„...przeszłość to
tylko tło naszego życia, jednak przeszłość to my sami. To ona
nas buduje i sprawia, że jesteśmy kim jesteśmy. Więc.. każdy z
nas buduje tło dla swojego życia.”
Rozdział III – Duchy przeszłości
Zanim dotoczyliśmy się do
domu był półmrok. Luhan lubił chyba wolne spacerki, bo musiałam
iść jego żółwim tempem, żeby go pilnować. Z tego co ogarnęłam,
to w fabryce przestał się kontrolować i zranił D.O.
-Rozpakuj się tu, a ja
zrobię jedzenie. - Oznajmiłam, wskazując pokój, po czym ruszyłam
do kuchni.
Po dwudziestu minutach w
jadalni pojawił się nasz pędziwiatr.
-Jesteś szybszy od światła
gege. - Rzuciłam, podając mu talerz i ciepłą herbatę.
-Ej, nie nabijaj się ze
mnie. Musiałem się wypakować to, co kazałaś mi spakować! -
Wzburzył się Luhan.
-Ciii... Już już. Jedz i
nie marudź, bo będziesz jadł zimne. - Odparłam i uśmiechnęłam
się serdecznie. Mój nowy znajomy był strasznie do mnie podobny.
Szczerze mówiąc... na jego miejscu też szłabym wolno... Tylko po
to, by zobaczyć gwiazdy... nocne niebo było piękne, szczególnie
zimą, kiedy to się urodziłam. Kris kiedyś opowiadał mi dlaczego
mam białe włosy. Podobno jestem dzieckiem Księżyca i zostałam
wybrana przez duchy. Nie byłam taka jak reszt watahy. Kris mówił,
że jestem wyjątkowa, jednak patrząc na Luhana, zaczęłam wątpić
w to bycie wybrańcem. Jego włosy przypominały moje, ten blond był
dużo jaśniejszy, niż normalny. Naturalne kolory z reguły nie są
tak jasne. W jego oczach dostrzegałam coś szczególnego, to nie
dawało mi spokoju.
-Słuchaj Lu... Jacy byli
twoi rodzice? - Próbowałam się czegoś dowiedzieć, chciałam
poznać go lepiej, a może... coś mi kazało? Chłopak, mimo
przynależności do stada okryty był tajemnicą.
-Nie pamiętam ich już za
dobrze, ale wiem, że mama była Chinką, a tata Koreańczykiem i
mieszkaliśmy w Chinach, a potem zostałem wysłany tu z watahą.
Gege powiedział, że rodzice mnie kochali, ale nie mogłem z nimi
zostać ze względu na krew Dzieci Księżyca. Ostatecznie trafiłem
do Seoulu.-
-Uhm... Masz przynajmniej
tyle wspomnień. Ja nie mam żadnych, bo Kris powiedział, że
zabrano mnie od razu po urodzeniu i Nana się mną zajmowała. Jednak
ja nie miałam takiego problemu z głodem jak inni, więc mnie
puszczali poza częściej. - Odparłam i usiadłam z jedzeniem obok
niego. - Ciebie muszę pilnować, nie chcę żeby inni znienawidzili
cię za instynkt łowcy. - Westchnęłam, po czym zaczęłam jeść.
-Jak myślisz... kiedy
zjawi się tu reszta?-
-Nie mam pojęcia. Gege nie
odbiera telefonu, więc pewnie załatwia sprawy. Ogólnie przywódca
nie czuje się za dobrze i w sumie starzejąc się, traci na sile,
więc Kris musi przejąć stanowisko przywódcy stada. Myślę, że
świetnie nadaje się na to stanowisko. - Wyjaśniłam pokrótce i
popiłam herbatę.
-Powiedz mi jeszcze kto jest
zastępcą Krisa? Zawsze słyszałem wiele, ale nikt nie wyjawił mi
kto to.-
-Po Krisie, w kolejce do
dowodzenia jestem ja. Według siły nikt nie dorównuje naszej
dwójce, intelektem tak samo. Zawsze byłam z nim na równi i mam
takie same prawa i obowiązki jak on. Zawsze traktowałam go jak
brata, a przywódce jak ojca. - Objawiłam.
-Więc... te wszystkie
zasługi...-
-To ja. - Rzekłam
stanowczo.
-Ale... jak...-
-Normalnie Han-ge. -
Odparłam z głupawym uśmieszkiem. Luhan zrobił wielkie oczy i
przestał jeść.
-Wiesz, gege mnie szkolił
odkąd tylko byłam do tego zdolna. Moce podobno objawiły się dość
wcześnie jak na wilka, bo w wieku sześciu lat. Każdy inny wilk
dostaje je w wieku jedenastu lat. Z Krisem było to samo... -
Powiedziałam , patrząc się w blat. - Jednak dalej uważam, że to
wszystko jest przekleństwem... - Dodałam po chwili ze łzami oczach.
-Przestań... to dar...
Jedyny w swoim rodzaju dar, na który nie każdy zasługuje. Jesteś
wyjątkowa i tak powinnaś się czuć. - Dodał mi otuchy, po czym
złapał za brodę i kazał na siebie spojrzeć. - Nie płacz,
dobrze?-
-Dobrze. - Dotknęłam jego
dłoni i pozwoliłam przeczytać własne myśli. - Teraz powinieneś
zrozumieć jak się czułam i dlaczego tak uważam.-