ZAPRASZAM MINNA- SAN :D
niedziela, 31 marca 2013
sobota, 30 marca 2013
Eunhyuk x Donghae (Eunhae) - Kyuhyun x Sungmin (Kyumin) Super Junior
Tytuł : "Łatwa zdobycz."
Bohaterowie : Lee Hyuk Jae (Eunhyuk);
Lee Dong Hae (Donghae); Lee Sung Min (Sungmin); Cho Kyu Hyun
(Kyuhyun)
Pairing: Eunhyuk x Donghae (Eunhae) &
Kyuhyun x Sungmin (Kyumin)
Gatunek : One shot, Raiting R-17,
Romans, Dramat.
Zespół : Super Junior
_____________________________
-Co jest Hyukkie? Szykujesz coś?-
spytał szeptem.
-Wpadłem na świetny pomysł.- odparł
ze złowieszczym uśmiechem.
-Kochanie, ale ty co roku wybierasz
sobie kozła ofiarnego do psychicznego znęcania się. To żadna
nowość...-
-Tym razem nie tylko ja będę miał
zabawę. Od jutra zaczynam realizować plan.- powiedział I zaczął
wtajemniczać swojego chłopaka.
Następnego dnia kiedy Kyuhyun szukał
sali od UTK natknął się na najstarszy rocznik. Czterech dużo
większych I silniejszych od niego facetów chciało rzucić się na
niego I skatować. Kyu nawet nie uciekał. Nie teraz to następnym
razem – tego nauczył się w gimnazjum I szkole średniej.
-Spieprzajcie od niego w tej chwili!-
usłyszał Kyu, a ręka osiłka się zatrzymała zanim ten oberwał.
-Wypad na wykłady tępe goryle, bo
pożałujecie.- usłyszał ponownie, a zza zakrętu wyłonił się
Eunhyuk.- Słyszeliście?! Czy może chcecie porozmawiać ze mną w
bardziej właściwy sposób? - podszedł bliżej, a grupka poczęła
się odsuwać. Legendarny Lee Hyuk Jae budził postrach w uczniach
uniwersytetu. Jak kiedyś ktoś chciał się mu sprzeciwić to
wylądował w ciężkim stanie w szpitalu, dlatego nikt więcej nie
próbował, bo znał skutki takowej potyczki.
-Lee... Nie... Nie trzeba. Już się
zwijaliśmy.- powiedział pośpiesznie jeden I wszyscy ruszyli na
zajęcia. Hyuk podszedł do pierwszorocznego I podniósł jego
rzeczy.
-Nic ci nie jest? - spytał starszy I
podał chłopakowi notatnik kiedy ten się ogarniał.
-Nie... mogłeś nic nie robić.
Przyzwyczaiłem się już.- odpowiedział pośpiesznie I łapiąc
książkę odwrócił się na pięcie.
-Hej! Cho! Nie idź...- krzyknął
nagle starszy. Kyu stanął wryty I nie wiedział co się dzieje.
Skąd on wie jak się nazywam? Skąd... Przecież się nie...
-Ty... znasz mnie? -spytał niepewnie.
-Jestem w ostatniej klasie, znam tutaj
każdego.-
-Um... - tylko tyle usłyszał Eunhyuk
od młodszego kolegi. Nagle oboje usłyszeli kroki. Po
schodach zszedł Donghae I zmierzał ku nim dość szybko.
-To co? Idziemy w końcu na lunch?-
spytał już w połowie drogi do swojego chłopaka.
-Tak kochanie idziemy, ale zabierzemy
ze sobą Cho okej?- odparł z dziwnym uśmiechem.
-Dobrze, dobrze. - powiedział
roześmiany I ruszyli do stołówki.
Kyu jak zwykle musiał posilać się
zdrową żywnością kiedy to chłopcy wzięli coś tuczącego. Jak
mogli mieć tak wspaniale zbudowane ciała jedząc takie świństwa.
Mniejsza... Młody informatyk o dziwo zaczął otwierać się przed
czwartoklasistami, przestał odczuwać lęk czy stres. Śmiał się I
czuł swobodnie z nowymi znajomymi. W końcu nie jest sam I ma z kim
porozmawiać, nie musi martwić się o dostawanie batów – przy
nich nic mu nie grozi. W pewnym momencie Eunhyuk zmienił temat I
utrzymując znaczący kontakt wzrokowy z Donghae spytał Kyu wprost.
-Słuchaj... Nie chciałbyś z nami
pojechać do lasu? Wiem.. dziwnie to brzmi, ale często robimy takie
wypady na spacery, piknik – ogólnie odpoczynek. Chłopcy tak
owinęli sobie pierwszorocznego wokół palca, że zgodził się bez
zastanowienia na propozycję nowych znajomych.
-W jaki dzień chcecie jechać?-
spytał pośpiesznie chłopak podnosząc się z krzesła, bo bardzo
śpieszyło mu się do domu. Mimo, iż dziś opuścił część zajęć
jakoś się nie przejął.
-Wydaje mi się, że ten piątek
będzie idealny.-odparł Donghae.
-Okej, to widzimy się w piątek. Mam
trochę roboty, więc tylko wtedy będę wolny.- rzucił tylko,
sięgnął po torbę I pobiegł w stronę akademika.
Nadszedł upragniony przez młodego
informatyka dzień. Po zajęciach szybkim krokiem ruszył do swoich
kolegów I pojechał z nimi samochodem Eunhyuka. Kiedy dotarli na
miejsce wszystko wydawało się być okej, do pewnego momentu. W
pewnej chwili Donghae przyparł Kyu do drzewa I agresywnie pocałował,
a Eunhyuk zaczął się przyglądać ze swoim zboczonym uśmieszkiem.
Pierwszoroczny przeraził się I próbował uciec, jednak na marne.
Byli daleko od cywilizacji, nikt nie był w stanie usłyszeć jego
krzyków. Nagle wylądował na ziemi za sprawą Hyuka, jego spodnie w oka mgnieniu zniknęły w gąszczu krzewów. Obaj studenci dorwali
się do jego ciała, zbezcześcili go w tak okropny sposób. Bili I
gwałcili w jednym momencie. Kyu jęczał z bólu, jęczał ze
wstydu... Został upokorzony I mimo, że nikt tego nie widział czuł
się okropnie. Czuł się jak tania dziwka, jego oczy zaszły łzami,
dźwięki zrobiły się niewyraźne, a obraz zaczął rozmazywać.
Oberwał tyle razy... jego świat powiła ciemność.
Jak każdego ranka lasem wędrował
Sungmin, który przygotowywał się do biegu na orientację w
terenie. Kiedy wymijał kolejno drzewa I zbliżał się do swojego
celu, potknął się I upadł na ziemię.
-Co do...-szepnął, a kiedy się
obrócił zamarł. Na ziemi wśród brudu I masy zieleni leżał
półnagi I poobijany chłopak. Nie zastanawiając się długo
sprawdził czy oddycha, czy ma puls, czy w ogóle żyje. Tak... całe
szczęście oddychał. Czym prędzej wziął go na ręce I zabrał do
swojego domku letniskowego na skraju lasu. Chłopak odzyskał
przytomność po kilku godzinach. Był w tym stanie całą noc,
studenci nieźle potrafią dokopać człowiekowi. W pokoju panował
półmrok, a w kominku ogień tańczył w rytm dźwięków gitary
dochodzących z kanapy stojącej prawie w rogu.
-Gdzie ja...- powiedział łamanym
głosem I próbował się podnieść, ale był zbyt słaby na taki
wyczyn. W jednej chwili Sungmin zerwał się z łóżka I szybkim
krokiem podszedł do rannego.
