Tytuł:”No, no, no no more...
tomorrow.”
Bohaterowie: Lu Han (Luhan); Park Chan
Yeol (Chanyeol); Kim Byung Joo (B-Joo); Jeon Hojoon (Hojoon); Kim
Hansol (Hansol); Shin Jiho (Xero); Wu Yifan (Kris); Huang Zitao
(Tao); Oh Se Hun (Sehun)
Pairing: Luhan x B-Joo
Gatunek: One shot, Rating – R,
Dramat, Romans, Supernatural.
Zespół: EXO & Topp Dogg
Jego oczy gasły. Czułem jakbym
błądził w nieprzeniknionej ciemności. Moje serce pękało z
każdym jego oddechem. Czułem, że gdy nadejdzie ten ostatni, moje
serce także przestanie bić.
Szedłem
spokojnym krokiem do domu. Wracałem prosto z lotniska, zmęczony i
całkowicie wycieńczony umysłowo. Dopiero wróciłem z Chin,
ponieważ mieliśmy tam trening specjalny. Stęskniłem się za swoim
łóżkiem i tym cholernym Seoulem – pełnym świateł, hałasu i
upierdliwych ludzi. Chciałem jedynie położyć się spać... To
było moje marzenie tamtej chwili.
Nagle
niedaleko mnie zrobił się niewielki zamęt. Byłem ciekawy co się
dzieje w sercu tego zamieszania, więc stanąłem na murku i ujrzałem
dwóch chłopaków, wśród tłumu piszczących dziewczyn. Mało co
nie straciłem słuchu, mimo iż byłem dosyć daleko. Przyjrzałem
się tej sytuacji trochę bardziej i dostrzegłem Luhana i Chanyeola
z EXO. Byłem ich fanem, więc nie trudno było ich rozpoznać, nie
dziwił mnie już ten tłum. Stwierdziłem wtedy, że pomogę im się
stamtąd wydostać. Te fanki nie wyglądały na zdrowe na umyśle, a
dodatkowo widać było, że chłopcy sobie nie radzą. Rozejrzałem
się tylko, czy nie ma tam żadnych kamer, które mogłyby mi
zaszkodzić w jakiś sposób. Po oględzinach bez wahania wbiłem się
w harmider i przedarłem do środka tej dżungli pełnej zwierząt
skorych do konsumpcji bezbronnych roślinożerców. Typowe
sasaengi... Kiedy tylko miałem ich w zasięgu, złapałem Luhana za
nadgarstek i pociągnąłem do siebie, wtedy ten chwycił Yeola.
Ruszyłem przed siebie, ciągnąc ich za sobą. Gdy byliśmy pomiędzy
rozwrzeszczanymi nastolatkami, które przestały ogarniać sytuację,
skorzystałem ze swojego daru.
Po
chwili znaleźliśmy się niedaleko wytwórni SM. Puściłem
natychmiast Lu i postanowiłem w końcu wrócić do domu. Luhan
otrząsnął się momentalnie i szarpnął mnie za koniuszek koszulki.
-Dokąd
idziesz?! Mów co się stało. Lepiej szybko... Jak my?... - Rzucił
szybko pytaniami.
-Ummm...
Do domu? - Uśmiechnąłem się delikatnie. - Muszę uciekać! -
dodałem po chwili i puściłem mu oczko. Chanyeol patrzył na nas
zdziwiony. Zacząłem biec, by jak najszybciej doznać bliskiego
spotkania trzeciego stopnia z własnym łóżkiem.
-Zaraz!
Jak się nazywasz?! - Krzyknął jeszcze póki słyszałem.
-Byungjoo,
gege. Nazywam się Kim Byungjoo! - Odparłem głośno i zniknąłem
za zakrętem.
Do
domu wróciłem z godzinę po całym zajściu. Padałem z sił, więc
jedynie zakluczyłem drzwi i padłem na łóżko. Ledwo wtuliłem
twarz w poduszkę i nie minęła nawet minuta, a Morfeusz podał mi
dłoń, zabierając momentalnie do swojej krainy.
Błąkałem
się po kompletnym pustkowiu, zero roślin, ludzi... Dookoła tylko
kilka niewielkich rzek, ciemność, cisza... Czułem jakbym miał się
utopić we własnych łzach... w tych oto rzekach...
Następnego
dnia mieliśmy mieć trening, brakowało nam 2 miesięcy do debiutu.
Wraz z Hansolem, Xero i Hojoonem wędrowaliśmy właśnie do schodów.
Kątem oka dostrzegłem postać na kanapie przy biurze. Nasza
rozmowa automatycznie ucichła. W holu siedział spokojnie Luhan. Nie
mogłem uwierzyć, że go widzę. Tu, w Starship.
-Idźcie
przodem, zaraz was dogonię. - Rzekłem, podchodząc do blondyna. -
Co ty tu robisz, gege? - Wytrzeszczyłem oczy, a kumple magicznie się
zwinęli.
