Tytuł:”Nieposłuszne łzy.”
Bohaterowie: Bang Yong Guk (Yongguk),
Kim Him Chan (Himchan), Jung Dae Hyun (Daehyun), Yoo Young Jae
(Youngjae), Moon Jong Up (Jongup), Choi Jun Hong (Zelo), Song Ji Eun
(Jieun).
Pairing: Yongguk x Jieun, Himchan x
Jieun
Gatunek: One shot, Rating – R,
Dramat, Romans.
Zespół: B.A.P & Secret
Biegłem ile sił w nogach przez
osiedla. Do szpitala były już zaledwie dwie przecznice. Miałem
nadzieję, że zdążę na czas...
Było ciepłe, letnie popołudnie.
Szedłem właśnie do dormu razem z chłopakami z zespołu. Ciągle
zastanawiałem się, gdzie jest Himchan. Od rana żaden z nas go nie
widział. To trochę podejrzana sprawa, gdyż zawsze informował
kiedy gdzieś wychodził.
Słońce ogrzewało moją skórę, a
czarna bokserka i ciemne jeansy dodawały mi bladości. Wiatr muskał
moje włosy, czułem spokój. To był jeden z dni, kiedy niczym się
nie przejmowałem. Odpływałem myślami coraz bardziej, gdy nagle
głos Daehyuna przerwał moje rozważania:
-Jak tam, hyung? Widzę twoją minę.
Czyżbyś miał kogoś na oku, że jesteś taki nieobecny? - Zapytał
mnie swoim roześmianym głosem.
-Dae! - Wrzasnął Youngjae,
upominając tym starszego. Spojrzałem na nich i posmutniałem. Nagle
wszystko wróciło, niczym mocne uderzenie w twarz. Tak samo to
uderzyło w moje serce.
-J-ja... przepraszam, hyung... To
faktycznie za wcześnie na takie pytania... - blondyn okazał
skruchę.
-Nie słuchaj już Guk. Odpłyń
znowu, błagam. Nie możesz się tym przejmować. - Rzucił nagle
Jongup i walnął Daehyuna ostrzegawczo w plecy.
I stało się. Powróciłem myślami
do każdego miejsca po kolei... Widziałem jej uśmiech, scenę kiedy
kupiłem nam jednakowe obrączki, jak zabrałem ją do Tokio, bo
zawsze marzyła, by zobaczyć to miasto. Pogodne popołudnie na
peryferiach Seoulu... wtedy powiedziałem jej po raz pierwszy, że ją
kocham i tylko na niej mi zależy. Leżeliśmy razem na kocu,
patrzeliśmy w czyste niebo, po którym co jakiś czas płynęły
białe jak śnieg obłoki, niczym statki po spokojnej i niezmąconej
wodzie.
Moje serce ponownie zaczęło krwawić.
Wtedy na naszej drodze ujrzeliśmy Ją.... Jieun stała w uliczce,
wtulona w czyjeś ramiona. Przyjrzałem się temu obrazkowi
dokładniej, po czym doznałem prawdziwego szoku. Osobą, do której
się przytulała był Himchan – mój najlepszy przyjaciel, który w
tym momencie stał się zdrajcą, wrogiem narodu jaki stanowiła
każda komórka mojego ciała. Jak on mógł?... I to jeszcze w ten
sposób?! Podbiegłem do niego czym prędzej, przestałem się
kontrolować. W tym czasie Jieun pożegnała się i ulotniła.
-Jak mogłeś?! Jesteś najgorszą
ścierą Chan! - Krzyczałem, a ten praktycznie nie reagował. Powoli
zaczynał odchodzić.
-Ona cię nie kocha. - Powiedział
spokojnym głosem. - Daj sobie spokój. - Szturchnąłem go w bark. -
Nie zbliżaj się do niej, bo teraz jest ze mną, rozumiesz? - Odparł
na moją zaczepkę. Szybkim ruchem obróciłem go do siebie.