-Leż. Jesteś nieźle poobijany. Kto
ci to zrobił?-
-Ja... nie pamiętam... Nie
pamiętam...-odparł I chwycił się za głowę.
-A pamiętasz chociaż jak się
nazywasz? Najwidoczniej masz zanik pamięci....-
-Emm.... Kyu... Nazywam się Cho Kyu
Hyun...-odpowiedział po dłuższej chwili namysłu.-Gdzie ja
jestem?- spytał ponownie.
-W moim drugim domu. Nikt tu nie
zagląda, znalazłem cię w lesie. Nie wyglądałeś za ciekawie.
Opatrzyłem twoje rany, ale masz obite kości I to dość poważnie,
ale nie potrzeba tu lekarzy czy wyprawy do szpitala. Wydobrzejesz za
jakiś czas, ale musisz odpoczywać. Ciekawe kto cię tak urządził...
Zabiłbym skurwieli za takie incydenty.- powiedział I przyłożył
Kyu rękę do czoła. -Masz gorączkę... Musiałeś się doprawić w
lesie. Ciekawe ile tam byłeś... No nic. Dam ci lekarstwo. Leż
tutaj.- dodał po chwili.
-Ummm... dobrze... ale...- zawahał
się Cho.
-Ale co?- spytał chłopak spoglądając
na niego swoimi sarnimi oczami.
-Kim jesteś?-
-Hah... Racja... Nie przedstawiłem
się... Jestem Lee Sung Min.-odparł I wyszedł z pokoju. Zapanowała
cisza, wspomnienia były widoczne jak przez mgłę, głowa pękała z
bólu. Kyu ułożył się na prawy bok I zasnął.
Minął tydzień odkąd Kyuhyun
wylądował u Sungmina. Chłopcy zaczęli się świetnie dogadywać,
Minnie troszczył się o młodszego, a Kyu coraz bardziej się do
niego przywiązywał. Dalej nie odzyskał wspomnień, ale było mu
dobrze tu gdzie się znajdował. Lubił przebywać ze starszym
kolegą, droczył się z nim pomimo, iż nie wydobrzał jeszcze na
tyle, by pozwolić sobie na fizyczne przekomarzanki, ale dalej
próbował. W pewnej chwili Sungmin zaczął uciekać w stronę
tarasu, a kiedy był na samej górze schodów Kyu złapał go I oboje
polecieli na ziemię. Min wystraszył się, że młodszy zrobił
sobie krzywdę, bo jeszcze nie wyzdrowiał. Całe szczęście
wylądował na Sungminie I nie odczuł upadku.
-Nic ci nie jest Hyunnie?-spytał
pośpiesznie chłopak.
-Nie... Nic...- odparł I lekko uniósł
głowę. Ich oczy się spotkały, Kyu nie widział nigdy czegoś
piękniejszego niż jego oczy. Lekko rozwarł usta z wrażenia,
Sungmin spojrzał się na nie po czym oblizał dolną wargę I
delikatnie pocałował młodszego. Odpowiedział na pocałunek bardzo
chętnie, otworzył usta szerzej zapraszając język kolegi do tańca.
Złączyli się w namiętnym pocałunku, w pewnej chwili starszy
przerzucił młodszego na plecy I zawisnął nad nim nie odrywając
od niego ust. Jego serce biło szybciej, podnieśli się z ziemi I
zmierzali w stronę domku. Zniknęli w ciemności, która tam
panowała.
Następnego dnia oboje wypoczęci I po
upojnej nocy ruszyli na miasto, może Kyu coś sobie przypomni. Tak
powinno być, chociaż Minnie nie chciał tego. Chciał, aby młodszy
chłopak został z nim. Zakochał się, po prostu się zakochał. W
pewnej chwili znaleźli się koło uniwersytetu im. Parka. Kyuhyun
odruchowo obrócił się, a jego wzrok utkwił w budynku. Analizował
dokładnie każdy element, a kiedy nagle dojrzał zmierzających w
ich stronę Hyuka I Hae zaczął mieć zawroty głowy. Wspomnienia
zaczęły uderzać jego świadomość, świat zaczął się kręcić,
upadł na ziemię. Sungmin szybko do niego podbiegł I zaczął
wypytywać co się dzieje. Nagle za terenem uniwersytetu pojawiło
się Eunhae. Kyu spojrzał na obu studentów z wielką nienawiścią
I zawodem.
-Pamiętam... Pamiętam ich... Byli ze
mną w lesie, a potem zrobiło się ciemno... Bałem się... Tak
bardzo się bałem...- wyszeptał, ale na tyle głośno, że
mechanicy wiedzieli o co chodziło. Starszy widząc ich lekko
przerażone miny zerwał się I rzucił do ich gardeł. Donghae
poszedł na pierwszy ogień I dostał w prezencie mocnego kopa w
żebra z półobrotu, to wystarczyło by odleciał na ogrodzenie I
praktycznie po nim spłynął ledwo łapiąc oddech. Kiedy Min
rozliczył się z nim, zabrał się za Eunhyuka. Karmił go serią
ciosów raz po raz, Hyuk nie mógł zablokować wszystkich. Jego
mostek, brzuch, krtań I nogi były atakowane. Kiedy tylko się
odsłonił I nie przyuważył obrywał bardzo mocno, widać było, że
długo nie pociągnie. Odskoczył na bok, z jego wargi strużką
ściekała krew. No cóż, Sungmin starał się trochę zdeformować
mu tą buźkę. Lee złapał swojego chłopaka I oboje uciekli.
-Więc teraz pamiętasz?-spytał
starszy I podszedł do kolegi.
-Tak, pamiętam...-odparł I zagapił
się na swoje drżące dłonie.
-No to pora odprowadzić cię do
domu... Ciekawe kiedy znowu się zobaczymy...- powiedział I wyraźnie
załamał.
-Wiesz...jeśli pogadam z rodzicami to
zapewne mógłbym u ciebie zostać... Ale muszę chodzić na
zajęcia.- rzekł z szerokim uśmiechem I pocałował chłopaka.
-Byłoby wspaniale.-dodał uradowany I
mocno przytulił Kyu.-Nigdy więcej nie pozwolę, by ktoś cię
skrzywdził dongsaeng. Kocham cię Hyunnie...-
-Ja ciebie też hyung... Ja ciebie
też...-
______________________________________
~ hahahahah! <3 Wreszcie skończyłam to Su'Ju xD Miało być dłuższe, ale trochę pourywałam xd
TAG.. zła ja xD Biorę się za BangHima +18 i Arona z Minhyunem <3 ~ Kana
TAG.. zła ja xD Biorę się za BangHima +18 i Arona z Minhyunem <3 ~ Kana
piątek, 29 marca 2013
Sehun x Kai 3 (SeKai) cz.I EXO
Tytuł:"Pan Doskonały." cz.1/2
Bohaterowie: Oh Se Hun (Sehun); Kim Jong In (Kai)
Pairing: Kai x Sehun
Gatunek: Romans, Raiting PG-13.
Zespół: EXO
Autorki: Kana(Kai) & Murasaki(Sehun)
Autorki: Kana(Kai) & Murasaki(Sehun)
________________________________________________
ROZMOWA SMS
Sehun.
Gukkie~
Kai.
Chyba
pomyłka... z tej strony Kai...
Sehun.
Weź
wypierdalaj, nienawidzę cię ;__;
Kai.
O.o
Kim jesteś, czemu mnie nienawidzisz i skąd ta agresja...
Sehun.
Nie
wiesz? Ach, no tak. Pan Wspaniały nie musi pamiętać ludzi ._.
Kai.
Nie
no serio... nie mam zapisanego numeru.... I po co ta agresja? >.>
Sehun.
Tak,
oczywiście ;__; Zaraz mi padnie bateria, to też twoja wina ;__;
Kai.