-Musiałem
cię znaleźć, dongsaeng. Nie mogłem przestać myśleć o
wczorajszym, zapomnieć o tobie... Zaintrygowałeś mnie i musisz mi
wyjaśnić parę rzeczy. - Dociekał, wpatrując się we mnie.
-Niczego
nie musisz wiedzieć. - Starałem się utrzymać sekret z daleka od
innych ludzi. - Nie chciałem tylko pozwolić, by któryś z was
ucierpiał przez chore fanki. - Rzuciłem jedynie.
-Przecież
to nic wielkiego, możesz mi powiedzieć... Nie pomijaj tego co ma
największy sens. - Skontrował, nadymając policzki.
-To
nic istotnego. - Okręciłem się na pięcie i ruszyłem na próbę
lekko spóźniony.
-Moc
Kaia. - Powiedział dość głośno, co sprawiło, że zatrzymałem
się na chwilę na schodach. Westchnąłem cicho, zagryzając dolną
wargę. - Nie musisz się bać. - Zmartwił się. Ja w odwecie
jedynie mruknąłem cicho. - Będziesz gotowy, by mi powiedzieć.
Zobaczysz. - Na jego ostateczne słowa, odszedłem zrezygnowany.
Po
ciężkim treningu szybko skoczyłem pod prysznic. Nie uśmiechało
mi się wracać w tak opłakanym stanie do domu. Cóż, nie
spodziewałem się, że po kąpieli w szatni spotkam gege.
-Śledzisz
mnie? Huh? - Spytałem, pośpiesznie się ubierając. Lu obserwował
mój brzuch, to szyję z dziwnym uśmieszkiem. Nie powiem, że nie
podobało mi się to, bo bym skłamał, ale wydawało się to dość
dziwnym zjawiskiem. - Huuuuum? - Przeciągnąłem, a ten otrząsnął
się z transu, spowodowanego moim ciałem.
-Nie,
po prostu chciałem odprowadzić cię do domu i skoczyć przed tym na
jakąś kawę, czy coś... - mruknął szurając butem po podłodze.
Spojrzałem na niego z szelmowskim uśmiechem, zakładając bluzę.
-Przyznaj,
że nie interesuje cię zdarzenie, a moja osoba. Widzę to po tobie.
- Próbowałem jakoś go zniechęcić, ale nie dawał za wygraną,
więc poszedłem z nim do miasta.
Usiedliśmy
w kawiarni z pięknym wystrojem. Czułem trochę klimaty z Chin, ten
koloryt... Jednak bardziej zwracałem uwagę na Luhana. Na jego
delikatne rysy twarzy, jasną cerę i rumiane policzki, kiedy
dostrzegał, że go obserwuję. Jasne włosy opadały na czoło i
sprawiały, że wydawał się jeszcze bledszy. Jego usta przyciągały
największą uwagę, koralowe skarby, które układały się w
niesamowicie piękny uśmiech. Wiedziałem tamtego dnia, że nigdy go
nie zapomnę. Zacząłem rozmawiać z nim normalnie, nie wypytywał
wtedy o moją tajemnicę. Czułem się komfortowo, więc chętnie
odpowiadałem na każde jego pytanie. Dzień był bardzo miły i po
wszystkim nie mogłem normalnie zasnąć. Widziałem go... cały czas
widziałem go przed moimi oczami. Jakby ktoś trzymał mi przed
twarzą jego zdjęcie... Wspaniałe uczucie.
Od
spotkania w kawiarni minął dobry miesiąc. Tamtego dnia
przekonałem się do gege i dałem poznać jak nikomu innemu. Nawet w
zespole nie wiedzieli o mnie tyle co on. Dogadywaliśmy się
świetnie, zacząłem się w nim zakochiwać, jednak nie byłem pewny
czy tak można. Dwa zespoły... dwóch facetów... Bałem się jak
mogą zareagować fani na taką wieść. Trzymałem się na dystans,
ale i tak codziennie słyszałem od niego: „Jesteś moim
sercem”.Często sypiał w moim mieszkaniu, więc miał klucze.
Widywaliśmy się codziennie i coraz to ciężej było mi ukrywać
moje uczucia do niego. To cholernie bolało.
Pewnego
dnia spacerowaliśmy przez miasto. Nagle Luhan przypomniał sobie o
pamiętnym dniu w okolicy lotniska. Zaczął ponownie wypytywać, a
ja nie chciałem... Nie chciałem za żadne skarby ujawniać tej
części siebie. Chciałem być normalny w jego oczach, jednak on już
był pewien tego kim jestem naprawdę. Cały we łzach wybiegł na
ulicę, nie zdążyłem zareagować. W Lu uderzył pędzący z dużą
prędkością samochód. Blondyn odleciał kilka metrów dalej, a
dosłownie sekundę po tym ja już klęczałem przy nim. Krew ciekła
po jego skroni, strużka płynęła z ust, a skóra na lewej ręce
była mocno obdarta, to samo tyczyło się nogi. Kierowca czym
prędzej zadzwonił po karetkę. Jednak kiedy tylko się obrócił,
przeniosłem nas do szpitala.