-Jeszcze zobaczymy! - Wrzasnąłem na
niego z agresją w głosie.
-Spasuj i odejdź. - Powiedział tym
samym spokojnym tonem.
-Nigdy! Jak mogłeś zrobić mi takie
świństwo?! - Powtórzyłem się, a ten jedynie lekko podniósł
głos, stał się bardziej poważny.
-Ona cię nie kocha. Niech to do
ciebie w końcu dotrze. Jesteś dla niej nikim. Nawet nie spojrzała
na ciebie, stałeś się powietrzem. - Po tych słowach uderzyłem go
z pięści w twarz.
-Jeszcze słowo, a cię pokieraszuję!
- Skontrowałem, po czym złapali mnie Zelo i Daehyun. Zaczęli mnie
odciągać, a Himchana trzymał Jongup z Jae. W jednej chwili zaczęto
mnie ciągnąć do dormu, a Chan zniknął tak szybko, jak wyrósł
przed nami w tej alejce. Po Jieun także nie było śladu.
Po powrocie od razu się położyłem.
Wtedy łzy mimowolnie poleciały strużkami po moich policzkach.
Wpatrywałem się w sufit przez kilka godzin. Po tym czasie
wyczerpałem limit nieposłusznych łez i zasnąłem jak dziecko.
Rano obudził mnie Junhong, który
bardzo chciał zabrać mnie do skateparku. Byłem pewny, że to był
jego plan, by odciągnąć mnie od złych myśli, ale to nie
wystarczyło. Nieumiejętnie pojeździłem z nim, a potem znowu
wróciłem do wspomnień. Zabawniej byłoby w piekle, naprawdę...
Jestem zmęczony krzykami w mojej głowie, udawaniem, że wszystko
jest w porządku. Mam dość samotności, rozpamiętywania, tego
całego obłędu. Mam dość błędnego koła moich myśli, dość
tęsknoty, wewnętrznej pustki, zmartwień... Chciałbym móc cofnąć
czas... wrócić do tamtych szczęśliwych dni.
-Gukkie... Późno już. Chodźmy do
domu, bo Youngjae obiecał dziś gotować obiad. Będzie zły, jeśli
przyjdziemy po czasie na zimny posiłek. - Wypalił półgłosem
młodszy. Automatycznie wróciłem do rzeczywistości.
-Uhm! Już idziemy, dongsaeng. -
Odparłem, łapiąc za deskorolkę.
-Znów byłeś nieobecny, hyung...
Martwię się o ciebie. - Wyszeptał Zelo, gdyż nie był pewien, czy
w ogóle powinien się odzywać.
-Przepraszam... Po prostu to w dalszym
ciągu jest bardzo trudne. Niby czuję, jak kroczę na przód stałym
tempem, a jednak to wszystko się cofa. - Wydusiłem z siebie i
uśmiechnąłem, by przestał się martwić.
W dormie jak zwykle panował harmider.
Jongup biegał po domu z liścikami miłosnymi, które Dae pisał do
swojej noony i czytał je na głos. Dzieci znalazły sobie zabawę.
Zelo jak zwykle rzucił swoją deskorolkę w przedpokoju, a Youngjae
wywrócił się na niej, jak wychodził z kuchni, aby skarcić resztę
za hałas.
-Jun! Mówiłem ci coś na temat
porządku w dormie! - Ryknął na maknae, wymachując przy tym
rękami.
-Oh, hyung... - odparł cicho, mając
lekki strach w oczach, ale nie ukrywając tego, iż bardzo chciał
się roześmiać.
-Zelo... - wypalił z gniewem.
-No już! - Krzyknął młodszy. - Nie
zabijaj mnie wzrokiem! - Dodał po chwili, teatralnie łapiąc się
za serce.
Obserwowałem takie przypadki każdego
dnia. To po prostu kolejny, zwyczajny dzień w dormie B.A.P.