Kim
ty jesteś?!
Sehun.
Ja?
No cóż.. Ja, o ile mnie pamięć nie zawodzi jestem Sehun.
Kai.
Boże...
Hunnie... Przepraszam! Ja .. ja naprawdę nie miałem numeru...
Hunnie!
Nie umieraj T.T
Sehun.
Nie
ja umarłem, a mój telefon.
Kai.
Uwmmmm...
>.<
Czemu
napisałeś, że to moja wina z tym telefonem...
Sehun.
Czyjaś
musi być >v<
Kai.
Ale
czemu akurat moja?! ㅇㅅㅇ
Hunnie...
Sehun.
Bo
mnie denerwujesz ;__; ale teraz nie widzę twojej twarzy, więc jest
gut >.<
Słucham?~
Kai.
Czym
cię niby denerwuję... nie gadaj, że dlatego ze mną zerwałeś
dongsaeng...
Sehun.
Właśnie
dlatego ;__; Lulu się do mnie teraz nie odzywa ;__;
Ale
ogółem, bo to zazdrosne stworzenie. Wiesz HunHan i te sprawy >3<
Kai.
Lulu
przecież jest z Layem hyungiem.
…
Sehun.
Wiem
>3<
Ale
i tak jest na mnie zły :c Poza tym coś im się teraz podobno nie
układa ;__;”
Kai.
Już
ja ich ułożę...
Sehun.
No
tak, bo wolisz się zajmować nimi, a nie mną ><”
Kai.
Przecież
nie jesteśmy ze sobą... Poza tym muszę ratować ich związek. O.o
Sehun.
A
jak myślisz, czemu nie jesteśmy ze sobą? >< Cały czas albo
rozpadający się BaekYeol, a tu zeswatać TaoRisa. A gdzie w tym
wszystkim ja? ><
Kai.
….
umm... ano...
Sehun.
No
widzisz ><
Kai.
Ja
naprawdę nie chciałem żeby tak wyszło...
Sehun.
Nie
chciałeś, nie chciałeś. Ale wiesz jak ja się z tym źle czułem?
Na dodatek nic mi nie mówiłeś >< Dopiero kiedy Tao wygadał
się, że dzięki tobie jest z Krisem dowiedziałem się, że ich
swatasz ;___;
Kai.
..
ale przecież pomaganie przyjaciołom nie jest złe O.o
Sehun.
Ale
ja bym ci pomógł ><
Ale nie, musiałem jak ta sierota we mgle nic nie wiedzieć ><
Ale nie, musiałem jak ta sierota we mgle nic nie wiedzieć ><
Kai.
Pomógłbyś?
Zawsze narzekałeś na takie sprawy, że wszystko powinno być
naturalne, a nie z czyjąś pomocą...
Sehun.
Ale
skoro ty się tym zajmowałeś pomógłbym ci ._.
Kai.
Raczej
w połowie wypuściłbyś ich jak młode z gniazda i kazał radzić
sobie samym. Wtedy ten związek by się rozpadł...
Sehun.
Bo
ty wiesz lepiej ode mnie co bym zrobił >< bo tak dobrze mnie
znasz.
Kai.
Znam
cię długo i za dobrze. Czasami nawet wątpię czy w ogóle mnie
kochałeś...
Sehun.
No
tak, oczywiście.
Bo
teraz to moja wina ;__;
Kai.
Tego
nie napisałem...
Sehun.
Wiesz
co? Po prostu skończmy. Skończmy z tym obwinianiem się ._.
Kai.
Tak
i znowu przestań się do mnie odzywać...
Wtedy
mnie zabijesz.
Sehun.
Ty
już mnie zabijasz.
Kai.
Tak,
zawsze ja!
Sehun.
No
nie, akurat wszystko jest moją winą.
Kai.
To
nie ma sensu Sehun. I czemu myślałeś, że piszesz do Yongguka
hyunga? Łączy cię coś z nim? -.-
Sehun.
Po
prostu ostatnio z nim pisałem. Poza tym macie podobne numery.
Kai.
Podobne
numery. Nie próbuj mi wkręcać takich rzeczy. "Gukkie~"
Spoufalanie się. Nawet do mnie nie mówiłeś tak zdrobniale. Zawsze
hyung, hyung, hyung... Widzę, że coś jest nie tak.
-.-
Sehun.
A
jak mam do ciebie zdrobniale mówić? O.o
Kai.
Jonginnie
przykładowo -.- Poza tym nie kręć.. Widzę, że teraz kręcisz do
Guka hyunga.
Sehun.
Tak,
zrób ze mnie jeszcze dziwkę. Głupi. Nadal cię kocham, ale czułem
się naprawdę zaniedbywany. Wyobraź sobie, że jesteś na moim
miejscu. Znikałeś, nic nie mówiłeś. Może i jestem
przewrażliwiony...
Kai.
O.o
Czy
ja powoli mam problemy ze wzrokiem?
Kochasz?
....
Sehun.
Nie
wiem ._.
Kai.
Miłe...
Sehun.
Tak,
kocham.
Kai.
Zdecyduj
się wreszcie, bo mam mętlik w głowie. Wyjeżdżasz z tekstem, że
mnie nienawidzisz, potem, że dalej kochasz. Następnie nie wiesz i
oo popatrz - jednak kochasz.
Sehun.
Równocześnie
cię nienawidzę i kocham. To "Nie wiem" było skierowane
do twoich problemów ze wzrokiem ;_;
Kai.
Etto....
Ano... *ㅂ*
Nienawiść...
Sehun.
Cóż.
Mimo wszystko, zraniłeś mnie ;_;
Kai.
Wiem...
Żałuję tego...
Sehun.
Cóż...
Po prostu...przyjedź do mnie, to ci wszystko wybaczę.
Kai.
Wiesz...
ale teraz? Już jest późno...
Sehun.
No
dobrze, nie chcesz do mnie, to ja do ciebie przyjadę. Nie odpuszczę
;____;
______________________________________
~ Chcecie ciąg dalszy ? :D I tak pewnie napiszemy z Murasaki i wrzucę, ale no :D Ahhhhh <3 biorę się za pisanie reszty ^^ ~ Kana
czwartek, 28 marca 2013
Himchan x Daehyun 2 (HimDae) B.A.P
Tytuł:”Wróg numer jeden”
Bohaterowie: Bang Yong Guk (Yongguk);
Kim Him Chan (Himchan); Jung Dae Hyun (Daehyun); Yoo Young Jae
(Youngjae); Moon Jong Up (Jongup); Choi Jun Hong (Zelo).
Pairing: Himchan x Daehyun; Bang x Himchan
Gatunek: One shot, Rating – R,
Romans, Dramat.
Zespół: B.A.P
Nazywam się Jung Dae Hyun i jestem
najbardziej znienawidzoną osobą w całej szkole. Tak powiecie sobie
co ty gadasz, wydaje ci się albo szkoła jak każda inna. NIBY jak
każda inna. To słowo daje wiele do życzenia. Jako jedyny stoję
przeciwko „mafii”, która trzęsie tą budą i na której czele
stoi Bang Yong Guk, jeden z najbogatszych dupków tutaj. Miałem ich
dość... po sto kroć. Codziennie na przerwach jestem oblewany
napojami, obrzucany jedzeniem, często dochodzi do przemocy
fizycznej, chociaż to ta słowna bardziej mnie boli to i tak nie
fajnie jest mieć miliony siniaków na ciele... Mam dość tego
bufona i jego zgrai. To ich wina, że nie mam tu życia. Kozioł
ofiarny... Tak, to ja - Jung Dae Hyun.
