swoje sprawy głupia
szmato. - Rzucił w odwecie.
-O teren możesz walczyć
ze mną zniewieściały chłopcze. Czuć cię na kilometr, tak
zalatujesz mokrą I brudną sierścią. I w tym wypadku to moja
sprawa, gdyż rzuciłeś się do moich znajomych. - Zmierzyłam go
zimnym spojrzeniem. - Na n-a-s-z-y-m terenie. - Przeliterowałam
słowo, by bardziej zaprezentować jego wydźwięk.
-Wypierdalaj zanim stracę
cierpliwość, dziewczynko. Grzeją mnie twoje obelgi. - Wtedy
zaczęłam ubierać swoje rękawiczki. Naciągając drugą na lewą
dłoń zapytałam Luhana:
-Gege... Pozwolisz mi się
nim zająć I nauczyć szacunku do kobiet? Resztą zajmiemy się
razem.-
-Jak wolisz. Obiecałem ci
coś, prawda?-
-Ahm... - mruknęłam, po
czym ruszyłam na faceta, mocno obijając mu szczękę pięścią I
oddając kopniaka w brzuch. Przeleciał dobre parę metrów. Kai
zrobił wielkie oczy. Pewnie zdziwił się skąd mogę mieć tyle
siły, by powalić dorosłego faceta w taki sposób. Ich tęczówki
były czerwone, więc zapewne muszą żywić się ludzkim mięsem.
Nasze zaś były barwy czystego złota. Kyungsoo poleciał na ziemię,
a Lu czym prędzej pomógł mu wstać.
-Nic ci nie jest? -
Zmartwił się sytuacją.
-Nie, nic. Dzięki... -
Kolega był zdziwiony jego zachowaniem.
-Luhan! Uważaj! - Krzyknął
Tao, a ten wymierzył cios, odwracając się w stronę napastnika.
-Spokojnie! Czułem go! -
odparł I oboje wpadliśmy w szał walki. Nasi znajomi także
pomagali. Zdumiało mnie, kiedy zobaczyłam Kaia, który tak dobrze
się bronił I zadawał dość silne ciosy.
W pewnej chwili oberwałam
od ich przywódcy, wleciałam plecami w drzewo I uderzyłam w nie z
impetem. Zobaczyłam jak ten próbuje wbić we mnie szpony, więc się
przekręciłam I osunęłam na ziemię, po czym wstałam wprawnie I
chwyciłam go za szyję. Trzymałam go tak długo, aż nie udusiłam.
Reszta stanęła w bezruchu. Obróciłam się I ruszyłam w ich
stronę.
-Jako, że pokonałam
przywódcę... moim obowiązkiem jest go zastąpić lub wybrać
nowego. Moim zarządzeniem jest opuszczenie terenu przynależącego
do watahy z Chin I spełnienie tego pod okiem nowego przywódcy,
którym zostanie... - zatrzymałam się na moment, przesuwając po
nich wzrokiem. Znalazłam najchudszego I najbardziej cherlawego, po
czym wskazałam go palcem. - On. - Rzekłam stanowczo. Grupa się
wzburzyła, ale ostatecznie zaakceptowali moją decyzję I zostawili
nas z chłopakami.
-Lepiej się stąd
wynoście. - Burknęłam w stronę Kaia, zagryzając krwawiącą
wargę.
-Może najpierw wyjaśnij
nam co się tu stało. - Powiedział ostro wkurzony. Nagle żyły
zaczęły mi pulsować, ciało przeszywał ostry ból. Spojrzałam na
niebo. Chmury właśnie odsłoniły księżyc, który był w pełni.
-Lu...h-an... Niebo... -
ledwo z siebie wydusiłam, po czym zauważyłam, że z nim dzieje się
podobnie. Chłopcy patrzyli na nas przerażeni. Oczy Luhana zaszły
czernią. - Luhan! Biegnij! - Krzyknęłam. - Nie widzieliście nas!
- Skierowałam do grupy I ruszyłam za Lu.
Wylądowaliśmy nad wodą.
Nie powinniśmy tak odczuwać działania pełni, bo to nie pierwsza
przemiana, jednak stało się. Luhan leżał na brzegu, więc
podeszłam do niego prędko I wylądowałam na kolanach. Zbledłam
widząc jego brzuch, krwawił dość silnie. Wilki leczą się same,
po moich ranach nie było już śladu, ale nie tu... Moje oczy
zaszły łzami.
-Luhan-ge... Luhan! -
Lamentowałam. Moje wizje się spełniły...