Kiedy wszyscy już się uspokoili,
zasiedliśmy do wspólnego obiadu, ale także i tu nie brakło
głupawych odzywek, czy wojny na jedzenie w wykonaniu maknae line –
Zelo i Jongupa. Youngjae był bardzo zirytowany ich zachowaniem.
-Nosz spokój dzieciaki! - Podniosłem
głos. Momentalnie nastała cisza, błoga cisza, której tak bardzo
potrzebowałem.
-Gdzie jest Himchan? - Spytał nagle
Daehyun. - Ktoś go w ogóle widział? - Znów wpatrywałem się w
przestrzeń. Brak odpowiedzi na to pytanie, samo w sobie było
odpowiedzią. Zrobiło się nieco niezręcznie. W tym momencie do
domu wszedł Himchan, który przechodząc obok kuchni jedynie machnął
ręką i pokierował się schodami do swojego pokoju.
-O wilku mowa. - Odezwał się Hyun.
-Uhmm... - murknął Jae, próbując
przełknąć jedzenie.
-Ja już więcej nie zjem. Straciłem
apetyt całkowicie... dziękuję. - Wstałem szybko i udałem się do
siebie.
W pokoju panował pedancki porządek,
jak to na mnie przystało. Okna zdobiły witraże zrobione przez moją
siostrę, na ścianie wisiały kostki gitarowe od brata, które mi o
nim przypominały. Na biurku laptop, pełno płyt i tekstów
piosenek, które tworzyłem nocami, a na szafce przy lampce nocnej
stały dwa zdjęcia – jedno całego zespołu, a drugie... tak
drugie zdjęcie było z nią. Jedno z pierwszych zdjęć po showcase.
Nie miałem już siły, nawet zieleń w moim pokoju nie uspokajała.
Położyłem się na łóżku. Odpłynąłem do krainy Morfeusza
momentalnie.
Następnego dnia do mojego pokoju
wpadli Up z Hyunem. Z łóżka zostałem ściągnięty za nogę, nie
obyło się więc bez bliskiego kontaktu moich czterech liter z
twardymi panelami.
-Utłukę was, jak tylko przestanę
odczuwać ból. - Poinformowałem krótko roześmiane towarzystwo.
-Ale hyuuuuuuung! - Pisnął
przeciągle maknae. - Mieliśmy dziś jechać do centrum... -
posmutniał nagle I zrobił oczy słodkiego szczeniaka, który
wyczekuje na ostatni kawałek mięsa z talerza właściciela.
-Aishh... Zapomniałem. - Złapałem
się za głowę, wstając z podłogi.
-Hyung, ubieraj się, no... Potrzebuję
nowych butów. - Wtrącił Dae.
-Cholera, masz masę butów. - Rzekłem
zniesmaczony.
-Masę masę masę... One się z
czasem psują I nudzą, hyung. - Odparł ze skruszoną miną.
-Dobra, już wstaję... - powiedziałem
z politowaniem I zrezygnowany. - Jak zwykle zostanę wykorzystany do
roli szofera. - Burknąłem pod nosem.
-Bo ty jako jedyny masz prawo jazdy. -
Wypalił Zelo ze złowieszczym uśmieszkiem.
-Dajcie mi się ubrać. Za dziesięć
minut będę na dole. - Rzuciłem, idąc w stronę łazienki.
Przemyłem twarz, tego mi było
trzeba. Całą noc miałem koszmary. Czułem się jak wrak człowieka.
Tęsknota zabijała mnie coraz bardziej, wyżerała od środka jak
zabójcza trucizna. Długa I bolesna śmierć jest okropna,
szczególnie kiedy umiera twój wewnętrzny człowiek, a ciało dalej
egzystuje. Dusza wije się w agonii, zadając ci ogromne rany, po
których zostają wielkie I głębokie blizny. Jedna z chwil, kiedy
człowiek pokazuje jak kruchą jest istotą, I jak łatwo zabić
jego radość, ducha, nadzieję... Byłem w martwym punkcie,
zastanawiałem się, czy ja aby na pewno ciągle mam serce...