Dzień zapowiadał się świetnie. Nie
usłyszałem jeszcze ani jednej dogryzki, ale zbliżał się czas
długiej przerwy i zacząłem mieć pewne obawy. Słusznie. Kiedy
tylko zjawiłem się w stołówce ktoś „wpadł” na mnie i
zostałem oblany napojem... Cóż miłe uczucie i lepsze niż mieć
kurczaka z ryżem we włosach, chociaż ryż I tak był lepszą
alternatywą od zupy czy innego świństwa serwowanego w stołówce.
Nigdy bym nie odpowiedział na taki akt, ale tym razem przeszli samych siebie. Tyle razy to znosiłem, że dziś wybuchłem. Wtedy się zaczęło... Tłukli mnie tak mocno jak nigdy, było ich tylu, że nie mogłem sobie poradzić z tym natłokiem ciosów I ostatecznie poleciałem na ziemię. Kopali mnie po żebrach, po brzuchu, w sumie to wszędzie gdzie tylko mogli. W pewnej chwili ledwo przytomny usłyszałem czyiś głos.
Nigdy bym nie odpowiedział na taki akt, ale tym razem przeszli samych siebie. Tyle razy to znosiłem, że dziś wybuchłem. Wtedy się zaczęło... Tłukli mnie tak mocno jak nigdy, było ich tylu, że nie mogłem sobie poradzić z tym natłokiem ciosów I ostatecznie poleciałem na ziemię. Kopali mnie po żebrach, po brzuchu, w sumie to wszędzie gdzie tylko mogli. W pewnej chwili ledwo przytomny usłyszałem czyiś głos.
-Wypieprzajcie stąd I zostawcie go w
spokoju!-
Nie wiedziałem dokładnie, ale zarys
tej sylwetki poznam wszędzie. To jeden z nich... Kim Him Chan.
Nienawidzę tego rozpieszczonego idioty. Po co tutaj przylazł? Niech
się wynosi... Już wolę stracić przytomność niż oglądać jego
zakłamany ryj. Chciałem uciec jak najdalej stąd, jak najdalej od
niego. Kiedy wszyscy zaczęli wręcz uciekać na widok Chana ja
próbowałem wstać.
-Nic ci nie jest?! - spytał I
podbiegł do mnie.
-Nie! Odejdź ode mnie! Nie chcę
twojej pomocy!- krzyknąłem jak poparzony I go odepchnąłem.
-Jesteś ranny! Ktoś musi ci pomóc.
Zabiorę cię do pielęgniarki.- odparł I chwycił mnie za rękę.
-Sam dam sobie radę!-krzyknąłem, a
ten wytarł krew z mojej wargi.-Mówiłem, że masz dać mi spokój.
-warknąłem I usiłowałem się podnieść, jednak na marne. Moje
nogi były tak poobijane, że nie dawałem rady, poczułem smak krwi.
Faktycznie... musiałem oberwać zanim wylądowałem na ziemi.
-Czemu taki jesteś?- Himchan burknął
pod nosem. W międzyczasie upadłem na kafelki. Byłem zbyt słaby,
by cokolwiek zrobić, ale dalej na niego krzyczałem.
-Nienawidzę cię! Cholernie
nienawidzę! Sram na ciebie! Wracaj do swoich! Idź znęcać się nad
innymi jak oni! Nie potrzebuję cię! Niedobrze mi się robi jak
patrze na takich jak ty! Zarozumiałych, rozpieszczonych, myślących,
że mogą wszystko! Niedobrze mi!-
-Ale ja nie jestem taki jak myślisz.-
odparł I wziął mnie na ręce. Biłem go I byłem zawzięty, dalej
rzucałem wyzwiskami w jego stronę. Mimo tego, iż strasznie się
szarpałem niósł mnie I nie zwracał uwagi. Wszystko mnie bolało,
miałem pełno zadrapań, bo nosiłem koszulki na ramiączkach...
inteligentne z mojej strony. W bluzie nie byłbym taki poturbowany. W
końcu Himchan dotarł do gabinetu I położył mnie na łóżku.
-Gdzie jest pielęgniarka kiedy jest
potrzebna? Aishhh....- ruszył do szafki I wyjął wodę utlenioną,
bandaż, gaziki I plastry. Usiadł koło mnie I zaczął przemywać
moje rany. Syknąłem kiedy dotarł do tej na przedramieniu.
-Damn! Chyba masz radochę kiedy ludzie
cierpią co?!-
-Nie lubię tego, ale ktoś musi ci
przemyć te rany. Sam tego raczej nie zrobisz.- odparł I przetarł
także rozcięcie na wardze.
-Kurwa! To boli debilu! Daj mi
spokój!- krzyknąłem I chciałem zerwać się do wyjścia. Himchan
złapał mnie i usadził na swoich kolanach.- Jesteś chamski! Zostaw
mnie!-
-Tak od zawsze...- odparł z ironią
na mój “grzeczny” apel I wrócił do opatrywania moich zdobyczy
wojennych. Czułem się dziwnie... z jednej strony go nienawidziłem
I to cholernie, a z drugiej... Z drugiej strony czułem się dobrze
kiedy się mną przejmował. Karciłem się w myślach za to I
starałem się wyprzeć te emocje, ale... to było zbyt trudne.
Wydawał się trochę inny niż dotychczas sądziłem. Cóż... nie
moja w tym brożka. Im szybciej skończy, tym szybciej sobie pójdzie.
W końcu jakimś cudem udało mu się założyć bandaże I obkleić
mnie plastrami... Czy ja mu wyglądam na mumię? Eh...
-Skoczyłem.- powiedział I uśmiechnął
się szeroko. Dostrzegałem w tym jakąś ironię, ale coraz bardziej
przekonywało mnie jego zachowanie... Był inny...
-Ta.. dzięki. A teraz żegnaj.-
odparłem I już chciałem wyjść kiedy ten szarpnął mnie za rękę.
-Jak to żegnaj? Przecież chodzimy do
jednej szkoły, więc jeszcze się zobaczymy.-
-Wątpię. Kiedy ciotka zobaczy mnie w
takim stanie pewnie będzie chciała zmienić mi szkołę albo co
gorsza wyśle mnie do jakiejś z internatem, bo to według niej ja
jestem prowodyrem bójek I jestem niebezpieczny, no I robię
kłopoty... szargam jej imię... Takie tam...- powiedziałem I
wzruszyłem ramionami na co Himchan odparł:
-No to nie można pozwolić, by cię
zobaczyła. Nie chcę żebyś stąd odchodził.- Tak to wszystko się
zaczęło, moja przygoda z Kim Him Chanem. Lekcje jeszcze trwały,
ale ja nie byłem w stanie dłużej siedzieć w szkole.- Wskakuj. -
dodał I wziął mnie na barana. Zaniósł mnie do swojego domu, była
wczesna pora, więc nikogo prócz nas tam nie było. Wszedł po
schodach I zabrał mnie do swojego pokoju.
-Poczekaj tu chwilę, zjemy obiad I
przyniosę nowy bandaż, bo na tym mocno widać już krew.-
powiedział I wskazał na przedramię po czym wyszedł do kuchni.
Rozglądałem się po pomieszczeniu. Wygląda jak pokój normalnego
chłopaka, na ścianie miał pełno zdjęć, zapewne ze znajomymi. Na
każdym był uśmiechnięty, wyglądał na osobę serdeczną, a nie
na kogoś kto zadaje innym ból. Może faktycznie nie jest taki jak
go ludzie opisują... może moje oczy widzą fikcję, a uszy
nasłuchują kłamstw I oszczerstw. Może... Czułem się trochę jak
na sprawdzianie w szkole... zawsze zamiast pisać zastanawiam się
nad sensem życia I egzystowania we wszechświecie... Pięknie Dae...
świetnie piszesz sprawdziany. Długo się nie zastanawiałem, gdyż
Him wrócił I podał mi talerz.