Luhana
zabrali na szybkie badania, sprawdzali czy nie ma krwotoku, martwiłem
się okropnie. Po policzkach mimowolnie spływały mi łzy. W
szpitalu niedługo po telefonie do SM, zjawili się Kris, Sehun i
Tao, by mieć wgląd w sytuację swojego przyjaciela. Ja zaś mógłbym
wyrobić tunel w korytarzu od mojego chodzenie to w jedną, to w
drugą stronę. Bałem się, że go stracę... to wszystko było
moją winą. Miał nadzieję, że jak pobiegnie na ulicę to pokażę
swój dar... Jednak zawaliłem. Nie uratowałem go. Nie mogłem tak
szybko zareagować... Jestem takim idiotą, że go nie złapałem za
rękę, koszulkę... cokolwiek... Byung, jesteś idiotą...
Cholernym, pieprzonym idiotą bez mózgu...
Lekarze
po kilku godzinach poinformowali nas o stanie zdrowia starszego.
Okazało się, że wypadek nie zadał większych obrażeń, ale ma
rzadką chorobę serca, która go zabija. Został mu jeszcze tydzień
życia i nie wiadomo, czy wybudzi się ze śpiączki.
Wziąłem
wtedy wolne i spędziłem przy nim każdą chwilę. Nawet spałem w
szpitalu, tuż obok jego łóżka, trzymając jego dłoń i
wyczekując na jego przebudzenie. Łudziłem się tak bardzo,
płakałem dniami i nocami, patrząc na jego twarz. Ten beznamiętny
wyraz ranił moje serce.
Nadszedł
dzień szósty. Wtedy się przebudził, ale nie był do końca
przytomny. Wszystko we mnie rozpadało się na małe kawałeczki.
Tego dnia to dostrzegłem. Jego oczy gasły. Czułem jakbym błądził
w nieprzeniknionej ciemności. Moje serce pękało z każdym jego
oddechem. Czułem, że gdy nadejdzie ten ostatni, moje serce także
przestanie bić... Wiedziałem, że nie zostało mu dużo czasu, więc
postanowiłem coś z tym zrobić. Złożyłem na jego ustach pierwszy
i ostatni nieśmiały pocałunek, po czym wyszedłem z sali.
Kilka
dni później Luhan był w pełni świadomości, lekarze nawet
postanowili wypuścić go ze szpitala, ale miał iść z
pielęgniarką, która będzie go pilnować. Lu zdziwił się, że
nie ma przy nim jego ukochanego, ale ruszył szczęśliwy do domu.
Miał nadzieję, że tam się spotkają.
Kiedy
tylko wszedł do mieszkania, na biurku w ich pokoju dostrzegł list.
Podszedł niepewnie i powoli go otworzył. Na kopercie widniał
napis: „Do Anioła”. Treść listu zaś taka:
Najukochańszy
Luhannie,
Chciałbym
Ci powiedzieć jeszcze tak wiele, chciałbym być teraz przy Tobie i
widzieć Twój słodki uśmiech, piękne oczy. Chciałbym usłyszeć
Twój cudowny głos, poczuć Twój zapach... Kochałem Cię ponad
wszystko i nigdy nie myślałem, że zakocham się w kimś tak mocno.
Ukrywałem moje uczucia, trzymałem na dystans. Bałem się nowości,
bałem się, że znowu zostanę zraniony, jednak nic takiego się nie
stało. Jesteś wspaniałym człowiekiem i nie zamieniłbym chwil
spędzonych z Tobą na nic innego. Chciałbym przeżyć to jeszcze
raz, ale to już nie możliwe. Marzyłem, by spędzić resztę życia
z Tobą, marzyłem o debiucie, o stanięciu na jednej scenie razem z
Tobą. Jesteś moim najukochańszym Aniołkiem. Nie myślałem, że
tak się to potoczy, ale cieszę się, że poszedłem z Tobą i
mogłem przeżyć jeszcze trochę tak magicznych chwil. Miałem Ci
powiedzieć o czymś bardzo ważnym, ale to już nie miało znaczenia
w tamtym momencie. Miałem poważnego raka mózgu, lekarze dawali mi
2 lata życia, ale co mi z dwóch lat bez Ciebie... Nawet debiut i
możliwość pokazania własnej muzyki nie dawała radości. Płakałem
wiele nocy przy Twoim łóżku, prosiłem Boga o pomoc, jednak nikt
nie odpowiadał. Po Twoim wypadku lekarze wykryli u Ciebie poważną
chorobę serca, potrzebowałeś przeszczepu. Pamiętasz... jak
codziennie mówiłeś mi, że jestem Twoim sercem?... Od teraz będę
nim na zawsze.
Kocham
Cię Aniołku.
Na
zawsze Twój,
Byungjoo.
_______________________________________________________________________
Miałam ochotę rozwinąć się bardziej, ale popłakałam się przy pisaniu tego listu i nie dałam rady uzupełnić środkowej części w więcej szczegółów, za co bardzo was przepraszam. Przypominam sobie ten list patrząc na opowiadanie i płaczę... Po prostu płaczę jak dziecko... ~ Kana