Pojechaliśmy do centrum handlowego,
niedaleko wytwórni SM. Zaparkowałem samochód na samym dole na
parkingu podziemnym.
Zakupy w stylu królików? Bieganie ze
sklepu do sklepu, po kilka razy ta sama trasa,słuchanie marudzenia
Daehyuna, że nie podobają mu się buty, bo na pięcie jest
niebieski pasek, bo to sznurówki są za cienkie, bo język za bardzo
odstaje. Zelo jeżdżący pomiędzy klientami galerii na desce,
Youngjae, który zachwyca się dostawą nowych składników do potraw
włoskich I Up, przymierzający każde spodnie z niskim krokiem I
każdą szeroką bluzę. Komiczny widok, szczególnie kiedy zauważą
nas fani. Ośmieszanie poziom B.A.P. To jak jakiś rytuał –
zakupy, posiłki, rozrywki w domu, zachowanie członków zespołu.
Każdy z nas był inny, a jednak czuliśmy się jak prawdziwa
rodzina. Chociaż na moment oderwałem się od tego smutnego świata,
w którym przyszło mi egzystować po rozstaniu z Ji. Pełnego
nostalgii, żalu I ciemności, która ogarniała zmysły.
Po kilku godzinach przymiarek,
marudzenia I zakupów, udaliśmy się do auta. Na parkingu mijaliśmy
znajomy samochód – należało do Jieun, a w środku siedziała ona
wraz z Chanem, znowu się obejmowali, a kiedy Chan nas zobaczył I
dostrzegł moje mordercze spojrzenie, pocałował ją w policzek, a
ta delikatnie się uśmiechnęła. Poczułem ucisk w klatce
piersiowej, podszedłem szybkim krokiem I rozgniewany uderzyłem w
maskę samochodu. Krzyczałem na całe gardło, byłem zły, że
muszę to oglądać. Kochałem ją, a Chan był dla mnie jak brat.
Oboje cieszyli się moim cierpieniem. Wtedy szybko złapał mnie Jun,
szarpnął mocno za rękę.
-Chodź! Nie reaguj na to, hyung! -
Krzyknął, ciągnąc mnie do auta..
-Zabiję go! - Wrzeszczałem,
wyrywając się tak, że Daehyun I Jae musieli pomóc mnie trzymać.
Himchan siedział jak zaczarowany, obserwując sytuację. Ona jeszcze
bardziej się w niego wtuliła, kiedy mnie zobaczyła. Nie wytrzymam
tego.
-Wracamy do domu, hyung! Nie warto! -
Próbował ratować sytuację Youngjae. Cóż, po długim czasie
przekonywania mnie, w końcu usiadłem za kółkiem I odjechaliśmy
do domu. Przy wyjeździe jedynie zmierzyłem swojego byłego
przyjaciela.
Kolejne kilka dni spędziłem w swoim
pokoju, wychodząc jedynie do kuchni, czy łazienki. Nie miałem siły
egzystować w tym świecie, kiedy w każdej chwili mogłem minąć ją
na ulicy I poczuć to lodowate spojrzenie, albo I nawet nie otrzymać
tego zaszczytu. Nie mogłem dalej dopuścić do siebie myśli, że
Him stał się moim wrogiem... że był z miłością mojego życia,
z jego jedynym prawdziwym sensem.... Ludzi coraz więcej, a człowieka
coraz mniej... Pytałem się w ciszy: Masz jedno życie Guk, po co
marnować je na bycie nieszczęśliwym? Jednak nawet na to nie
umiałem sobie odpowiedzieć. Chyba muszę zdać sobie sprawę z
tego, że przeszłość już była I nie istnieje dalej. I wciąż
jestem sam... sam w tłumie ludzi. Chodzę po pokoju I nic nie robię,
pałętam się I tęsknię. Zapaliłem świeczkę, po czym położyłem
ją na biurku I usiadłem przy nim. Wszystkie teksty piosenek były
porozrzucane po pokoju, a zdjęcie z Ji zostało rozbite o ścianę.