-Chyba przyjemniej będzie zjeść to
niż mieć to na głowie co?- spytał I zaśmiał się kiedy zobaczył
moją minę. Tak, to była potrawka z kurczaka... na ryżu...
-Prawie jak w szkole...-odparłem
załamany, ale kiedy zobaczyłem jego uśmiech... Trafiło mnie
całkowicie. Moje nastawienie zmieniło się diametralnie. To nie
mogła być ta osoba z opowieści... To na pewno Kim? Może ktoś się
za niego przebrał? Może ten oryginalny nie żyje I leży gdzieś...
zakopany w lesie albo zeżarty przez dzikie lwy... O CZYM JA MYŚLĘ?!
To musiał być Kim Him Chan, ale... Ale czemu ja już nie czuję
palącej mnie od środka nienawiści? Czemu mam ochotę odpowiedzieć
uśmiechem na każdy jego gest? Czuję się dziwnie, ale dobrze.
-Zadzwoń do swojej ciotki I powiedz,
że jakiś czas zostaniesz u mnie, jeśli będzie trzeba ja z nią
porozmawiam. Nie może cię zobaczyć w takim stanie.- wypalił nagle
I zmierzwił moje włosy. Zrobiłem się czerwony na twarzy, a moje
serce zabiło szybciej. Nie kontrolowałem tego.
-Przepraszam, że cię tak
zwyzywałem... Byłem w stanie gniewu...- burknąłem pod nosem.
-W porządku. Nic się nie stało
Hyunnie. - odparł, a ja nie mogłem uwierzyć, że ktoś w końcu
zdrobnił moje imię. To mnie zauroczyło... całkowicie.
Minęły 3 tygodnie, a w szkole
wszystko ucichło wraz z incydentem, który przewał Himchan. Ciągle
siedzieliśmy razem, więc nikt nawet mnie nie ruszał, bo bali się
Channiego. Polubiłem tego gościa... To śmieszne jak szybko
nienawiść można zniwelować. Od tamtej pory zbliżyliśmy się do
siebie I nie mam już takich kłopotów w szkole. Ciotka w końcu
przestała się mnie czepiać, w sumie to czasami pomieszkuję u
niego. Lubię spędzać z nim czas... spać w jednym pokoju, na
jednym łóżku... Może mu jeszcze tego nie mówiłem, ale zakochuję
się w nim. Jestem nienormalny... żywię uczucie do chłopaka...
Przepraszałem go wiele razy za sam początek, a on za każdym razem
mówił, że nic się nie stało, dotykał moich włosów... lubiłem
to tak bardzo... Chyba dlatego tyle razy to powtarzałem, chciałem
żeby mierzwił mi włosy tak jak to zrobił za pierwszym razem.
Wspaniałe uczucie. Hyung był dla mnie dobry I zawsze mi pomagał.
Pewnego dnia kiedy znowu siedzieliśmy u niego zdarzyło się coś
niesamowitego. Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Znowu
zacząłem go przepraszać, chciałem poczuć jego dotyk. Powiedział
mi tylko “Skończ z tym wreszcie, bo cię uciszę.” - zabrzmiało
to jak groźba, więc tylko spuściłem głowę I znowu przeprosiłem,
tym razem za to, że ciągle przepraszam. Moja logika jest
niesamowita... Wtedy właśnie to się stało. Chwycił dłonią mój
podbródek, uniósł głowę w górę I pocałował.
-Mówiłem, że cię uciszę...-
wyszeptał prosto w moje usta. Oczy miałem szeroko otwarte.
Milczałem. Pocałował mnie znowu, wylądowaliśmy na łóżku. To
był najpiękniejszy dzień mojego życia, najbardziej szczęśliwy.
Powiedział mi, że się zakochał, że pierwszy raz czuje się przy
kimś wyjątkowo. Ucieszyłem się, tak cholernie się ucieszyłem.
Spędziłem u niego noc, najlepszą z dotychczasowych, bo z nim.
Minął tydzień naszego związku. Było pięknie. Właśnie BYŁO, ale wszystko co piękne szybko musi się skończyć.Wiedziałem, że znajdę Himchana w szatni, bo miał trening. Kiedy wszedłem do środka moim oczom ukazało się coś czego nigdy bym nie podejrzewał. Himchan przyparty do ściany przez Banga... oni uprawiali seks... Po prostu... widziałem jak mojego chłopaka pieprzy ten pierdolony idiota, który rządził się w szkole... Nie wytrzymałem... coś we mnie pękło. Wybiegłem z szatni.
Minął tydzień naszego związku. Było pięknie. Właśnie BYŁO, ale wszystko co piękne szybko musi się skończyć.Wiedziałem, że znajdę Himchana w szatni, bo miał trening. Kiedy wszedłem do środka moim oczom ukazało się coś czego nigdy bym nie podejrzewał. Himchan przyparty do ściany przez Banga... oni uprawiali seks... Po prostu... widziałem jak mojego chłopaka pieprzy ten pierdolony idiota, który rządził się w szkole... Nie wytrzymałem... coś we mnie pękło. Wybiegłem z szatni.
-Hyunnie! - krzyknął Him, ale ja nie
zwracałem na niego uwagi. Chciał za mną pobiec, ale Bang go
zatrzymał.
-Nawet się nie waż. Wiesz co się
wtedy stanie?-powiedział Yongguk I wrócił do czynności. Mój sen
się skończył... teraz przeszedł w prawdziwy koszmar. Moje serce
pękło... po prostu pękło.
Następnego dnia wyglądałem
okropnie... Jestem facetem, a całą noc ryczałem... Nie wierzę w
siebie, nawet po ciężkich pobiciach nie miałem tak zszarganych
emocji, a ból fizyczny nie doprowadzał mnie do takiego stanu.
Cóż... w szkole wylądowałem w łazience. Musiałem się ogarnąć.
Nagle zza drzwi usłyszałem Yongguka, więc szybko wbiłem się do
kabiny I zamknąłem.
-Hahahahaha.-śmiał się wchodząc do
środka.-Nawet nie wiesz jak się ubawiłem widząc jak ten gówniarz
prawie płacze. Himchan... ahh Himchan... zawsze chciałem go
przelecieć, ale się nie dawał. W końcu mi się udało. Trochę
słaby, ale było okej. Hahahah- kontynuował przechwałki. Nie
mogłem wytrzymać, wyciągnąłem nóż z torby. Nosiłem go do
obrony własnej, ale teraz był idealny. Moje oczy zaszły łzami,
zacząłem szlochać, a nożem podciąłem sobie żyły. Nie chciałem
już żyć, nie miałem najmniejszego powodu, bo tylko dla Channiego
nie byłem problemem, dzięki niemu czułem, że żyję. Teraz kiedy
mnie zranił... nie miałem już powodu... Po prostu nie miałem.
Moon, Yoo I Choi mnie usłyszeli I powiadomili Banga. Dobijali się
do drzwi, ale na marne. Kiedy w końcu je wyłamali I zobaczyli mnie
zakrwawionego na ziemi... zaczęli się śmiać, że jestem
największym idiotą w tej szkole.
-Nie wierzę, że to zrobiłeś dupku.
Wiesz, że twój chłoptaś chciał ratować ci dupe? Powiedziałem,
że jak mi się nie odda to cię zabiję, ale jak widać sam
zrealizowałeś mój plan, więc nie mam już o co się martwić.
Hahahaha.- wyjaśnił I wyśmiał mnie ponownie po czym wszyscy
opuścili łazienkę. Himchan zrobił to żeby nie zrobili mi
krzywdy... Jestem taki głupi... ale już za późno... Nie mam nawet
siły zawołać kogokolwiek... Słabo mi...