Całe dłonie miałem zakrwawione, bo w przypływie emocji biłem
pięściami to w ścianę, to w lustro, które zniszczyłem. Nie chcę
już niczego pamiętać... Leżałem oparty głową o ręce,
wpatrywałem się w płomień, który tańczył przy delikatnym
wietrze, który wlatywał przez uchylone okno. Z dnia na dzień jest
coraz gorzej... Proszę, uwolnij mnie od tego bólu... ktoś...
ktokolwiek.
Byłem na polanie na peryferiach
miasta. Słońce prażyło jak tego pamiętnego dnia. W pewnym
momencie ktoś szturchnął mnie w ramię. Obróciłem się I
ujrzałem Ji, która stała z twarzą bez wyrazu, jej oczy były
ciemne, na palcu miała obrączkę.
-Czy ty jesteś bardzo odważny? -
Zapytała beznamiętnie.
-Średnio. - Odparłem nieco
zmartwiony.
-A co zrobiłeś najodważniejszego w
swoim życiu? - Zapytała znowu, przekrzywiając lekko głowę.
-Wstałem dziś rano. - Wypaliłem z
żalem. - Oddałbym wszystko, aby chociaż przez chwilę potrzymać
cię w ramionach, Ji... - dodałem po chwili łamiącym się głosem.
-Nie stara się ratować czegoś, co
cię niszczy. - Wyszeptała I zaczęła się oddalać.
-To ty nauczyłaś mnie co znaczy za
kimś tęsknić... - powiedziałem cicho pod nosem, obserwując ją w
dalszym ciągu.
-Tęsknisz? - Zatrzymała się na
chwilę.
-Tylko, gdy oddycham. - Powiedziałem
pewniej, ale ciągle z bólem, który rozrywał mnie od środka.
-Cierpisz przy mnie. - Wyszeptała
znowu.
-Cierpię bez ciebie. - Skontrowałem,
spoglądając na obrączkę. - Ciągle ją masz... - dodałem
półszeptem.
-Drwi z blizn, kto nigdy nie
doświadczył ran, oppa... - znowu zaczęła się oddalać, tym razem
szybciej. - Czasami coś w nas umiera I nie chce zmartwychwstać.
Przykra prawda.... - szeptała ciągle. - Gdybym wiedziała... to bym
w to nie szła.... - urwała I zniknęła. Nagle zrobiło się
ciemno, na niebo naszły chmury, zerwał się silny wiatr. Dookoła
słychać było szepty:
-Spójrz na świat z moich oczu,
będziesz chciał je zamknąć... - Po tym zapadła cisza, miałem
wrażenie, jakby ktoś mocno uderzył mnie w tył głowy. Usłyszałem
przeciągliwy świst, potem jakbym tracił słuch, dźwięk stał się
coraz bardziej przytłumiony, aż osunąłem się na ziemię.
-Skąd tyle smutku w jednej osobie? -
Dobiegł mnie głos zza pleców. Uniosłem się gwałtownie.
-Co?! - Krzyknąłem przestraszony.
-Pytałem skąd w tobie tyle smutku...
jaki człowiek jest zdolny wylać tyle łez. - Powiedział Zelo,
wskazując na biurko. Zdałem sobie wtedy sprawę, że śniłem.