Himchan stał na korytarzu przy swojej
szafce. Usłyszał część rozmowy Banga z chłopakami I zbledł.
-Nie wierzę, że ten dzieciak Jung
się pociął. Szybciej zdechnie I będzie spokój. Hahaha. Będzie
nam łazienkę nawiedzał jak już się wykrwawi.-
Chan czym prędzej ruszył do swojego
ukochanego. Kiedy dotarł na miejsce zastał nieprzytomnego chłopaka.
-Boże! Dae! Trzymaj się! Dae! Ocknij się ! Aishh! Nie możesz umrzeć Hyunnie! Nie mogę cię stracić!- Próba przywrócenia go do świadomości na marne. Czym prędzej zadzwonił po pogotowie I starał się zatamować
krwawienie. Na całe szczęście lekarze go uratowali. Dziś są
szczęśliwą parą, a Bang I jego zgraja w końcu oberwali od losu.
W szkole pojawił się nowy dyrektor, który zajął się złym
zachowaniem w szkole. Dae I Him zaczęli prowadzić kółko teatralne
I pomagają nowym uczniom zaadaptować się w szkole. Oboje są
szczęśliwi I nikt już im tego nie zabierze.
____________________________________
~Wybaczcie... miał być pornol BangHim i pornol HimDae, ale nie było mnie na to stać xD Serio.. gdzie indziej zrobię pornola albo napiszę tego BangHima jeszcze raz xD
Gomene xD Wrócę w nocy z nowym może xD Albo dodam jutro po południu coś jeszcze xD Zauważcie, że to już drugi dziś xD + ZAPRASZAM NA BLOGA z CRASH GENERATION. LINK 2 posty wcześniej lub na lewej liście bloga :D Hwaiting! Tag ;__; 7:30 to wczesna pora... xD Idę spać... Oyasumi. ~ Kana
Jonghyun x Key (JongKey) Shinee
Tytuł: ”Pogrążając się w mroku.”
Bohaterowie: Kim Ki bum (Key), Kim Jong
Hyun (Jonghyun)
Pairing: Jonghyun x Key
Gatunek: One shot, Rating – R, Short,
Dramat.
Zespół: Shinee
~Key o Jonghyunie.
Czy zastanawiałeś się kiedyś jak
to jest żyć w ciągłym mroku? Nie zdajesz sobie nawet sprawy z
tego kiedy twoje oczy przestają być potrzebne, inne zmysły
wyczulają się. Narządy, które przestawały być używane według
ewolucji zaczęły zanikać, więc skoro ciemność pożera twoje
ciało... na co komu oczy? Wzrok nie zdaje egzaminu, więc narząd
zanika. Pogrążasz się we własnym chaosie.
Pamiętam dobrze twój łagodny głos.
Głos, który zawsze mnie uspokajał. Pamiętam twój zapach i
uśmiech. Pamiętam każdy najdrobniejszy szczegół. Smak twoich ust
był najlepszym... ich delikatność.. ich barwa... Nie umiem
wyrzucić tego z pamięci choćbym nie wiem jak bardzo się starał.
Twoje słowa tkwią w mojej głowie, ich tonacja... wszystko. Twój
szept zaraz przy moim uchu był tak wspaniały, że za każdym razem
przechodził mnie dreszcz. Pamiętam kiedy pierwszy raz go
usłyszałem: „Jestem już twój.”. Twoje słowa wyryły się w
mojej pamięci zbyt mocno, zostawiły głęboką bliznę... Ślad
wieczności... Pamiętam twój dotyk, tak cudowny... tak wspaniały...
Potrzebuję cię... Potrzebuję jak nikogo innego. Chcę twojej
bliskości... a dostaje tylko baty od losu. Odszedłeś... Twoje
słowa rzucone na wiatr dalej rozbrzmiewają w mojej głowie i ranią
mnie ilekroć o tobie pomyślę. Twoje pocałunki niczym toksyczny
podarek. Twoje usta niczym trucizna, która zatruwała mnie i
sprawiała, że obumierałem z każdym dniem. Moje serce zamienia się
w bryłę lodu. Skoro oczy nie są potrzebne w ciemności to po co mi
serce skoro nie ma miłości? Niech zniknie... niech wyparuje tak jak
oczy. Nie chcę nic czuć... Nie chcę pamiętać... Skoro utkwiłeś
w moim umyśle to nie chcę mózgu... Nie chcę myśleć, bo to
boli... Nie chcę nic... Chcę umrzeć... Odejść jak najdalej stąd
i nie mieć nic wspólnego z przyziemnością... Nie chcę mieć nic
wspólnego z tym światem. Skoro nie mogę zaznać szczęścia to nie
mam po co egzystować w tym świecie pełnym żalu, nostalgii, apatii
i zdrady... Zdradziłeś moje serce... Moje oczy powiłeś mgłą i
nie mogłem zobaczyć prawdy... Nie mogłem, a teraz umieram...
Pogrążając się w mroku...
~ Spokojna wasza głowa xD Jakoś daję radę xD Jest wpół do 4... tak RANO xD
A ja siedzę i piszę teraz shorty z Shinee, a innych ficków z zamówień skończyć nie mogę xD
Weno wróć.... ~ Kana
środa, 27 marca 2013
CRASH GENERATION - ZAPRASZAM
~ Annyeong haseyo minna-san ! :D
~ Jest to fick na podstawie snów.
Oczywiście jest tu pełno Azjatów xD Troszkę yaoi i dużo zabawy :D
Zapraszam was do czytania fanfiction na nowym blogu :
~ Jest to fick na podstawie snów.
Oczywiście jest tu pełno Azjatów xD Troszkę yaoi i dużo zabawy :D
Mam nadzieję, że się wam spodoba ^^
~ Kana
niedziela, 24 marca 2013
Tao x Kris 4 (TaoRis) cz.II EXO
Tytuł:”Tonę w niebie.” (cz. 2/2)
Bohaterowie: Wu Yi Fan (Kris); Huang
Zitao (Tao)
Pairing: Tao x Kris
Gatunek: Rating - R, Seinen,
Romans, Dramat, Supernatural.
Zespół: EXO
_________________________________________
Patrzyliśmy jak na niebie rozpływały
się smugi samolotów... Tak olśniewające, że
uciekłem...zawstydzony, puściłem twoją dłoń. Miejsce, którego
szukamy jest nadal daleko...patrzę na ciebie nie prosząc o nic...
Dzieci podążają letnimi ścieżkami...trzymając w swoich dłoniach
nadzieję, aby odlecieć daleko stąd. Ścigaliśmy znikające smugi
samolotów... I nic się nie zmieniło od dnia,w którym wspięliśmy
się na tamto wzgórze I obserwowaliśmy zachód słońca. Pozwólcie
nam być zawsze sobą... a wtedy na pewno będziemy silni jak morze.
Biegnie młodzieniec, ścigając umykający strzęp snu o chmurach...
jeśli pozwoli mu odejść, sen ten rozpłynie się na wietrze na
wieki. Sam podążam naprzód, wpatrzony we własne kroki, a rankiem
wsłuchuję się w blednący śpiew... i podążam śladami, które
kiedyś pozostawiliśmy za sobą...
Siedziałem w salonie I wyczekiwałem,
aż Tao skończy robić śniadanie. Stwierdził, że nie powinienem
gotować, bo jeszcze coś spale, więc nie sprzeciwiałem się
chociaż... boje się co ten niezdarny chłopak może zrobić.
-Kolejna szarańcza wleciała przez
okno! Przewrócił się sos sojowy!- nasłuchiwałem jego krzyków z
kuchni.- Rozlał się olej sałatkowy! Jajka i bekon Krisa, całe się
zmarnowały...-
-Hej, pando!-
-Wygrałem!- krzyknął radośnie
kiedy wybiegł z kuchni I prawie na mnie wpadł.-Gege... Coś nie
tak?
-Co się z tym stało?-spytałem nagle
I zmierzyłem go wzrokiem.
-Nic, nic a nic.- odparł I
wyszczerzył się najmocniej jak tylko mógł. Usiedliśmy przy stole, zaczęliśmy jeść, ale zauważyłem, że ten dziwnie się zachowuje.
-Co to za spojrzenie "on zaraz to
zje"?-burknąłem widząc jak się na mnie gapi.
-To wcale nie tak, to normalne
spojrzenie...- wziąłem więc kolejny kęs.- Dobre? Gege?-
-Eche.-
-Naprawdę?- zrobił wielkie oczy.
-Eche.-
-Nie smakuje jak szarańcza?- spytał
I przechylił lekko głowę ciągle się na mnie gapiąc. Spojrzałem
na niego I rzuciłem się jak poparzony.
-Co chcesz przez to powiedzieć?!-
-Nic a nic, nic a nic.- powiedział
pod nosem I powrócił do jedzenia.
Jak zwykle poszedłem do pracy, którą
mi załatwił. Pomagałem w piekarni, więc jakoś dawałem radę. W
końcu umiałem gotować (czego Tao nie wiedział), więc pieczenie
to pikuś. Tao dalej chodził do szkoły, zajęcia mieli także w
wakacje. Lubił szkołę, mimo tego, że zawsze był sam. Dzisiaj nie
mogłem po niego przyjść, zatrzymali mnie w robocie, więc po
skończonej pracy szybko ruszyłem do domu. W drodze zadzwonił do
mnie dyrektor jego szkoły, powiedział, że dziś gorzej się poczuł
I został zwolniony do domu. Kiedy szedłem uliczką, już prawie
byłem na miejscu I usłyszałem jak woła mnie sąsiadka,
powiedziała, że Tao był dziś strasznie blady I zataczał się do
mieszkania. Wystraszyłem się, nie mogłem po niego przyjść...
Czemu nie zadzwonił. Zwolniłbym się bez względu na wszystko,
tylko po to żeby przy nim być. Ruszyłem szybko do domu I wszedłem
do jego pokoju.
-Słyszałem, że nie czujesz się
najlepiej.-
-Tak, ale to nic poważnego.-
-Tak nic poważnego na tyle, że
dzwonił dyrektor.... I przepraszam, że nie mogłem cię dzisiaj
odebrać. Mogłeś dać znać, nie zostawiłbym cię samego...-
-Nie szkodzi. Masz też swoje własne
życie.- powiedział cicho I schował twarz w kołdrę.
-Tak... Ale... - urwałem I zobaczyłem
półkę pełną pluszaków.- Ty naprawdę lubisz pandy, prawda?-
-Tak, bo pandy są takie urocze... od
dawien dawna...ale to co jest im przeznaczone... Jest ich coraz
mniej... koniec, śmierć. To naprawdę smutne i przyprawia moje
serce o ból...-
-Ten sen nadal się pojawia?- spytałem
I złapałem go za rękę.
-Tak, pojawia się... I ciągle się
cofam w tym śnie...- wyłonił twarz I spojrzał na mnie.
-Co masz na myśli?- spytałem cicho I
zapatrzyłem się na niego.
-Nie wiem jak to powiedzieć, ale
wiesz... Ten zapach i uczucie wiatru w moim śnie... Ta fala
powietrza, te zmieniające się pory roku... Cofam się w czasie.-
Jego oczy zaszły łzami, dotknąłem jego policzka I delikatnie
przesunąłem kciukiem po dolnej wardze.
-Nigdy nie słyszałem o śnie takim
jak ten.-
-Kris... Zastanawiam się, dokąd
zaprowadzi mnie ten sen...- odparł, a po jego policzku spłynęła
łza. Pocałowałem go I położyłem się obok. Jego usta były
delikatne jak płatki kwitnącej wiśni, delikatne jak
najdelikatniejszy kwiat, niczym bryza, która łagodziła wszystko
opatulając skórę zbesztaną gorącem. Przeszedł mnie silny
dreszcz kiedy rozchylił wargi jakby zapraszając moje do tańca.
Podparłem się na boku I skorzystałem, czułem ciepło jego ciała.
W pewnej chwili pociągnął mnie do siebie. Kołdra spadła, a ja
zawisłem nad nim podpierając się na rękach. Ściągnął moją
koszulkę I odrzucił ją na bok. Znowu byłem w tej samej pozycji,
stykaliśmy się nosami, nasze spojrzenia się spotkały.
Wpatrywaliśmy się w swoje oczy, czułem się niesamowicie widząc
tą głębię jego ciemnych tęczówek I dużych źrenic, na mojej
twarzy pojawił się lekki uśmiech. W końcu znowu go pocałowałem,
tym razem jego język zaprosił mnie do zabawy. Nie zrobiłbym
niczego wbrew jego woli, ale chciał... bardzo chciał. A ja
zapragnąłem jego bliskości, mimo, iż z każdym dniem... Im
bardziej się do siebie zbliżaliśmy... jego stan się pogarszał...
Nie doszło do niczego więcej tej nocy. Oboje zasnęliśmy wtuleni w
swoje ciała, czułem, że płonę.
Piękno tego dziecka nie zna granic...
Niczym niebo, z niezliczoną liczbą gwiazd... Niczym góry, z
niezliczoną liczbą drzew... krzewów... Jak łąki pełne kwiatów,
koniczyn, dmuchawców... Piękno większe niż siedem kwiatów
jesieni... To ukochane dziecko, zapadło w głęboki sen...
-Bolą mnie plecy...- odezwał się
Tao, ale odpowiedziała mu cisza. Spojrzał na mnie znacząco, a ja
wgapiając się w niego od razu się otrząsnąłem.
-Mówiłeś coś?-
-Odkąd wstałeś jesteś
rozkojarzony.-
-Cóż, miałem pewien stary sen...-
-Sen?-
-To nic ważnego... Ważniejsze czy
twój sen nadal się pojawia?-
-Sen który dzisiaj miałem był inny
od pozostałych. Świecił księżyc, było naprawdę jasno.
Zapragnąłem wznieść się do nieba. Bolało mnie całe ciało...
dopóki nie wzbiłem się wysoko w przestworza.Wtedy usłyszałem
głosy.- otworzyłem oczy szerzej I zaciekawiony przerwałem.
-Głosy?-
-Tak, głosy wielu ludzi. Wszyscy
próbowali mnie zatrzymać. Zaczęło dzwonić mi w uszach i nie
mogłem wznieść się wyżej... Ale później usłyszałem twój
głos...- Spoglądałem na niego, lekko rozchylając usta. Mój głos?
Zastanawiałem się dłuższą chwilę, aż nagle ni stąd ni zowąd
zmienił temat. Jakby nie chciał już o nim mówić.
-Podróżujesz na własną rękę,
prawda? Doświadczyłeś już kiedyś czegoś takiego... Nie wiem jak
to nazwać...- wydął lekko wargi I zaczął obserwować sufit.-
Dzielenia szczęścia z kimś innym niż ty sam... Radości z życia
dla dobra innej osoby...-
-Myślę że tak...ale to było dawno
temu...-
-Ale...-zdążył powiedzieć tylko
tyle, gdyż szybko mu przerwałem.