-Nie mam ochoty wstawać... nie mam
ochoty jeść... nie mam ochoty rozmawiać. - zatrzymałem się na
chwilę, biorąc głęboki oddech. - Nie mam siły, by żyć... Siły,
ani ochoty. I tak codziennie... - wyszeptałem. - Sposób na
przetrwanie-milczenie. Sposób na życie-przetrwanie. Sposób na
milczenie-śmierć. Zacząłem się więc zastanawiać nad śmiercią.
Kiedyś bardzo się jej bałem... Zelo... Jieun jest czymś więcej,
niż wszystkim. Bez niej już nawet śmierć mnie nie przeraża I to
jest straszne już samo w sobie. Jestem statkiem. Statkiem żeglującym
po pustym, ciemnym morzu. - Zacząłem wodzić wzrokiem po
zakrwawionej ścianie.
-Hyung... słuchaj... Dostałem
właśnie telefon od Youngjae. - Powiedział zdenerwowany.
-I co w związku z tym? - Zapytałem,
dalej nie kontaktując.
-Zadzwoń do niego, to nie informacja
do przekazywanie przez osoby trzecie. - Odparł, po czym opuścił
pokój. Kiedy usłyszałem głos dongsaenga zamarłem.
-Guk, musisz przyjechać do szpitala.
Jieun będzie miała operację, jest duże ryzyko, że tego nie
przeżyje. Musisz tu być! Ona umiera... Ona umiera Guk. - Wypalił
przez telefon zdenerwowany. Rzuciłem komórkę w stronę łóżka I
wyleciałem przed budynek do samochodu. Ustrojstwo nie chciało
odpalić, więc wysiadłem I wybrałem pieszą drogę na skróty.
Biegłem ile sił w nogach przez osiedla. Do szpitala były już
zaledwie dwie przecznice. Miałem nadzieję, że zdążę na czas...
Na miejscu już prawie dobiegłem do
sali operacyjnej, kiedy zatrzymał mnie Himchan. Otworzył moją dłoń
I położył na niej obrączkę.
-Ona nie przestała cię kochać... -
wyszeptał, patrząc mi prosto w oczy. - Po prostu chciała żebyś
ją znienawidził, bo wiedziała, że niedługo umrze. Chciała żebyś
przestał ją kochać, byś tak nie cierpiał. - Powiedział I puścił
moją rękę. Odwróciłem głowę, po policzkach popłynęły mi
łzy. Wleciałem na korytarz przy sali, ona już tam leżała,
operowali ją. Nie mogłem już nic zrobić, czułem się bezsilnie
jak nigdy. Emocje rozsadzały mój umysł, nogi uginały się pode
mną. Daehyun I Youngjae mnie łapali, nie wiedziałem co się
dzieje. Wtedy lekarz wyszedł do nas I poinformował, że nic więcej
nie mogli poradzić, że jej stan był krytyczny, że za późno
wykryli raka. Upadłem na ziemię.
-Właśnie straciłem moje
“szczęście”... - wyszeptałem.
Wszystko się zatrzymało, mój umysł
się zatrzymał. Może to świat się kończył? A przynajmniej mój
świat. Są dni, kiedy z trudem wstaję z łóżka, ale próbuję się
pozbierać, bo poświęcenie jest miarą każdej miłości. Nie da
się przecież uciec przed tym, co przeżywasz. Czasami spotykasz
kogoś... kogo obdarzasz całą miłością, jaką możesz dać. I
jeśli stracisz tego kogoś, uważasz, że wszystko inne też
przestało istnieć.
Była piękna pamiętam, miała spokój
na rękach I serce mi pęka, gdy myślę, że jej nie ma. Myślę, że
blizny są jak rany odniesione w walce – na swój sposób piękne.
Pokazują przez co przeszedłeś, I jak silny dzięki temu się
stałeś. Miłość bolała zawsze, a ja mam w sobie jeszcze dużo
bólu. Masz jedno życie Guk, po co je marnować na bycie
nieszczęśliwym? I wiesz co? Uśmiechnij się, bo jesteś pięknym
człowiekiem.