-Nie chcę o tym mówić... kraja mi
się od tego serce... Goniąc przemijający koniec przerwanego snu o
miłości, młodzieniec ucieka, ale zniknie w odległym ulotnym
wietrze. Dobroć, którą widziałem już nie istnieje. Stąpając
naprzód samotnie, spoglądam pod nogi. O poranku, słuchałam
śpiewu, który zniknął.. Zawsze ścigałem te odciski stóp, które
pozostawiliśmy...-
-Kris... Nie zacząłem przypadkowo
śnić, prawda? Myślałem, że to lato było wyjątkowe. Bardzo się
starałem, żeby zdobyć przyjaciół, aż spotkałem ciebie, wtedy
zaczęłam śnić... Myślę, że to wszystko jest jakoś powiązane,
więc tym razem dam z siebie wszystko. Myślę, że to lato będzie
moim najważniejszym wspomnieniem... tego lata mogłem poznać
ciebie...-zauważyłem, że z każdym słowem mówi coraz ciszej...
usnął. Zasłużył... niech odpocznie.
Następnego dnia zanim Tao wstał do
szkoły udałem się do sklepu. W końcu zrobię śniadanie, a on
odpocznie. Za bardzo się przemęcza. Kiedy wróciłem do domu
zauważyłem go siedzącego pod ścianą. Wyglądał okropnie.
-Co jest nie tak?- spytałem I
podbiegłem do niego rzucając wszystko na ziemię.
-Przestraszyłeś mnie... - odparł I
złapał się za serce.-Nagle zaczęło mi się kręcić w głowie,
nogi miałem jak z waty. Przepraszam...-
-Czy ty właśnie przeprosiłeś za
problemy ze zdrowiem? Gdybyś nie był w takim stanie to zdzieliłbym
cię za tą głupotę. Ciekawe czy to anemia... Co robimy? Idziemy do
szpitala?-
-Nie, nic mi nie jest.- odparł I
usiłował wstać.- Jak odpocznę, wszystko będzie dobrze.- Ponownie
osunął się na ziemię. Pomogłem mu wstać I wziąłem na ręce.
Wtulił się we mnie I wbił wzrok.- Lekcje się zaczęły...-
-Dobrze.- nie sprzeciwiał się.- A
co z twoją pracą?- spytał nagle.
-Zrobię sobie wolne.- odparłem I
usiadłem przy nim.
-Kris....- wyszeptał I złapał mnie
za rękę. - Kocham cię...- burknął pod nosem kiedy zobaczył moje
zainteresowanie, speszył się I odwrócił wzrok. Uśmiechnąłem
się mimowolnie I obróciwszy dłonią jego twarz w swoją stronę
pocałowałem jego koralowe usta.
-Zostań ze mną...- wyszeptał wprost
w moje wargi. Kiwnąłem głową na zgodę I położyłem się obok
niego. Zasnęliśmy.
Tao z dnia na dzień robił się coraz
słabszy. On ciągle ma te sny... To przez nie jest taki... Pamiętam
historię, którą opowiedziała mi moja mama... On miał tą samą
chorobę. Niedługo Tao zapomni o mnie, a kiedy zobaczy ostatni
sen... prawdopodobnie umrze.
Jak zwykle siedziałem w pracy do po
południa po czym wędrowałem odebrać Zitao. Dziś nie zastałem go
na ławce przed szkołą, więc poszedłem inną drogą niż zawsze I
zatrzymałem się na pewnym skrzyżowaniu. Jak na zawołanie zza
zakrętu wyłonił się Tao. Zatrzymałem go czym prędzej I
skarciłem za to, że poszedł bez słowa. Strasznie się o niego
martwiłem odkąd mu się pogorszyło. Kiedy trochę się uspokoiłem
spytałem potulnym głosem drocząc się z nim:
-Myślałeś, że się mnie
pozbędziesz didi?- włożyłem ręce do kieszeni I spojrzałem na niego
kpiąco.
-Nie...- założył ręce na siebie.-
Po prostu chciałem być samodzielny, dać z siebie wszystko. Nie
jestem dzieckiem, które trzeba pilnować...-urwał, a jego wzrok
utkwił w ziemi. To było zabawne I słodkie, widzieć jak się
denerwuje. Nie mogłem się powstrzymać, uśmiechnąłem się I
zmierzwiłem mu włosy.
-Chodźmy do domu.- powiedziałem I
złapałem go za rękę.
Musiałem go opuścić...
Stwierdziłem, że to moja obecność pogarsza jego stan, że te sny
są z mojej winy. Chciałem żeby żył jak najdłużej... kochałem
go, więc odszedłem. Aniołowie są posłańcami Boga, prawda?
Pragną uchronić ludzi od głodu i plag, modlą się, używając
mocy duchowej...i mogą komunikować się z Bogiem. Nie myślałem,
że samotność może być taka bolesna. Po tygodniu nieobecności I
jedynie odprowadzaniu go do szkoły I odbieraniu dotarło do mnie, że
nie mogę tak żyć... Ja... byłem szczęśliwy przy nim. Moje serce
było wypełnione ciepłem właśnie u jego boku. U boku tego
niezdarnego dzieciaka, który odczuwał tak bolesną samotność...
Zakochałem się w nim I nie mogłem... Nie mogłem odejść na
zawsze...
-Tao, wróciłem!- wbiegłem do
mieszkania. Panowała tam cisza, więc udałem się czym prędzej do
jego pokoju.- Już nigdy więcej nie odejdę. Zostanę z tobą i
sprawię, że będziesz się śmiał.
-Kris gege...- wyszeptał I zamknął
oczy. Jego dłoń bezwładnie opadła z łóżka.
-Tao! Zitao! Pando! Popatrz!
Uśmiechnij się! Dlaczego dopiero teraz zauważyłem? Byłem
szczęśliwy przy tobie, mogąc patrzeć na twój uśmiech... Dzięki
temu byłem szczęśliwy... Już nigdzie nie odejdę. Uśmiechnij
się! Dobrze? Tao?! - moje oczy zaszły łzami.- TAO!!!!!!-
Niebo od zawsze jest nieosiągalnym
miejscem dla ludzi, którzy nie mają skrzydeł. Anioły muszą
lecieć dla nas, jako że my nie mamy skrzydeł. Ludzkie sny i
życzenia, wszystkie je zwracamy ku niebu! W ten sposób, będziemy w
stanie żyć spokojnie. To właśnie czuję. Zanim się spostrzegłem,
patrzyłem w niebo, które zawsze wypełnione było smutnym kolorem,
wiecznie trwającym, niekończącym się błękitem. Chłopak, który
wrócił do tej nieskończoności, nadal jest całkiem sam. Dlatego
wyruszę w podróż, by kontynuować jego poszukiwania, aż pewnego
dnia, sprowadzę go z powrotem, aby przywitać nowy początek!
Czytaj uważnie. Historia, którą
opowiadam jest bardzo ważna.
To długa, długa opowieść o podróży,
która będzie przekazywana dzieciom przez ich rodziców, odtąd już
na zawsze. Nadal dziedziczymy wspomnienia gwiazd. Widzimy i słyszymy
każde zdarzenie, które ma miejsce na tej planecie, po czym
przekazujemy je z pokolenia na pokolenie. Wspomnienia gwiazd muszą
być wiecznie szczęśliwe. Kiedy niebo jest przesłonione
nienawiścią i wojną, planeta ta będzie się smucić i zawodzić,
po czym znów nastanie pustka ostatecznie osiągając Apokalipsę. To
przeznaczenie, którego nie można uniknąć. Ale w końcu, proszę,
daj szczęśliwe wspomnienia ostatniemu dziecku, które dźwiga
wspomnienia gwiazd... Daj szczęście mojemu sercu, bo to właśnie
on jest moim sercem.... Huang Zitao...
_________________________________________________________________________
Jak wam się podobał ten dramat ? xD Trochę na siłę pisałam, bo weny brak xD Ale myślę, że jest ok...
Idę spać, bo już prawie 1, a o 6 muszę wstać do szkoły xD Jal ja ! ;d
Subskrybuj:
Posty (Atom)